Rozdział XVII to
koniec?
Jacek
Obudziłem się rano, bardzo wyspany. Spojrzałem na
zegarek i zauważyłem że jest już po ósmej. Natychmiast zacząłem
budzić Dominikę.
-Domi. Wstawaj zaspaliśmy do pracy.
-Zamknij się.- Powiedziała.
-Domi wstawaj. Naprawdę zaspaliśmy, już po ósmej.
-Cholera jasna.- Dominika zerwała się z łóżka i
poleciała szybko szykować się do pracy. Ja zrobiłem dokładnie to
samo. Szybko ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do pracy, całe
szczęście komendanta jeszcze nie było co zdziwiło wszystkich.
Szybko jednak poszliśmy się przebrać i poszliśmy do swojej pracy.
Czekaliśmy na jakieś wieści w pokoju odpraw. Nagle do Dominik ktoś
zadzwonił.
Dominika
Wyszłam na korytarz odebrać telefon.
-Tak słucham.
-Dominika tu Mikołaj.
-O co się stało ze dzwonisz?
-Ola zaczęła rodzić. Poprosisz dyżurnego do
telefonu?
-No jasne a to nie mogliście do niego zadzwonić?
-Nie mam tylko twój numer.- Zawołałam Jacka do siebie
i podałam mu telefon.
-Tak, co się stało?- Zapytał Jacek.
-Jacek, słuchaj Komendanta dziś nie będzie, zastąpisz
go. To pilne. Rozdziel rewiry i zadania. Proszę to rozkaz
komendanta.
-No dobra, dobra.- powiedział Jacek dając mi telefon.
-Mikołaj co z Olą?
-Dobrze dobrze, zaczęła rodzić w nocy. Poczekaj
chwilkę.- powiedział więc poczekałam, pewnie lekarz albo
pielęgniarka coś mówią.- Ola urodziła. Chłopiec i dziewczynka.
-Moje gratulacje. Dobra leć do nich. Ucałuj Olkę ode
mnie.- Powiedziałam rozłączając się i idąc do pokoju odpraw.
Jacek właśnie przydzielał rewiry a ja wpadłam jak poparzona,
wszyscy spojrzeli na mnie.- Ola urodziła. Komendanta nie będzie.
Chłopiec i Dziewczynka.- Wydusiłam z siebie, wszyscy patrzeli na
mnie jak na jakiegoś anioła. Nagle wszyscy zaczęli opowiadać jak
to cudownie jest zostać rodzicem. Po przydzieleniu rewirów przez
Jacka, każdy udał się do pracy. Ja poszłam do pokoju służbowego,
Emilka jak zawsze miała się spóźnić. Weszłam do pokoju i
ujrzałam za biurkiem Pawła. Rzuciłam mu się na szyję.
-Paweł. Nareszcie.
-Cześć młoda. Aż tak tęskniłaś?
-No pewnie, wiesz ile się działo.
-A czyli komendant nic nie wspominał że wróciłem.
-A bo ty na odprawie nie byłeś. Komendanta dziś nie
będzie. Olka urodziła.
-O jak miło. A co im się urodziło?
-Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka.- Powiedziałam
radośnie zobaczyłam że Paweł jakoś tak dziwnie na mnie spogląda.
Nie wiedziałam o co chodzi, po chwili dopiero zrozumiałam że Majka
jest w ciąży.- Chwilka, Majka ona....- Paweł nie dał mi
dokończyć.
-Tak urodziła, wczoraj rano.
-Jejku gratuluje.- Znów przytuliłam Pawła.- I co?
-No dziewczynka.
-Znowu, no mogłeś się bardziej postarać.
-No bardzo śmieszne. Będziemy się starać aż będę
mieć synka.
-Ta jasne.- Zaśmiałam się.- Dobra chodź mamy patrol.
-Dobra już lecę.- i udaliśmy się do radiowozu i
pojechaliśmy patrolować ulice, na szczęście trafił nam się
spokojny rewir. Spokojna służba. Kilka wezwań zakończonych
pouczeniami. Po służbie wróciliśmy na bazę aby wypełnić
raporty i udaliśmy się do domów. Znaczy ja czekałam na Jacka
który bawił się dziś w komendanta, a Paweł pojechał do szpitala
do Majki. Czekałam pięć minut na niego w końcu wyszedł.
-Hej Jacuś, jak ci minął dzień.- Rzuciłam się w
jego objęcia.
-Hej skarbie. Męczący.-
Pocałowaliśmy się na powitanie.
-Pawłowi urodziła się
córka.
-Trzecia. Dobry jest. Ale
my będziemy mieli pierwszego synka.
-A kto powiedział że ja
będę mieć z tobą dzieci?
-No ja, a to ty też
musisz się zgodzić?
-No tak, najpierw musisz
mi się oświadczyć, potem ślub i dopiero wtedy urodzę ci synka.-
Powiedziałam, trzymając go za rękę i idąc do samochodu.
-Ale oświadczyny chcesz
takie romantyczne i zaplanowane czy może bardziej niespodziewane,
takie wiesz np. siedzimy przed telewizorem i ja ci mówię ze kupiłem
ci pierścionek i że jest w szufladzie a ty idąc do łazienki
bierzesz go i zakładasz na palca?
-A skont taki pomysł na
oświadczyny?
-Mój tato się tak
oświadczył mamie.
-No nie żartuj. Wyśmiała
bym cię, masz się postarać. - Powiedziałam wsiadając do
samochodu.
-Dobrze, dla ciebie nawet
pałac wybuduję.
-Nie słodź bo
przesłodzisz.- I pojechaliśmy do domu. Weszłam do środka i
poszłam do kuchni zrobić coś do zjedzenia. Jacek podszedł do mnie
przytulił i zaczął delikatne całować po szyi.
-A gdybym teraz ukląkł o
tak.- Jacek ukląkł.- wyjął bym z kieszeni pierścionek właśnie
ten, złapał cię za rękę i zapytał. Dominika czy zostaniesz moją
żoną?- Stanęłam zaskoczona. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
Przed chwilą rozmawialiśmy o oświadczynach a on teraz klęczy
przede mną i mi się oświadcza.
-Jacek, ja ja...nie wiem
co mam powiedzieć.
-Powiedz tak.
-Kocham cię.- Również
uklękłam, naprzeciwko Jacka. Uroniłam kilka łez założyłam
pierścionek i pocałowałam Jacka. Podnieśliśmy się z podłogi.
Cały czas się całowaliśmy. Objął mnie w biodrach i zaczął
rozpinać mi sukienkę, po chwili znaleźliśmy się w sypialni.
Jacek pieścił moje ciało, a ja całowałam go po jego ciele.
Spędziliśmy razem cudowną noc. Rano obudziłam się w objęciach
mojego narzeczonego. Posłałam mu uśmiech.
Jacek
Obudziłem się rano a Dominika była we mnie wtulona.
Nie mogłem uwierzyć że mnie przyjęła. Planowałem oświadczyny
od miesiąca, a tu nagle wszystko diabli wzięli, ale no cóż
kolacja z rodzicami i tak musi być. Zaprosiłem już ich. Powiemy o
oświadczynach i będziemy się sobą cieszyć. Dominika wstała i
uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć kochanie.- Powiedziałem, całując ją w
czółko.
-Cześć.- Odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
-To kiedy ślub?
-No nie wiem, może w wakacje.
-Nie, mało czasu. Może w święta.
-Nie święta są same w sobie cudowne.
-To może na wiosnę.
-Zimno jest, będę musiała kupić jakąś marynarkę
do sukni.
-No to za równy rok. W maju. Piękny miesiąc.
-Dobrze. Za równe 364 dni.- Pocałowaliśmy się. Potem
wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się do pracy.
Dominika
Wysiadłam z samochodu cała w skowronkach, mój dobry
humor udzielił się nawet Jackowi, który szedł obok mnie i trzymał
mnie za rękę. Weszliśmy do firmy, nasze dobre humorki od razu
zostały zauważone przez komendanta.
-A widzę humorki dopisują.- Powiedział komendant.
-A dopisują. A jak się czują nasi rodzice świeżo
upieczeni?
-Ola jest z dziećmi w szpitalu, ale Mikołaj, nie
będzie go dziś w pracy.
-O pępkowe było, i nas nie zaprosił. Ale menda.-
Zaśmiał się Jacuś.
-No dobra zmykajcie zaraz odprawa.- Powiedział
komendant a my udaliśmy się do pracy. Wpadłam do pokoju cała w
skowronkach. Paweł już był.
-No hej.- Przywitałam się.
-Mów co taka szczęśliwa jesteś.
-A nic nie ma o czym mówić.- I zaczęłam wymachiwać
ręką z pierścionkiem przed twarzą Pawła. Złapał za moją dłoń,
popatrzył na mnie.
-Oświadczył ci się?- Pokiwałam znacząco głową.-Moje
gratulacje, powiedział Paweł i przytulił mnie, do pokoju wbiegła
jak poparzona Emilka była przerażona.
-O a co to za romanse.- Momentalnie z Pawłem
odsunęliśmy się od siebie.
-Co się stało?
-Nie chcę nic mówić ale widziałam Kwiecińskiego, na
korytarzu. Albo jest kontrola albo mamy przesrane.
-Emilka spokojnie, to że tu jest to nie znaczy od razu
nic złego.- I do pokoju wpadł Jacek.
-Widzieliście, mamy przesrane.-Powiedział Jacek.
-O co tu chodzi. Kwieciński nie jest taki zły. Czemu
od razu panikujecie?
-Bo jest awantura u komendanta w biurze.- Odpowiedział
Jacek a po chwili w pokoju zjawiła się Monika z Krzyśkiem.
-Słyszeliście nowinki.- Powiedziała Monika.
-Od dziś, Kwieciński, przejmuje kontrole.
-No to faktycznie nic złego nie wróży.- powiedziała
Emilka a Krzysiek podszedł i ją przytulił, Ja natomiast wtuliłam
się w Jacka.
-A w ogóle, ktoś wie co to za awantura była?-
Postanowiłam zapytać.
-Poszło o związki między policjantami.- Powiedziała
Monika siadając na biurku.
-No to mamy przesrane.- Powiedział Jacek.
-No nie tylko wy.- Powiedziała Monika i znacząco
popatrzyła na Krzyśka i Emilkę.
-Od kiedy?- Zapytał Paweł.
-No od niedawna.- Odpowiedział Krzysiek.
-Nie no to nasze gratulacje. Widzę tu zaręczyny tu
nowe związki.
-Chwila jakie zaręczyny?-Wtrąciła Emilka.
-No bo....-Jacek zaczął mówić. Ja postanowiłam
dokończyć.
-Jacek mi się wczoraj oświadczył.- Powiedziałam
pokazując dziewczynom pierścionek zaręczynowy.
-Jejku, nasze gratulacje.- Powiedział Monika i
przytuliła mnie a Krzysiek z Pawłem z pogratulowali Jackowi. Emilka
podeszła do mnie i mnie uściskała.
-Ale wiecie że mamy i tak przesrane.-Wtrąciła Emilka.
-No Emilka ma racje, Wysocki chciał nas rozdzielić a
co dopiero Kwieciński.- Powiedział Jacek.
-Jak to Wysocki chciał was rozdzielić?- Zapytał
Krzysiek.
-Pamiętacie tą akcje co wszyscy myśleli że jestem w
ciąży.
-No tak, kto by zapomniał taką akcję.
-No to on wtedy powiedział że nie możemy razem
pracować. Dopiero jak mu Dominika pokazała zaświadczenie że nie
jest w ciąży to nam uwierzył.- Zaczął opowiadać Jacek. Nagle do
pokoju wszedł Komendant Wysocki.
-O tu jesteście. To dobrze muszę z wami porozmawiać.
Od dziś dowództwo przejmie podinspektor Kwieciński. Też jestem
zaniepokojony tą sytuacją ale ja idę na urlop. Także, przyszedłem
się pożegnać. A i jeszcze jedno, są skargi na to że są u nas
związki między policjantami. Dominika i Jacek tu prośba do was
unikajcie go jak ognia i uważajcie z czułościami, bo ja
przymykałem oko ale on.
-Tak jest Panie komendancie.- Powiedział Jacek.- Ale w
sumie czemu Pan Komendant idzie na urlop?
-Rozkazy z góry. Nic na to nie poradzę.
-Czyli Wojewódzka na nas poluje.- Powiedział Krzysiek.
-Co masz na myśli mówiąc na nas.- Zapytał komendant.
-No bo Panie komendancie ja i …..Emilka...to znaczy
my....
-Dobra nie tłumaczcie się. Proszę wrócić w tej
chwili do pracy.- Powiedział komendant i wyszedł z pokoju.
-Dobra za dziesięć minut odprawa. Zbierajmy się. Nie
chcemy powtarzać poprzedniego starcia z podinspektorem Kwiecińskim.-
Powiedział Paweł.
-Musisz przypominać.- Powiedziałam i wyszłam z
pokoju. Chwilę po mnie do pokoju odpraw dotarła reszta policjantów.
Oczywiście pierwsze uwagi i skargi zastały wykrzyczane na samym
wstępie potem zostały przydzielone rewiry. A na końcu został
poruszony temat związków. Oczywiście wszyscy mieli go gdzieś, ale
musieliśmy być bardzo ostrożni.
-To jest komenda Policji a nie burdel. Jeśli kogoś
zobaczę, czeka was dyscyplinarka, i koniec tematu a i jeszcze jedno,
od dziś patrole będę ja rozdzielał i będziecie musieli
współpracować.- Powiedział Komendant Kwieciński, a ja miałam
ochotę go wyśmiać na szczęście ugryzłam się w język.-Więc
zapraszam do pracy.- No i wszyscy poszliśmy. Wyszłam z komendy i
już na dzień dobry usłyszałam komentarze od komendanta o
stosownym ubraniu, no a przecież miałam mundur.
-A jak to się do pracy, posterunkowa ubiera?
-Starsza Posterunkowa. I jestem w mundurze.
-No teraz, ale rano, jak do burdelu, nie życzę sobie
takiego wyglądu na komendzie.
-Przepraszam bardzo, ale mam prawo ubierać się tak jak
mi to odpowiada. A w godzinach pracy jestem w mundurze, po pracy
jestem cywilem i mam prawo nosić to co mi się podoba, czy to
komendantowi odpowiada czy nie.
-Jak się posterunkowa do mnie odzywa, jestem waszym
przełożonym i należy mi się odrobina szacunku.
-Przypominam że jestem starszą posterunkową, a teraz
przepraszam śpieszę się na patrol.- I poszłam do radiowozu gdzie
czekała na mnie Emilka. Tak jak powiedział od dziś są zupełnie
inne patrole.
-Co ty taka zła?- Zapytała Emilka, zaraz jak wsiadłam.
-Wiesz co mu przeszkadza, że przyszłam dziś do pracy
w sukience.
-Jaki typ. Dobra jedźmy bo jeszcze będziemy miały,
wiesz co.
-A z tą dyscyplinarką, to przesadził i to na
poważnie.
-A weź nawet się tym nie przejmuj, to co robimy po
pracy to nasza sprawa. Przecież nam żyć nie zabroni.
-No żyć może nie.- Rozmowę przerwał nam dyżurny.
-00 do 05.
-Piątka zgłaszam się.- Odpowiedziałam.
-Podjedźcie na Słowiańską 17.
-Ale tam jest szkoła, co się stało?
-Podobno nauczyciel znalazł dragi przy uczniu.
-No dobra, na bombach?
-Nie nie ma takiej potrzeby. Dajcie znać jak będziecie
po.
-Dobra, bez odbioru.- I pojechaliśmy, na miejscu
byłyśmy po dziesięciu minutach. Przed szkołą czekał na nas
dyrektor oraz pedagog.
-Sierżant Emilia D.
-St. Posterunkowa Dominika P. Komenda miejska. Co się
stało?
-Dzień dobry, może wejdźmy do szkoły, nie będziemy
tu rozmawiać.- Powiedział dyrektor i weszliśmy do środka,
zawędrowaliśmy do pokoju nauczycielskiego.
-No więc co się stało?
-Zaraz wyjaśnimy, napiją się panie czegoś.
-Nie nie, dziękujemy. Ale możemy przejść do sprawy.
-Tak tak, oczywiście.
-No to proszę mówić.
-Więc, byłam z klasą 3C umówiona na sprawdzian.-
Zaczęła mówić jedna z nauczycielek.- Poprosiłam o wyjęcie
karteczek i długopisów. Podeszłam do uczniów aby dać pytania i
wtedy zauważyłam że jeden z uczniów chowa coś do rękawa. No
moja pierwsza myśl to ściąga. Poprosiłam o wyjęcie, ale uczeń
protestował. No w końcu bo dość długiej debacie wyjął. Ale nie
ściągę a woreczek z czymś białym. Zaraz jak to zobaczyłam,
poprosiłam go na słówko. Klasa zadowolona bo nie było sprawdzianu
a ja przerażona, z kont jeden z najlepszych uczniów to wziął.
-No dobrze a gdzie on jest?- Zapytała Emilka a ja
sporządzałam w tym czasie notatkę.
-U psychologa szkolnego.
-Czy uczeń jest pełnoletni?
-Tak.
-Więc zabierzemy go na komendę ale prosimy o
poinformowanie rodziców.- No i tak jak Emilka powiedziała,
zabraliśmy chłopaka na komendę. Najpierw zgłosiliśmy to
dyżurnemu. Chłopak był przerażony, w radiowozie, zaczął się
tłumaczyć, ze to nie jego, że tylko znalazł. Dojechaliśmy na
komendę, zaprowadziliśmy chłopaka do pokoju przesłuchań i
zaczęłyśmy wstępne przesłuchanie.
-Więc Jak się nazywasz?
-Juliusz Borkowski.
-Ile masz lat i gdzie mieszkasz?
-19, Ul. Kamienna 36/15
-No dobrze, więc jak wszedłeś w posiadanie substancji
odurzających.
-Kupiłem.
-Od kogo i gdzie?
-Nie będę kapował.
-Nie proszę cię abyś kapował tylko mówił prawdę.-
Powiedziała Emilka a ja wypełniałam papiery.
-Od chudego.
-Kto to chudy?
-Nie wiem tak na niego mówią, diluje za szkołą.
-Uczeń?
-Nie, dorosły około trzydziestki na długiej przerwie
zawsze jest?
-A po co ci były narkotyki?
-No, ja, chciałem żeby nie myśleli że jestem jakimś
sztywniakiem. Ja nie brałem to że mnie złapała Żmija, to było
ukartowane.
-Jak, specjalnie to zrobiłeś, żeby cię złapali.
-No tak, czy ja pójdę za to siedzieć?- No i w tym
momencie przesłuchanie przerwał nam zatroskany tatuś. Drzwi się
otworzyły.
-Jakim prawem przesłuchujecie mojego syna?
-Pana syn jest dorosły, proszę nie utrudniać
przesłuchania.
-Ja wam dam idę skargę złożyć.
-Proszę bardzo, na końcu korytarza w prawo. Trzecie
drzwi po lewej.
-Do widzenia.- Powiedział mężczyzna i wyszedł
trzaskając drzwiami. A my wróciłyśmy do przesłuchania.
-To był twój ojciec.
-Tak.
-Nerwowy człowiek.
-No bardzo.
-Co masz na myśli?
-No potrafi się nieźle zezłościć, czasem bywa
niezrównoważony.- To co powiedział chłopak zaskoczyło mnie
totalnie. Nie wiedziałam do końca co chłopak ma na myśli, ale
zaczęłam się poważnie zastanawiać czy czasem ie jest w domu
maltretowany. Skończyłyśmy przesłuchanie i wypuściliśmy
chłopaka. O jego dalszych losach miał zadecydować prokurator.
Jacek
Dzień nie zaczął się zbyt miło. Nowy komendant,
ciekawiło mnie tylko czego on tak naprawdę chce. Chwilę po
odprawie się dowiedziałem.
-Aspirancie, zapraszam do mnie.- Powiedział Kwieciński,
a ja zniesmaczoną miną udałem się do jego gabinetu.- Usiądź
proszę.
-Coś się stało?
-Tak chciałem z tobą poważnie porozmawiać.
-No to proszę mówić.- Usiadłem naprzeciwko.
-Więc, to trudny temat, jak by zacząć.
-No najlepiej od początku.
-No dobrze, jestem twoim ojcem.- Powiedział komendant a
ja zrobiłem wielkie oczy z niedowierzania.
-Moim kim?
-Ojcem, jesteś moim synem.
-No chyba pan żartuje.
-Nie Jacuś, myślałem że Mariola ci powiedziała.
-Powiedziała o czym?
-Że Kazik nie jest twoim ojcem. Ja nim jestem.
-Jak to możliwe?
-No twoja mama spotykała się ze mną. Zaszła w ciążę
i odeszła ode mnie o twoim istnieniu dowiedziałem się niedawno.
-To nie możliwe.- Powiedziałem podniosłym głosem,
wstając z krzesła.
-Jacek uspokój się dla mnie to też był szok.- Moim
ojcem jest komendant, mama przede mną ukryła taki fakt, ale
dlaczego m nie powiedziała, przecież, to niemożliwe żeby on był
moim ojcem.- Wiem że to nie jest łatwe ale chciał bym abyś mówił
do mnie Tato.
-Co proszę. Chyba komendant ogłupiał. Moim ojcem nie
jest ten kto mnie spłodził a ten kto wychował.- Powiedziałem i
wyszedłem załamany z gabinetu. Poszedłem do dyżurki i zacząłem
pracę. Mój zły humor zauważył Paweł, który przyniósł mi
raporty.
-A tobie co?
-Co byś zrobił gdybyś się dowiedział że twój
ojciec nie jest twoim ojcem?- Zapytałem, załamany.
-O stary współczuje, a znasz biologicznego?
-Nie pocieszasz, to Kwieciński.
-Że co, on jest twoim ojcem?
-No wyobraź sobie że tak, wziął mnie na rozmowę i
mówi mi że jest moim ojcem i od dziś mam mówić do niego tato.
-No to niezła heca się szykuje, Dominice mówiłeś?
-Kiedy, ma patrol z Emilką.
-Musisz jej powiedzieć.
-Człowieku to nie jest mój ojciec.
-Jacek, pogadaj z rodzicami. A teraz sorki ale muszę do
pracy wrócić.
-No dobra, dzięki.- Paweł poszedł a ja zająłem się
pracą. Na radiu spokój, głucha cisza, a ja nie mogłem przestać
myśleć o porannej rozmowie z komendantem. Postanowiłem zadzwonić
do mamy i umówić się na obiad. Musiałem to wyjaśnić. Chwilkę
później przyszedł do mnie komendant.
-Jacku proszę się zająć pracą, a nie przez telefon
rozmawiacie.
-Przepraszam, ale mam problemy rodzinne.- Powiedziałem
siadając za biurkiem odkładając telefon.
-Rozumiem, ale proszę nie mieszać do tego pracy.- I
nie wytrzymałem.
-Nie
mieszać do tego pracy. A kto mi rano powiedział że jest moim
ojcem. Ty myślisz że zjawisz się w moim życiu tak nagle, w pięć
minut nadrobimy 27 lat i będę szczęśliwym synkiem komendanta. Co
ty sobie myślałeś. Ja cie nigdy nie zaakceptuje. Nigdy nie
będziesz moim ojcem.
-Jacek, ale ja nim jestem czy tego chcesz czy nie. I
proszę się do mnie zwracać Panie komendancie.
-Mówi to człowiek który kilka godzin temu chciał
żebym mówił do niego tato.
Dominika
Właśnie skończyłyśmy z Emilką przesłuchanie,
sporządziłam notatkę i postanowiłam zanieść ją Jackowi.
Podeszłam do drzwi, już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam
rozmowę Jacka z Komendantem.
-.....będę szczęśliwym synkiem komendanta. Co ty
sobie myślałeś. Ja cie nigdy nie zaakceptuje. Nigdy nie będziesz
moim ojcem.
-Jacek, ale ja nim jestem czy tego chcesz czy nie. I
proszę się do mnie zwracać Panie komendancie.
-Mówi to człowiek który kilka godzin temu chciał
żebym mówił do niego tato.- Postanowiłam wejść do pokoju.
-Jacek o co tu chodzi?- Stanęłam obok komendanta,
spoglądając raz na niego a raz na komendanta.
-Ktoś pozwolił posterunkowej tu wejść?- Powiedział
komendant.
-Zamknij się, na chwilę.- powiedział Jacek podniosłym
głosem.- Dominika, to jak by ci to powiedzieć.
-To, jest twój ojciec?- Zapytałam, a Jacek podszedł
zamknąć drzwi, żeby nikt nie słyszał rozmowy.
-Słyszałaś, rozmowę.
-No trudno was nie słyszeć jak się drzecie na całą
komendę.
-Nie to nie jest mój ojciec.
-Po co się jej tłumaczysz. Może posterunkowa wyjść,
chciał bym dokończyć rozmowę z synem.
-Starsza posterunkowa i nie mogę wyjść, chciała bym
się dowiedzieć o co tu chodzi.
-Nie musi się St. posterunkowa do tego mieszać.
-Owszem musi bo to moja narzeczona.- Powiedział Jacek
przytulając mnie.
-Jeszcze tego brakowało, żeby mój syn przynosił
wstyd całej komendzie.
-Nie jestem twoim synem i nie życzę sobie żebyś tak
mnie nazywał.- Wykrzyczał Jacek a komendant wyszedł z dyżurki
trzaskając drzwiami.
-Jacek o co tu chodzi?- Zapytałam.
Jacek
-Przepraszam. Ja nic nie wiedziałem.- No co mogłem
powiedzieć, że komendant jest moim ojcem, mama mnie oszukała.-
Mama nas zaprosiła na obiad.- Powiedziałem chcąc zmienić temat.
-Nic nie rozumiem z tego. Co to za cyrk?
-Dominika wyjaśnię ci to po pracy. Sam muszę to
przemyśleć.
-Nie przejmuj się tym, to pewnie nie porozumienie
jakieś.
-Nie przejmuj się, on jest moim ojcem a ja się dopiero
teraz o tym dowiaduję. Rodzice ukryli coś takiego przede mną a ty
mówić że mam się nie przejmować.
-Uspokój się, może mieli powód albo to zwykła
pomyłka. Naprawdę uspokój się, lepiej się zastanówmy co zrobimy
z naszym związkiem.
-Co masz na myśli?
-No dyscyplinarkę, sam słyszałeś co powiedział na
odprawie.
-A to, nic się nie przejmuj, nie zrobi tego. Jak
pracowałem w Gdańsku to też miałem z nim do czynienia i też się
tak odgrażał.
-Chwila, to ty go znałeś wcześniej?
-No tak, bo on był u nas komendantem jak poprzedni miał
wypadek i był w szpitalu.
-I on ci nic na ten temat nie powiedział?
-No nie niby teraz się dowiedział.
-Ale jak, twoja mama musiała go spotkać. No bo jak
inaczej.
-Nie wiem ale wyjaśnimy to dziś przy obiedzie.
-No dobra, to po pracy przy samochodzie.
-Niema sprawy.- Objąłem Dominikę i pocałowałem.
Potem oboje wróciliśmy do pracy. Cały czas zastanawiałem się nad
tym co usłyszałem rano od komendanta. Nie rozumiałem o co chodzi w
całej tej sytuacji. To nie możliwe żeby on był moim ojcem. A
jeśli jest, to co mama go zostawiła? Dlaczego?, zawsze mówiła o
idealnej rodzinie jaką jesteśmy, a może to on nas zostawił. O co
tu do cholery chodzi, przez to wszystko nie mogłem skupić się na
pracy. Nawet nie zauważyłem jak na moim biurku znalazła się
sterta papierów do wypełnienia. Przez to wszystko wyszedłem z
pracy spóźniony a Dominika czekała na mnie przy samochodzie.
-Co tak długo?
-Nie mogłem się skupić i jakoś dużo czasu mi to
zajęło.
-Cały czas o tym myślisz?
-No nie mogę jakoś o tym przestać myśleć.
-Spokojnie zaraz to wyjaśnimy. Wydaje mi się że
będzie lepiej jak ja będę prowadziła.
-Chyba masz rację.- I zamieniliśmy się miejscami przy
okazji mijając wyjeżdżającego z parkingu Kwiecińskiego. No i
znowu się wkurzyłem. Pojechaliśmy, jeszcze przed wejściem do domu
rodziców ustaliliśmy że najpierw zjemy obiad a dopiero później
przejdziemy do sedna sprawy. No co prawda bardzo cykałem się tej
rozmowy. Weszliśmy do domu.
-Cześć mamo.- Krzyknąłem wchodząc do domu, Dominika
szła za mną.
-O witajcie kochani, zapraszam do środka.- Powiedziała
Mama, a my weszliśmy do salonu, gdzie czekała nas niemiła
niespodzianka. Na kanapie siedział ie kto inny jak komendant
Kwieciński, w pierwszej chwili chciałem wyjść ale Dominika mnie
uspokoiła. Dobrze że była przy mnie bo bym mu chyba sklepał
twarz. On jak gdyby nigdy nic siedział na sofie z moim tatą i
śmiali się jak dobrzy kumple. Staliśmy z Dominiką w przejściu i
nie wiedzieliśmy co mamy myśleć o tej sytuacji.
-O witaj Jacuś, Moje uszanowanko dla pięknej damy.-
Przywitał się mój Tata.
-No cześć.- Odpowiedziałem a do salonu przyszła
mama.
-To co zapraszam was do stołu.- I zjedliśmy obiad,
wszyscy milczeliśmy. Co chwilka spoglądałem na mamę, tatę,
komendanta i Dominikę, no w sumie to dziwna sytuacja, dlaczego on w
sumie tu był. Nic już nie rozumiałem, po obiedzie mama
zaproponowała herbatę i wszyscy udaliśmy się do ogrodu.
Usiedliśmy przy ławkach, w ciszy oczywiście, po chwili doszła do
nas mama. No więc zaczęliśmy temat. W sumie to moja mama zaczęła.
-Więc Jacuś. Pewnie już wiesz o czym byśmy chcieli z
tobą porozmawiać.
-No domyślam się. Trudno się nie domyśleć.
-No to czeka nas długa rozmowa.- Powiedział tata.
-Nie, jeśli zaczniecie mówić o co tu chodzi.-
Powiedziałem już ciut poddenerwowany.
-Więc, Piotra już znasz.- Powiedziała mama.
-No znam to mój szef.
-No nie tylko.- Powiedziała mama.
-A czyli jednak mnie oszukiwaliście przez 27 lat.
-Jacuś, to nie tak jak myślisz.
-Więc jak wytłumacz mi.
-Byliśmy jeszcze młodzi, ja zaszłam w ciążę i
rodzice się od nas odsunęli, nie mieliśmy wsparcia, mieliśmy cię
oddać do adopcji, zerwaliśmy ze sobą kontakt. I wtedy poznałam
twojego ojca. Miał małego synka a ja byłam w ciąży, i tak wyszło
że cię urodziłam a Bogdan wychowywał i kochał cię jak byś był
jego dzieckiem. A teraz pojawił się Piotr i ja już nie dałam rady
tego ukryć przed nim.
-I to ma cię usprawiedliwić?- Zapytałem.
-Nie, nic nie jest w stanie nas usprawiedliwić. Ale
synku to wszystko było dla twojego dobra.
-Kacper o wszystkim wiedział prawda, dlatego mówił że
nie jesteśmy braćmi i nigdy nimi nie będziemy.
-Tak.
Dominika
No nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji.
-Nie wierzę.- Powiedział Jacek wstając od stołu.- Po
prostu nie wierzę. Jak mogliście ukryć coś takiego przede mną?
Dlaczego?
-Nie chcieliśmy ci rujnować życia.- Powiedziała
mama.
-Rujnować życia, a to że mój ojciec, pseudo ojciec
jest moim szefem, to co nie niszczy mi to życia.
-Jacek, zrozum byliśmy młodzi.
-Ja z Dominiką też jesteśmy młodzi a mimo to
rujnujecie mi życie.
-Jacku, uspokój się i porozmawiajmy na spokojnie.-
Wtrącił Kwieciński.
-Niech się pan nie wtrąca.- Powiedział Jacek.
-Mówiłem nie jestem pan tylko tata.
-Pojawia się pan znienacka i oczekuje że będę mówił
do Pana Tato. To są jakieś kpiny. Czego pan chce, pieniędzy,
władzy na komendzie czego?
-Jacek chcę abyś uznał mnie jako ojca.
-No i jeszcze czego. Nigdy nim nie byłeś i nie
będziesz.
-Nie byłem bo twoja mama nie dała mi szansy.
-Widocznie miała powód. A teraz przepraszam ale chciał
bym spędzić miło czas w towarzystwie mojej narzeczonej.-
Powiedział Jacek, złapał mnie za rękę i szarpną w stronę
wyjścia. Podeszliśmy do samochodu a ja wyszarpałam się Jackowi.
-Może ostrożniej, nie jestem żadnym przedmiotem żeby
mnie tak szarpać.
-Przepraszam, nie chciałem, wracajmy do domu.
-Poczekaj wrócę po torebkę. Tak mnie wyszarpałeś z
domu że nic nie wzięłam.
-Mocno cię boli.- Zapytał Jacek spoglądając na rękę
którą, podtrzymywałam, zaczęła robić się sina.
-Nic mi nie będzie, zaraz wracam.- I wróciłam do domu
rodziców Jacka, po torebkę, była w salonie. Usłyszałam kłótnię
między rodzicami.
-I co narobiłaś. Mówiłem żeby nic mu nie mówić.
-Ja narobiłam, po co go do domu zaprosiłeś.
-O no pewnie teraz na mnie zgoń, bo ta ja się puściłem
z pseudo przyjacielem i wpadłem z nim.
-Nie no jasne, dalej mi wypominaj tą zdradę. Przypomnę
ci tylko ze ty nie byłeś lepszy, romans z nastolatką, która się
przez ciebie zabiła, no faktycznie.
-Ale nie ja mam dziecko z innym facetem, i traktuje go
jak syna.
-Możesz sobie go traktować jak syna i tak mam to
gdzieś.
-Masz gdzieś tak jak nasze małżeństwo. Myślisz że
o niczym nie wiem.
-O czym ty teraz mówisz?
-O pozwie rozwodowym. Znalazłem go w szufladzie.
-To nie tak.
-Nie tłumacz się.- Powiedział ojciec Jacka i wyszedł
z salonu, jego mama się odwróciła i dopiero teraz mnie dostrzegła,
a ja stałam jak wryta nie mogąc nic powiedzieć.
-Dominika, dziecko.-Powiedziała szlochając.- Wszystko
słyszałaś?
-Nie będę ukrywać.
-Proszę niech to zostanie między nami.
-No dobrze, ale wydaje mi się że kłamstwa do niczego
nie doprowadzą.
-Wiem skarbie, ale jak ja mam mu powiedzieć że
zdradziłem ojca.
-Nie wiem, to nie zależy ode mnie.- Podeszłam i
przytuliłam panią Marzenę, po czym opuściłam dom. Poszłam do
samochodu, Jacuś był w środku, wsiadłam.
-No nareszcie, ile można na ciebie czekać.- Powiedział
Jacek, nie odpowiedziałam.- No jasne jeszcze się w ogóle nie
odzywaj.
-Byłam po torebkę.
-I tak długo zajęło ci szukanie jej.
-Nie rozmowa z twoją mamą.
-Dobra jedźmy już, mam dość. Nienawidzę jej.-
Zaczął wykrzykiwać.
-Mógł byś nie krzyczeć, to nie moja wina że on jest
twoim ojcem.- Krzyknęłam wysiadając z samochodu.
-No pewnie jeszcze teraz się obraź na mnie.
-Mam dość. Mógł byś zauważyć że są też inni
nie tylko ty. Człowieku oskarżasz wszystkich o to co zrobiła twoja
mama to nie jest moja wina.- Krzyknęłam ze łzami w oczach i
zatrzasnęłam drzwi od samochodu. Jacek wysiadł za mną.
-No pewnie oskarżam cię o oszustwa mojej mamy.
Świetnie, dobrze wiedzieć.
-A no tak bo przecież mnie nie spotkało coś takiego i
nie wiem jak możesz się teraz czuć.
-Żebyś wiedziała, mogła byś się postawić w mojej
sytuacji.
-W twojej sytuacji, nie wierzę. Przypomnę ci że oboje
jesteśmy w to zamieszani.
-No pewnie ciekawe od kiedy?
-A no tak zapomniałam oświadczyłeś się dla żartów.-
Zdjęłam pierścionek i rzuciłam nim w Jacka, do oczu napłynęły
mi łzy, uciekłam z tam tond. Jacek pobiegł za mną.
-Dominika zaczekaj. Proszę.- Nie słuchałam, nie
chciałam go wtedy słuchać.
Jacek
Biegłem za Dominiką i krzyczałem aby poczekała. Nie
słuchała mnie, zerwała ze mną, co ja mam zrobić. Cholera, co ja
narobiłem, przecież ją stracę. Gdzie ona poszła. Niedawno omal
co jej nie straciłem a teraz odeszła, ja nie mogę się poddać.
Ale gdzie ona mogła pójść? Do Darii, nie za daleko, Paweł jest w
szpitalu u Majki. Wiem Olka za pewne poszła do niej.
Dominika
Nie wiedziałam co mam zrobić, najchętniej zamknęła
bym się w pokoju i wypłakała w poduszkę. Ale to nie dla mnie.
Musiałam z kimś porozmawiać, jedyną osobą z jaką chciałam się
widzieć była Olka. Do szpitala był niedaleko. Weszłam do
szpitala, zapytałam w recepcji o Olkę, a pielęgniarka pokazała mi
jak dość do po porodówki. Weszłam na drugie piętro, od razu
zauważyłam na korytarzu komendanta Wysockiego i Mikołaja.
-Cześć, Co tu robisz?- Zapytał Mikołaj.
-Hej, wpadłam do Olki, muszę z nią pogadać.
-No dobra, a ty płakałaś?
-Wydaje ci się.- Odparłam i weszłam do sali gdzie
leżała Ola. Uśmiechnęłam się na jej widok i usiadłam obok
łóżka.
-Cześć, a co cię do mnie sprowadza?- Zapytała Ola.
-A przyszłam zobaczyć jak się czuje mamusia.
-A dzięki dobrze, ale widzę że z tobą nie najlepiej,
co się dzieje?
-Nic.
-No widzę, masz czerwone oczy, czemu płakałaś?
-Pokłóciłam się z Jackiem.
-Nie martw się będzie następny.- Olka mnie
przytuliła, te słowa jednak sprawiły że znów zaczęłam płakać.
-Ola nie będzie.
-Nie mów tak, a o co wam poszło?
-O zaręczyny i komendanta. W skrócie mówiąc.
-Chwila Jacek ci się oświadczył?
-Tak, ale nie mam ochoty o tym mówić.
-Ale to go nie przyjęłaś czy jak.
-Przyjęłam.
-Więc o co chodzi?
-Kwieciński jest jego ojcem.- Zdziwienie Olki bezcenne.
-Jego kim?
-Ojcem. Dowiedzieliśmy się dziś rano.
-I o to wam poszło.
-Nie o to. Jacek zaczął mi wymyślać że nie umiem
się postawić w jego sytuacji i że nie powinnam się wtrącać. No
a ja powiedziałam ze to też moja sprawa, chyba że zaręczyny były
dla żartów, i od słowa do słowa, zerwałam zaręczyny.- Zaczęłam
płakać jak małe dziecko. Olka patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
Ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. No i weszła pielęgniarka.
-Pani Aleksandro, pora karmienia.- Powiedziała
pielęgniarka i przyniosła dwa maleństwa.
-Dominika pomożesz mi?
-No jasne.- Pielęgniarka podała mi chłopca.- Jak ma
na imię?
-Kacper. A to jest Michalina.
-Jakie maleństwa.- Chłopczyk miał cudownie błękitne
oczy po Oli, i uśmiech po Mikołaju. Dziewczynka czysta Ola. Dwa
wesołe maluszki. Ola najpierw nakarmiła Marcelinę a potem Kacpra.
Była taka szczęśliwa, a mi w oku zakręciła się łza. Kilka lat
temu. Nie ważne. Otrząsnęłam się i uśmiechnęłam do Olki która
skończyła właśnie karmić.
-No ale, to chciałaś żeby ci się oświadczył czy
nie?- Ola wróciła do naszego poprzedniego tematu.
-Bardzo chciałam. To było takie słodkie.
Rozmawialiśmy o tym że Pawła żona urodziła dziewczynkę i
śmialiśmy się że my będziemy mieli pierwszego chłopca. I od
słowa do słowa doszliśmy do tematu oświadczyn.
-I co wtedy ukląkł?
-Nie, ukląkł jak robiłam obiad, podszedł i zapytał
się czy jak by mi się oświadczył w ten sposób i zaczął
pokazywać. I wyjął z kieszeni pierścionek.
-Jak słodko. Ale to musiał to planować.
-Nie wiem ale byłam najszczęśliwszą kobietą na
świecie. Ale nie nacieszyłam się tym nawet jednego dnia.
-On ci się wczoraj oświadczył?
-Tak.- Uroniłam łezkę.
Jacek
Wbiegłem do szpitala z bukietem róż i pierścionkiem
w ręku. Wiedziałem że teraz albo nigdy. Na korytarzu spotkałem
komendanta i Mikołaja. Ich miny bezcenne. Drzwi od sali były
uchylone. Ola siedziała na łóżku przodem do mnie a Dominika była
odwrócona tyłem. Usłyszałem końcówkę rozmowy.
-Nie wiem ale byłam najszczęśliwszą kobietą na
świecie. Ale nie nacieszyłam się tym nawet jednego dnia.
-On ci się wczoraj oświadczył?
-Tak.- Spojrzałem na Olę, właśnie mnie zauważyła,
Dominika odwróciła się w moją stronę a ja podszedłem do niej i
uklęknąłem.
-Dominika, przepraszam.- Powiedziałem i podałem jej
kwiaty, oczy się jej zaszkliły, mimo to miały cudowny błękitny
kolor.
-To moja wina.- Odpowiedziała ze łzami w oczach.
-Nie, to ja nie powinienem.- Przytuliłem Dominikę.
-Przepraszam.-Odrzekła Dominika wtulając się we mnie
i płacząc. Miny znajomych i komendanta bezcenne. Ola aż uroniła
łzę. Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę u Olki i pojechaliśmy do
domu, świętować pojednanie.
Opowiadanie zaskakujące pod każdym względem, ale mam taką jedną uwagę. Kwieciński ma na imię Przemysław.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)