czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział XVII to koniec?

Rozdział XVII to koniec?

Jacek
Obudziłem się rano, bardzo wyspany. Spojrzałem na zegarek i zauważyłem że jest już po ósmej. Natychmiast zacząłem budzić Dominikę.
-Domi. Wstawaj zaspaliśmy do pracy.
-Zamknij się.- Powiedziała.
-Domi wstawaj. Naprawdę zaspaliśmy, już po ósmej.
-Cholera jasna.- Dominika zerwała się z łóżka i poleciała szybko szykować się do pracy. Ja zrobiłem dokładnie to samo. Szybko ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do pracy, całe szczęście komendanta jeszcze nie było co zdziwiło wszystkich. Szybko jednak poszliśmy się przebrać i poszliśmy do swojej pracy. Czekaliśmy na jakieś wieści w pokoju odpraw. Nagle do Dominik ktoś zadzwonił.

Dominika
Wyszłam na korytarz odebrać telefon.
-Tak słucham.
-Dominika tu Mikołaj.
-O co się stało ze dzwonisz?
-Ola zaczęła rodzić. Poprosisz dyżurnego do telefonu?
-No jasne a to nie mogliście do niego zadzwonić?
-Nie mam tylko twój numer.- Zawołałam Jacka do siebie i podałam mu telefon.
-Tak, co się stało?- Zapytał Jacek.
-Jacek, słuchaj Komendanta dziś nie będzie, zastąpisz go. To pilne. Rozdziel rewiry i zadania. Proszę to rozkaz komendanta.
-No dobra, dobra.- powiedział Jacek dając mi telefon.
-Mikołaj co z Olą?
-Dobrze dobrze, zaczęła rodzić w nocy. Poczekaj chwilkę.- powiedział więc poczekałam, pewnie lekarz albo pielęgniarka coś mówią.- Ola urodziła. Chłopiec i dziewczynka.
-Moje gratulacje. Dobra leć do nich. Ucałuj Olkę ode mnie.- Powiedziałam rozłączając się i idąc do pokoju odpraw. Jacek właśnie przydzielał rewiry a ja wpadłam jak poparzona, wszyscy spojrzeli na mnie.- Ola urodziła. Komendanta nie będzie. Chłopiec i Dziewczynka.- Wydusiłam z siebie, wszyscy patrzeli na mnie jak na jakiegoś anioła. Nagle wszyscy zaczęli opowiadać jak to cudownie jest zostać rodzicem. Po przydzieleniu rewirów przez Jacka, każdy udał się do pracy. Ja poszłam do pokoju służbowego, Emilka jak zawsze miała się spóźnić. Weszłam do pokoju i ujrzałam za biurkiem Pawła. Rzuciłam mu się na szyję.
-Paweł. Nareszcie.
-Cześć młoda. Aż tak tęskniłaś?
-No pewnie, wiesz ile się działo.
-A czyli komendant nic nie wspominał że wróciłem.
-A bo ty na odprawie nie byłeś. Komendanta dziś nie będzie. Olka urodziła.
-O jak miło. A co im się urodziło?
-Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka.- Powiedziałam radośnie zobaczyłam że Paweł jakoś tak dziwnie na mnie spogląda. Nie wiedziałam o co chodzi, po chwili dopiero zrozumiałam że Majka jest w ciąży.- Chwilka, Majka ona....- Paweł nie dał mi dokończyć.
-Tak urodziła, wczoraj rano.
-Jejku gratuluje.- Znów przytuliłam Pawła.- I co?
-No dziewczynka.
-Znowu, no mogłeś się bardziej postarać.
-No bardzo śmieszne. Będziemy się starać aż będę mieć synka.
-Ta jasne.- Zaśmiałam się.- Dobra chodź mamy patrol.
-Dobra już lecę.- i udaliśmy się do radiowozu i pojechaliśmy patrolować ulice, na szczęście trafił nam się spokojny rewir. Spokojna służba. Kilka wezwań zakończonych pouczeniami. Po służbie wróciliśmy na bazę aby wypełnić raporty i udaliśmy się do domów. Znaczy ja czekałam na Jacka który bawił się dziś w komendanta, a Paweł pojechał do szpitala do Majki. Czekałam pięć minut na niego w końcu wyszedł.
-Hej Jacuś, jak ci minął dzień.- Rzuciłam się w jego objęcia.
-Hej skarbie. Męczący.- Pocałowaliśmy się na powitanie.
-Pawłowi urodziła się córka.
-Trzecia. Dobry jest. Ale my będziemy mieli pierwszego synka.
-A kto powiedział że ja będę mieć z tobą dzieci?
-No ja, a to ty też musisz się zgodzić?
-No tak, najpierw musisz mi się oświadczyć, potem ślub i dopiero wtedy urodzę ci synka.- Powiedziałam, trzymając go za rękę i idąc do samochodu.
-Ale oświadczyny chcesz takie romantyczne i zaplanowane czy może bardziej niespodziewane, takie wiesz np. siedzimy przed telewizorem i ja ci mówię ze kupiłem ci pierścionek i że jest w szufladzie a ty idąc do łazienki bierzesz go i zakładasz na palca?
-A skont taki pomysł na oświadczyny?
-Mój tato się tak oświadczył mamie.
-No nie żartuj. Wyśmiała bym cię, masz się postarać. - Powiedziałam wsiadając do samochodu.
-Dobrze, dla ciebie nawet pałac wybuduję.
-Nie słodź bo przesłodzisz.- I pojechaliśmy do domu. Weszłam do środka i poszłam do kuchni zrobić coś do zjedzenia. Jacek podszedł do mnie przytulił i zaczął delikatne całować po szyi.
-A gdybym teraz ukląkł o tak.- Jacek ukląkł.- wyjął bym z kieszeni pierścionek właśnie ten, złapał cię za rękę i zapytał. Dominika czy zostaniesz moją żoną?- Stanęłam zaskoczona. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Przed chwilą rozmawialiśmy o oświadczynach a on teraz klęczy przede mną i mi się oświadcza.
-Jacek, ja ja...nie wiem co mam powiedzieć.
-Powiedz tak.
-Kocham cię.- Również uklękłam, naprzeciwko Jacka. Uroniłam kilka łez założyłam pierścionek i pocałowałam Jacka. Podnieśliśmy się z podłogi. Cały czas się całowaliśmy. Objął mnie w biodrach i zaczął rozpinać mi sukienkę, po chwili znaleźliśmy się w sypialni. Jacek pieścił moje ciało, a ja całowałam go po jego ciele. Spędziliśmy razem cudowną noc. Rano obudziłam się w objęciach mojego narzeczonego. Posłałam mu uśmiech.

Jacek
Obudziłem się rano a Dominika była we mnie wtulona. Nie mogłem uwierzyć że mnie przyjęła. Planowałem oświadczyny od miesiąca, a tu nagle wszystko diabli wzięli, ale no cóż kolacja z rodzicami i tak musi być. Zaprosiłem już ich. Powiemy o oświadczynach i będziemy się sobą cieszyć. Dominika wstała i uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć kochanie.- Powiedziałem, całując ją w czółko.
-Cześć.- Odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
-To kiedy ślub?
-No nie wiem, może w wakacje.
-Nie, mało czasu. Może w święta.
-Nie święta są same w sobie cudowne.
-To może na wiosnę.
-Zimno jest, będę musiała kupić jakąś marynarkę do sukni.
-No to za równy rok. W maju. Piękny miesiąc.
-Dobrze. Za równe 364 dni.- Pocałowaliśmy się. Potem wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się do pracy.

Dominika
Wysiadłam z samochodu cała w skowronkach, mój dobry humor udzielił się nawet Jackowi, który szedł obok mnie i trzymał mnie za rękę. Weszliśmy do firmy, nasze dobre humorki od razu zostały zauważone przez komendanta.
-A widzę humorki dopisują.- Powiedział komendant.
-A dopisują. A jak się czują nasi rodzice świeżo upieczeni?
-Ola jest z dziećmi w szpitalu, ale Mikołaj, nie będzie go dziś w pracy.
-O pępkowe było, i nas nie zaprosił. Ale menda.- Zaśmiał się Jacuś.
-No dobra zmykajcie zaraz odprawa.- Powiedział komendant a my udaliśmy się do pracy. Wpadłam do pokoju cała w skowronkach. Paweł już był.
-No hej.- Przywitałam się.
-Mów co taka szczęśliwa jesteś.
-A nic nie ma o czym mówić.- I zaczęłam wymachiwać ręką z pierścionkiem przed twarzą Pawła. Złapał za moją dłoń, popatrzył na mnie.
-Oświadczył ci się?- Pokiwałam znacząco głową.-Moje gratulacje, powiedział Paweł i przytulił mnie, do pokoju wbiegła jak poparzona Emilka była przerażona.
-O a co to za romanse.- Momentalnie z Pawłem odsunęliśmy się od siebie.
-Co się stało?
-Nie chcę nic mówić ale widziałam Kwiecińskiego, na korytarzu. Albo jest kontrola albo mamy przesrane.
-Emilka spokojnie, to że tu jest to nie znaczy od razu nic złego.- I do pokoju wpadł Jacek.
-Widzieliście, mamy przesrane.-Powiedział Jacek.
-O co tu chodzi. Kwieciński nie jest taki zły. Czemu od razu panikujecie?
-Bo jest awantura u komendanta w biurze.- Odpowiedział Jacek a po chwili w pokoju zjawiła się Monika z Krzyśkiem.
-Słyszeliście nowinki.- Powiedziała Monika.
-Od dziś, Kwieciński, przejmuje kontrole.
-No to faktycznie nic złego nie wróży.- powiedziała Emilka a Krzysiek podszedł i ją przytulił, Ja natomiast wtuliłam się w Jacka.
-A w ogóle, ktoś wie co to za awantura była?- Postanowiłam zapytać.
-Poszło o związki między policjantami.- Powiedziała Monika siadając na biurku.
-No to mamy przesrane.- Powiedział Jacek.
-No nie tylko wy.- Powiedziała Monika i znacząco popatrzyła na Krzyśka i Emilkę.
-Od kiedy?- Zapytał Paweł.
-No od niedawna.- Odpowiedział Krzysiek.
-Nie no to nasze gratulacje. Widzę tu zaręczyny tu nowe związki.
-Chwila jakie zaręczyny?-Wtrąciła Emilka.
-No bo....-Jacek zaczął mówić. Ja postanowiłam dokończyć.
-Jacek mi się wczoraj oświadczył.- Powiedziałam pokazując dziewczynom pierścionek zaręczynowy.
-Jejku, nasze gratulacje.- Powiedział Monika i przytuliła mnie a Krzysiek z Pawłem z pogratulowali Jackowi. Emilka podeszła do mnie i mnie uściskała.
-Ale wiecie że mamy i tak przesrane.-Wtrąciła Emilka.
-No Emilka ma racje, Wysocki chciał nas rozdzielić a co dopiero Kwieciński.- Powiedział Jacek.
-Jak to Wysocki chciał was rozdzielić?- Zapytał Krzysiek.
-Pamiętacie tą akcje co wszyscy myśleli że jestem w ciąży.
-No tak, kto by zapomniał taką akcję.
-No to on wtedy powiedział że nie możemy razem pracować. Dopiero jak mu Dominika pokazała zaświadczenie że nie jest w ciąży to nam uwierzył.- Zaczął opowiadać Jacek. Nagle do pokoju wszedł Komendant Wysocki.
-O tu jesteście. To dobrze muszę z wami porozmawiać. Od dziś dowództwo przejmie podinspektor Kwieciński. Też jestem zaniepokojony tą sytuacją ale ja idę na urlop. Także, przyszedłem się pożegnać. A i jeszcze jedno, są skargi na to że są u nas związki między policjantami. Dominika i Jacek tu prośba do was unikajcie go jak ognia i uważajcie z czułościami, bo ja przymykałem oko ale on.
-Tak jest Panie komendancie.- Powiedział Jacek.- Ale w sumie czemu Pan Komendant idzie na urlop?
-Rozkazy z góry. Nic na to nie poradzę.
-Czyli Wojewódzka na nas poluje.- Powiedział Krzysiek.
-Co masz na myśli mówiąc na nas.- Zapytał komendant.
-No bo Panie komendancie ja i …..Emilka...to znaczy my....
-Dobra nie tłumaczcie się. Proszę wrócić w tej chwili do pracy.- Powiedział komendant i wyszedł z pokoju.
-Dobra za dziesięć minut odprawa. Zbierajmy się. Nie chcemy powtarzać poprzedniego starcia z podinspektorem Kwiecińskim.- Powiedział Paweł.
-Musisz przypominać.- Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Chwilę po mnie do pokoju odpraw dotarła reszta policjantów. Oczywiście pierwsze uwagi i skargi zastały wykrzyczane na samym wstępie potem zostały przydzielone rewiry. A na końcu został poruszony temat związków. Oczywiście wszyscy mieli go gdzieś, ale musieliśmy być bardzo ostrożni.
-To jest komenda Policji a nie burdel. Jeśli kogoś zobaczę, czeka was dyscyplinarka, i koniec tematu a i jeszcze jedno, od dziś patrole będę ja rozdzielał i będziecie musieli współpracować.- Powiedział Komendant Kwieciński, a ja miałam ochotę go wyśmiać na szczęście ugryzłam się w język.-Więc zapraszam do pracy.- No i wszyscy poszliśmy. Wyszłam z komendy i już na dzień dobry usłyszałam komentarze od komendanta o stosownym ubraniu, no a przecież miałam mundur.
-A jak to się do pracy, posterunkowa ubiera?
-Starsza Posterunkowa. I jestem w mundurze.
-No teraz, ale rano, jak do burdelu, nie życzę sobie takiego wyglądu na komendzie.
-Przepraszam bardzo, ale mam prawo ubierać się tak jak mi to odpowiada. A w godzinach pracy jestem w mundurze, po pracy jestem cywilem i mam prawo nosić to co mi się podoba, czy to komendantowi odpowiada czy nie.
-Jak się posterunkowa do mnie odzywa, jestem waszym przełożonym i należy mi się odrobina szacunku.
-Przypominam że jestem starszą posterunkową, a teraz przepraszam śpieszę się na patrol.- I poszłam do radiowozu gdzie czekała na mnie Emilka. Tak jak powiedział od dziś są zupełnie inne patrole.
-Co ty taka zła?- Zapytała Emilka, zaraz jak wsiadłam.
-Wiesz co mu przeszkadza, że przyszłam dziś do pracy w sukience.
-Jaki typ. Dobra jedźmy bo jeszcze będziemy miały, wiesz co.
-A z tą dyscyplinarką, to przesadził i to na poważnie.
-A weź nawet się tym nie przejmuj, to co robimy po pracy to nasza sprawa. Przecież nam żyć nie zabroni.
-No żyć może nie.- Rozmowę przerwał nam dyżurny.
-00 do 05.
-Piątka zgłaszam się.- Odpowiedziałam.
-Podjedźcie na Słowiańską 17.
-Ale tam jest szkoła, co się stało?
-Podobno nauczyciel znalazł dragi przy uczniu.
-No dobra, na bombach?
-Nie nie ma takiej potrzeby. Dajcie znać jak będziecie po.
-Dobra, bez odbioru.- I pojechaliśmy, na miejscu byłyśmy po dziesięciu minutach. Przed szkołą czekał na nas dyrektor oraz pedagog.
-Sierżant Emilia D.
-St. Posterunkowa Dominika P. Komenda miejska. Co się stało?
-Dzień dobry, może wejdźmy do szkoły, nie będziemy tu rozmawiać.- Powiedział dyrektor i weszliśmy do środka, zawędrowaliśmy do pokoju nauczycielskiego.
-No więc co się stało?
-Zaraz wyjaśnimy, napiją się panie czegoś.
-Nie nie, dziękujemy. Ale możemy przejść do sprawy.
-Tak tak, oczywiście.
-No to proszę mówić.
-Więc, byłam z klasą 3C umówiona na sprawdzian.- Zaczęła mówić jedna z nauczycielek.- Poprosiłam o wyjęcie karteczek i długopisów. Podeszłam do uczniów aby dać pytania i wtedy zauważyłam że jeden z uczniów chowa coś do rękawa. No moja pierwsza myśl to ściąga. Poprosiłam o wyjęcie, ale uczeń protestował. No w końcu bo dość długiej debacie wyjął. Ale nie ściągę a woreczek z czymś białym. Zaraz jak to zobaczyłam, poprosiłam go na słówko. Klasa zadowolona bo nie było sprawdzianu a ja przerażona, z kont jeden z najlepszych uczniów to wziął.
-No dobrze a gdzie on jest?- Zapytała Emilka a ja sporządzałam w tym czasie notatkę.
-U psychologa szkolnego.
-Czy uczeń jest pełnoletni?
-Tak.
-Więc zabierzemy go na komendę ale prosimy o poinformowanie rodziców.- No i tak jak Emilka powiedziała, zabraliśmy chłopaka na komendę. Najpierw zgłosiliśmy to dyżurnemu. Chłopak był przerażony, w radiowozie, zaczął się tłumaczyć, ze to nie jego, że tylko znalazł. Dojechaliśmy na komendę, zaprowadziliśmy chłopaka do pokoju przesłuchań i zaczęłyśmy wstępne przesłuchanie.
-Więc Jak się nazywasz?
-Juliusz Borkowski.
-Ile masz lat i gdzie mieszkasz?
-19, Ul. Kamienna 36/15
-No dobrze, więc jak wszedłeś w posiadanie substancji odurzających.
-Kupiłem.
-Od kogo i gdzie?
-Nie będę kapował.
-Nie proszę cię abyś kapował tylko mówił prawdę.- Powiedziała Emilka a ja wypełniałam papiery.
-Od chudego.
-Kto to chudy?
-Nie wiem tak na niego mówią, diluje za szkołą.
-Uczeń?
-Nie, dorosły około trzydziestki na długiej przerwie zawsze jest?
-A po co ci były narkotyki?
-No, ja, chciałem żeby nie myśleli że jestem jakimś sztywniakiem. Ja nie brałem to że mnie złapała Żmija, to było ukartowane.
-Jak, specjalnie to zrobiłeś, żeby cię złapali.
-No tak, czy ja pójdę za to siedzieć?- No i w tym momencie przesłuchanie przerwał nam zatroskany tatuś. Drzwi się otworzyły.
-Jakim prawem przesłuchujecie mojego syna?
-Pana syn jest dorosły, proszę nie utrudniać przesłuchania.
-Ja wam dam idę skargę złożyć.
-Proszę bardzo, na końcu korytarza w prawo. Trzecie drzwi po lewej.
-Do widzenia.- Powiedział mężczyzna i wyszedł trzaskając drzwiami. A my wróciłyśmy do przesłuchania.
-To był twój ojciec.
-Tak.
-Nerwowy człowiek.
-No bardzo.
-Co masz na myśli?
-No potrafi się nieźle zezłościć, czasem bywa niezrównoważony.- To co powiedział chłopak zaskoczyło mnie totalnie. Nie wiedziałam do końca co chłopak ma na myśli, ale zaczęłam się poważnie zastanawiać czy czasem ie jest w domu maltretowany. Skończyłyśmy przesłuchanie i wypuściliśmy chłopaka. O jego dalszych losach miał zadecydować prokurator.

Jacek
Dzień nie zaczął się zbyt miło. Nowy komendant, ciekawiło mnie tylko czego on tak naprawdę chce. Chwilę po odprawie się dowiedziałem.
-Aspirancie, zapraszam do mnie.- Powiedział Kwieciński, a ja zniesmaczoną miną udałem się do jego gabinetu.- Usiądź proszę.
-Coś się stało?
-Tak chciałem z tobą poważnie porozmawiać.
-No to proszę mówić.- Usiadłem naprzeciwko.
-Więc, to trudny temat, jak by zacząć.
-No najlepiej od początku.
-No dobrze, jestem twoim ojcem.- Powiedział komendant a ja zrobiłem wielkie oczy z niedowierzania.
-Moim kim?
-Ojcem, jesteś moim synem.
-No chyba pan żartuje.
-Nie Jacuś, myślałem że Mariola ci powiedziała.
-Powiedziała o czym?
-Że Kazik nie jest twoim ojcem. Ja nim jestem.
-Jak to możliwe?
-No twoja mama spotykała się ze mną. Zaszła w ciążę i odeszła ode mnie o twoim istnieniu dowiedziałem się niedawno.
-To nie możliwe.- Powiedziałem podniosłym głosem, wstając z krzesła.
-Jacek uspokój się dla mnie to też był szok.- Moim ojcem jest komendant, mama przede mną ukryła taki fakt, ale dlaczego m nie powiedziała, przecież, to niemożliwe żeby on był moim ojcem.- Wiem że to nie jest łatwe ale chciał bym abyś mówił do mnie Tato.
-Co proszę. Chyba komendant ogłupiał. Moim ojcem nie jest ten kto mnie spłodził a ten kto wychował.- Powiedziałem i wyszedłem załamany z gabinetu. Poszedłem do dyżurki i zacząłem pracę. Mój zły humor zauważył Paweł, który przyniósł mi raporty.
-A tobie co?
-Co byś zrobił gdybyś się dowiedział że twój ojciec nie jest twoim ojcem?- Zapytałem, załamany.
-O stary współczuje, a znasz biologicznego?
-Nie pocieszasz, to Kwieciński.
-Że co, on jest twoim ojcem?
-No wyobraź sobie że tak, wziął mnie na rozmowę i mówi mi że jest moim ojcem i od dziś mam mówić do niego tato.
-No to niezła heca się szykuje, Dominice mówiłeś?
-Kiedy, ma patrol z Emilką.
-Musisz jej powiedzieć.
-Człowieku to nie jest mój ojciec.
-Jacek, pogadaj z rodzicami. A teraz sorki ale muszę do pracy wrócić.
-No dobra, dzięki.- Paweł poszedł a ja zająłem się pracą. Na radiu spokój, głucha cisza, a ja nie mogłem przestać myśleć o porannej rozmowie z komendantem. Postanowiłem zadzwonić do mamy i umówić się na obiad. Musiałem to wyjaśnić. Chwilkę później przyszedł do mnie komendant.
-Jacku proszę się zająć pracą, a nie przez telefon rozmawiacie.
-Przepraszam, ale mam problemy rodzinne.- Powiedziałem siadając za biurkiem odkładając telefon.
-Rozumiem, ale proszę nie mieszać do tego pracy.- I nie wytrzymałem.
-Nie mieszać do tego pracy. A kto mi rano powiedział że jest moim ojcem. Ty myślisz że zjawisz się w moim życiu tak nagle, w pięć minut nadrobimy 27 lat i będę szczęśliwym synkiem komendanta. Co ty sobie myślałeś. Ja cie nigdy nie zaakceptuje. Nigdy nie będziesz moim ojcem.
-Jacek, ale ja nim jestem czy tego chcesz czy nie. I proszę się do mnie zwracać Panie komendancie.
-Mówi to człowiek który kilka godzin temu chciał żebym mówił do niego tato.

Dominika
Właśnie skończyłyśmy z Emilką przesłuchanie, sporządziłam notatkę i postanowiłam zanieść ją Jackowi. Podeszłam do drzwi, już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam rozmowę Jacka z Komendantem.
-.....będę szczęśliwym synkiem komendanta. Co ty sobie myślałeś. Ja cie nigdy nie zaakceptuje. Nigdy nie będziesz moim ojcem.
-Jacek, ale ja nim jestem czy tego chcesz czy nie. I proszę się do mnie zwracać Panie komendancie.
-Mówi to człowiek który kilka godzin temu chciał żebym mówił do niego tato.- Postanowiłam wejść do pokoju.
-Jacek o co tu chodzi?- Stanęłam obok komendanta, spoglądając raz na niego a raz na komendanta.
-Ktoś pozwolił posterunkowej tu wejść?- Powiedział komendant.
-Zamknij się, na chwilę.- powiedział Jacek podniosłym głosem.- Dominika, to jak by ci to powiedzieć.
-To, jest twój ojciec?- Zapytałam, a Jacek podszedł zamknąć drzwi, żeby nikt nie słyszał rozmowy.
-Słyszałaś, rozmowę.
-No trudno was nie słyszeć jak się drzecie na całą komendę.
-Nie to nie jest mój ojciec.
-Po co się jej tłumaczysz. Może posterunkowa wyjść, chciał bym dokończyć rozmowę z synem.
-Starsza posterunkowa i nie mogę wyjść, chciała bym się dowiedzieć o co tu chodzi.
-Nie musi się St. posterunkowa do tego mieszać.
-Owszem musi bo to moja narzeczona.- Powiedział Jacek przytulając mnie.
-Jeszcze tego brakowało, żeby mój syn przynosił wstyd całej komendzie.
-Nie jestem twoim synem i nie życzę sobie żebyś tak mnie nazywał.- Wykrzyczał Jacek a komendant wyszedł z dyżurki trzaskając drzwiami.
-Jacek o co tu chodzi?- Zapytałam.

Jacek
-Przepraszam. Ja nic nie wiedziałem.- No co mogłem powiedzieć, że komendant jest moim ojcem, mama mnie oszukała.- Mama nas zaprosiła na obiad.- Powiedziałem chcąc zmienić temat.
-Nic nie rozumiem z tego. Co to za cyrk?
-Dominika wyjaśnię ci to po pracy. Sam muszę to przemyśleć.
-Nie przejmuj się tym, to pewnie nie porozumienie jakieś.
-Nie przejmuj się, on jest moim ojcem a ja się dopiero teraz o tym dowiaduję. Rodzice ukryli coś takiego przede mną a ty mówić że mam się nie przejmować.
-Uspokój się, może mieli powód albo to zwykła pomyłka. Naprawdę uspokój się, lepiej się zastanówmy co zrobimy z naszym związkiem.
-Co masz na myśli?
-No dyscyplinarkę, sam słyszałeś co powiedział na odprawie.
-A to, nic się nie przejmuj, nie zrobi tego. Jak pracowałem w Gdańsku to też miałem z nim do czynienia i też się tak odgrażał.
-Chwila, to ty go znałeś wcześniej?
-No tak, bo on był u nas komendantem jak poprzedni miał wypadek i był w szpitalu.
-I on ci nic na ten temat nie powiedział?
-No nie niby teraz się dowiedział.
-Ale jak, twoja mama musiała go spotkać. No bo jak inaczej.
-Nie wiem ale wyjaśnimy to dziś przy obiedzie.
-No dobra, to po pracy przy samochodzie.
-Niema sprawy.- Objąłem Dominikę i pocałowałem. Potem oboje wróciliśmy do pracy. Cały czas zastanawiałem się nad tym co usłyszałem rano od komendanta. Nie rozumiałem o co chodzi w całej tej sytuacji. To nie możliwe żeby on był moim ojcem. A jeśli jest, to co mama go zostawiła? Dlaczego?, zawsze mówiła o idealnej rodzinie jaką jesteśmy, a może to on nas zostawił. O co tu do cholery chodzi, przez to wszystko nie mogłem skupić się na pracy. Nawet nie zauważyłem jak na moim biurku znalazła się sterta papierów do wypełnienia. Przez to wszystko wyszedłem z pracy spóźniony a Dominika czekała na mnie przy samochodzie.
-Co tak długo?
-Nie mogłem się skupić i jakoś dużo czasu mi to zajęło.
-Cały czas o tym myślisz?
-No nie mogę jakoś o tym przestać myśleć.
-Spokojnie zaraz to wyjaśnimy. Wydaje mi się że będzie lepiej jak ja będę prowadziła.
-Chyba masz rację.- I zamieniliśmy się miejscami przy okazji mijając wyjeżdżającego z parkingu Kwiecińskiego. No i znowu się wkurzyłem. Pojechaliśmy, jeszcze przed wejściem do domu rodziców ustaliliśmy że najpierw zjemy obiad a dopiero później przejdziemy do sedna sprawy. No co prawda bardzo cykałem się tej rozmowy. Weszliśmy do domu.
-Cześć mamo.- Krzyknąłem wchodząc do domu, Dominika szła za mną.
-O witajcie kochani, zapraszam do środka.- Powiedziała Mama, a my weszliśmy do salonu, gdzie czekała nas niemiła niespodzianka. Na kanapie siedział ie kto inny jak komendant Kwieciński, w pierwszej chwili chciałem wyjść ale Dominika mnie uspokoiła. Dobrze że była przy mnie bo bym mu chyba sklepał twarz. On jak gdyby nigdy nic siedział na sofie z moim tatą i śmiali się jak dobrzy kumple. Staliśmy z Dominiką w przejściu i nie wiedzieliśmy co mamy myśleć o tej sytuacji.
-O witaj Jacuś, Moje uszanowanko dla pięknej damy.- Przywitał się mój Tata.
-No cześć.- Odpowiedziałem a do salonu przyszła mama.
-To co zapraszam was do stołu.- I zjedliśmy obiad, wszyscy milczeliśmy. Co chwilka spoglądałem na mamę, tatę, komendanta i Dominikę, no w sumie to dziwna sytuacja, dlaczego on w sumie tu był. Nic już nie rozumiałem, po obiedzie mama zaproponowała herbatę i wszyscy udaliśmy się do ogrodu. Usiedliśmy przy ławkach, w ciszy oczywiście, po chwili doszła do nas mama. No więc zaczęliśmy temat. W sumie to moja mama zaczęła.
-Więc Jacuś. Pewnie już wiesz o czym byśmy chcieli z tobą porozmawiać.
-No domyślam się. Trudno się nie domyśleć.
-No to czeka nas długa rozmowa.- Powiedział tata.
-Nie, jeśli zaczniecie mówić o co tu chodzi.- Powiedziałem już ciut poddenerwowany.
-Więc, Piotra już znasz.- Powiedziała mama.
-No znam to mój szef.
-No nie tylko.- Powiedziała mama.
-A czyli jednak mnie oszukiwaliście przez 27 lat.
-Jacuś, to nie tak jak myślisz.
-Więc jak wytłumacz mi.
-Byliśmy jeszcze młodzi, ja zaszłam w ciążę i rodzice się od nas odsunęli, nie mieliśmy wsparcia, mieliśmy cię oddać do adopcji, zerwaliśmy ze sobą kontakt. I wtedy poznałam twojego ojca. Miał małego synka a ja byłam w ciąży, i tak wyszło że cię urodziłam a Bogdan wychowywał i kochał cię jak byś był jego dzieckiem. A teraz pojawił się Piotr i ja już nie dałam rady tego ukryć przed nim.
-I to ma cię usprawiedliwić?- Zapytałem.
-Nie, nic nie jest w stanie nas usprawiedliwić. Ale synku to wszystko było dla twojego dobra.
-Kacper o wszystkim wiedział prawda, dlatego mówił że nie jesteśmy braćmi i nigdy nimi nie będziemy.
-Tak.

Dominika
No nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji.
-Nie wierzę.- Powiedział Jacek wstając od stołu.- Po prostu nie wierzę. Jak mogliście ukryć coś takiego przede mną? Dlaczego?
-Nie chcieliśmy ci rujnować życia.- Powiedziała mama.
-Rujnować życia, a to że mój ojciec, pseudo ojciec jest moim szefem, to co nie niszczy mi to życia.
-Jacek, zrozum byliśmy młodzi.
-Ja z Dominiką też jesteśmy młodzi a mimo to rujnujecie mi życie.
-Jacku, uspokój się i porozmawiajmy na spokojnie.- Wtrącił Kwieciński.
-Niech się pan nie wtrąca.- Powiedział Jacek.
-Mówiłem nie jestem pan tylko tata.
-Pojawia się pan znienacka i oczekuje że będę mówił do Pana Tato. To są jakieś kpiny. Czego pan chce, pieniędzy, władzy na komendzie czego?
-Jacek chcę abyś uznał mnie jako ojca.
-No i jeszcze czego. Nigdy nim nie byłeś i nie będziesz.
-Nie byłem bo twoja mama nie dała mi szansy.
-Widocznie miała powód. A teraz przepraszam ale chciał bym spędzić miło czas w towarzystwie mojej narzeczonej.- Powiedział Jacek, złapał mnie za rękę i szarpną w stronę wyjścia. Podeszliśmy do samochodu a ja wyszarpałam się Jackowi.
-Może ostrożniej, nie jestem żadnym przedmiotem żeby mnie tak szarpać.
-Przepraszam, nie chciałem, wracajmy do domu.
-Poczekaj wrócę po torebkę. Tak mnie wyszarpałeś z domu że nic nie wzięłam.
-Mocno cię boli.- Zapytał Jacek spoglądając na rękę którą, podtrzymywałam, zaczęła robić się sina.
-Nic mi nie będzie, zaraz wracam.- I wróciłam do domu rodziców Jacka, po torebkę, była w salonie. Usłyszałam kłótnię między rodzicami.
-I co narobiłaś. Mówiłem żeby nic mu nie mówić.
-Ja narobiłam, po co go do domu zaprosiłeś.
-O no pewnie teraz na mnie zgoń, bo ta ja się puściłem z pseudo przyjacielem i wpadłem z nim.
-Nie no jasne, dalej mi wypominaj tą zdradę. Przypomnę ci tylko ze ty nie byłeś lepszy, romans z nastolatką, która się przez ciebie zabiła, no faktycznie.
-Ale nie ja mam dziecko z innym facetem, i traktuje go jak syna.
-Możesz sobie go traktować jak syna i tak mam to gdzieś.
-Masz gdzieś tak jak nasze małżeństwo. Myślisz że o niczym nie wiem.
-O czym ty teraz mówisz?
-O pozwie rozwodowym. Znalazłem go w szufladzie.
-To nie tak.
-Nie tłumacz się.- Powiedział ojciec Jacka i wyszedł z salonu, jego mama się odwróciła i dopiero teraz mnie dostrzegła, a ja stałam jak wryta nie mogąc nic powiedzieć.
-Dominika, dziecko.-Powiedziała szlochając.- Wszystko słyszałaś?
-Nie będę ukrywać.
-Proszę niech to zostanie między nami.
-No dobrze, ale wydaje mi się że kłamstwa do niczego nie doprowadzą.
-Wiem skarbie, ale jak ja mam mu powiedzieć że zdradziłem ojca.
-Nie wiem, to nie zależy ode mnie.- Podeszłam i przytuliłam panią Marzenę, po czym opuściłam dom. Poszłam do samochodu, Jacuś był w środku, wsiadłam.
-No nareszcie, ile można na ciebie czekać.- Powiedział Jacek, nie odpowiedziałam.- No jasne jeszcze się w ogóle nie odzywaj.
-Byłam po torebkę.
-I tak długo zajęło ci szukanie jej.
-Nie rozmowa z twoją mamą.
-Dobra jedźmy już, mam dość. Nienawidzę jej.- Zaczął wykrzykiwać.
-Mógł byś nie krzyczeć, to nie moja wina że on jest twoim ojcem.- Krzyknęłam wysiadając z samochodu.
-No pewnie jeszcze teraz się obraź na mnie.
-Mam dość. Mógł byś zauważyć że są też inni nie tylko ty. Człowieku oskarżasz wszystkich o to co zrobiła twoja mama to nie jest moja wina.- Krzyknęłam ze łzami w oczach i zatrzasnęłam drzwi od samochodu. Jacek wysiadł za mną.
-No pewnie oskarżam cię o oszustwa mojej mamy. Świetnie, dobrze wiedzieć.
-A no tak bo przecież mnie nie spotkało coś takiego i nie wiem jak możesz się teraz czuć.
-Żebyś wiedziała, mogła byś się postawić w mojej sytuacji.
-W twojej sytuacji, nie wierzę. Przypomnę ci że oboje jesteśmy w to zamieszani.
-No pewnie ciekawe od kiedy?
-A no tak zapomniałam oświadczyłeś się dla żartów.- Zdjęłam pierścionek i rzuciłam nim w Jacka, do oczu napłynęły mi łzy, uciekłam z tam tond. Jacek pobiegł za mną.
-Dominika zaczekaj. Proszę.- Nie słuchałam, nie chciałam go wtedy słuchać.

Jacek
Biegłem za Dominiką i krzyczałem aby poczekała. Nie słuchała mnie, zerwała ze mną, co ja mam zrobić. Cholera, co ja narobiłem, przecież ją stracę. Gdzie ona poszła. Niedawno omal co jej nie straciłem a teraz odeszła, ja nie mogę się poddać. Ale gdzie ona mogła pójść? Do Darii, nie za daleko, Paweł jest w szpitalu u Majki. Wiem Olka za pewne poszła do niej.

Dominika
Nie wiedziałam co mam zrobić, najchętniej zamknęła bym się w pokoju i wypłakała w poduszkę. Ale to nie dla mnie. Musiałam z kimś porozmawiać, jedyną osobą z jaką chciałam się widzieć była Olka. Do szpitala był niedaleko. Weszłam do szpitala, zapytałam w recepcji o Olkę, a pielęgniarka pokazała mi jak dość do po porodówki. Weszłam na drugie piętro, od razu zauważyłam na korytarzu komendanta Wysockiego i Mikołaja.
-Cześć, Co tu robisz?- Zapytał Mikołaj.
-Hej, wpadłam do Olki, muszę z nią pogadać.
-No dobra, a ty płakałaś?
-Wydaje ci się.- Odparłam i weszłam do sali gdzie leżała Ola. Uśmiechnęłam się na jej widok i usiadłam obok łóżka.
-Cześć, a co cię do mnie sprowadza?- Zapytała Ola.
-A przyszłam zobaczyć jak się czuje mamusia.
-A dzięki dobrze, ale widzę że z tobą nie najlepiej, co się dzieje?
-Nic.
-No widzę, masz czerwone oczy, czemu płakałaś?
-Pokłóciłam się z Jackiem.
-Nie martw się będzie następny.- Olka mnie przytuliła, te słowa jednak sprawiły że znów zaczęłam płakać.
-Ola nie będzie.
-Nie mów tak, a o co wam poszło?
-O zaręczyny i komendanta. W skrócie mówiąc.
-Chwila Jacek ci się oświadczył?
-Tak, ale nie mam ochoty o tym mówić.
-Ale to go nie przyjęłaś czy jak.
-Przyjęłam.
-Więc o co chodzi?
-Kwieciński jest jego ojcem.- Zdziwienie Olki bezcenne.
-Jego kim?
-Ojcem. Dowiedzieliśmy się dziś rano.
-I o to wam poszło.
-Nie o to. Jacek zaczął mi wymyślać że nie umiem się postawić w jego sytuacji i że nie powinnam się wtrącać. No a ja powiedziałam ze to też moja sprawa, chyba że zaręczyny były dla żartów, i od słowa do słowa, zerwałam zaręczyny.- Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Olka patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. No i weszła pielęgniarka.
-Pani Aleksandro, pora karmienia.- Powiedziała pielęgniarka i przyniosła dwa maleństwa.
-Dominika pomożesz mi?
-No jasne.- Pielęgniarka podała mi chłopca.- Jak ma na imię?
-Kacper. A to jest Michalina.
-Jakie maleństwa.- Chłopczyk miał cudownie błękitne oczy po Oli, i uśmiech po Mikołaju. Dziewczynka czysta Ola. Dwa wesołe maluszki. Ola najpierw nakarmiła Marcelinę a potem Kacpra. Była taka szczęśliwa, a mi w oku zakręciła się łza. Kilka lat temu. Nie ważne. Otrząsnęłam się i uśmiechnęłam do Olki która skończyła właśnie karmić.
-No ale, to chciałaś żeby ci się oświadczył czy nie?- Ola wróciła do naszego poprzedniego tematu.
-Bardzo chciałam. To było takie słodkie. Rozmawialiśmy o tym że Pawła żona urodziła dziewczynkę i śmialiśmy się że my będziemy mieli pierwszego chłopca. I od słowa do słowa doszliśmy do tematu oświadczyn.
-I co wtedy ukląkł?
-Nie, ukląkł jak robiłam obiad, podszedł i zapytał się czy jak by mi się oświadczył w ten sposób i zaczął pokazywać. I wyjął z kieszeni pierścionek.
-Jak słodko. Ale to musiał to planować.
-Nie wiem ale byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ale nie nacieszyłam się tym nawet jednego dnia.
-On ci się wczoraj oświadczył?
-Tak.- Uroniłam łezkę.

Jacek
Wbiegłem do szpitala z bukietem róż i pierścionkiem w ręku. Wiedziałem że teraz albo nigdy. Na korytarzu spotkałem komendanta i Mikołaja. Ich miny bezcenne. Drzwi od sali były uchylone. Ola siedziała na łóżku przodem do mnie a Dominika była odwrócona tyłem. Usłyszałem końcówkę rozmowy.
-Nie wiem ale byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ale nie nacieszyłam się tym nawet jednego dnia.
-On ci się wczoraj oświadczył?
-Tak.- Spojrzałem na Olę, właśnie mnie zauważyła, Dominika odwróciła się w moją stronę a ja podszedłem do niej i uklęknąłem.
-Dominika, przepraszam.- Powiedziałem i podałem jej kwiaty, oczy się jej zaszkliły, mimo to miały cudowny błękitny kolor.
-To moja wina.- Odpowiedziała ze łzami w oczach.
-Nie, to ja nie powinienem.- Przytuliłem Dominikę.

-Przepraszam.-Odrzekła Dominika wtulając się we mnie i płacząc. Miny znajomych i komendanta bezcenne. Ola aż uroniła łzę. Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę u Olki i pojechaliśmy do domu, świętować pojednanie.

1 komentarz:

  1. Opowiadanie zaskakujące pod każdym względem, ale mam taką jedną uwagę. Kwieciński ma na imię Przemysław.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń