poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział XIX obiad, nie wieżę.....


Dominika
Rano obudził mnie budzik. Jacek go zgasił i przytulił mnie na powitanie.
-Witaj kotku.- Pocałował mnie.
-Cześć.
-Wyspana?
-Jak nigdy.
-To co ja idę się szykować a ty mi śniadanie robisz?
-No i jeszcze czego, sam sobie zrób. Ja mam wolne idę spać dalej.- Jacek oburzony poszedł do łazienki. Wstałam, zarzuciłam na siebie bluzę Jacka i poszłam do kuchni przygotować śniadanie.
-Zrobiłam ci śniadanie.- Pocałowałam go gdy wszedł do kuchni. Zjedliśmy razem, później Jacek pojechał do pracy a ja poszłam się szykować do lekarza. Wizytę miałam umówioną na 10.30, miałam więc sporo czasu. Wzięłam prysznic, ubrałam ciemne jeansy i jasno niebieską koszulę. Do tego czarne baletki. Zabrałam torebkę i dokument. Zamknęłam dom i pojechałam. Na miejscu byłam o 10.15, była spora kolejka, bo jak się okazało lekarz spóźnił się kilka minut przez korki na mieście. Mam tylko nadzieję że Jacuś zdążył na czas. Po kilku minutowym czekaniu z gabinetu wyszedł lekarz.
-Pani Dominika Jackowska.
-To ja.- Poderwałam się z krzesełka.
-Zapraszam.- Weszłam do gabinetu i usiadłam na krześle.- Co Panią do mnie sprowadza?
-Chciałam potwierdzić lub wykluczyć ciąże.- Odrzekłam.
-No dobrze, rozumiem że ma Pani, mdłości, humorki, podwojony apetyt, zachcianki.
-Wszystko się zgadza oprócz mdłości.
-No dobrze, proszę się rozebrać do pasa i położyć na kozetce.- Wykonałam polecenia lekarza. Po kilku chwilach poczułam zimny żel na brzuchu.
-I co Panie doktorze?- Zapytałam po kilku minutach ciszy.
-No ja tu nic nie widzę. Nie jest Pani w ciąży.- Powiedział lekarz, pewnym głosem.
-Ale...ja robiłam test i wyszedł pozytywnie.- Do oczu napłynęły mi łzy.
-Widzi Pani test czasem może pokazywać fałszywy wynik.- Rozpłakałam się. Lekarz podał mi chusteczki i zaczął pocieszać.- Ale przecież to nie koniec świata, jak nie teraz to później.- Zaczął mnie zapewniać.- Od dawna się Pani z mężem stara o dziecko?- Z mężem, jak ja nawet nie wiem czy my jesteśmy zaręczeni.
-Pół roku.- Odpowiedziałam w zakłopotaniu.
-Spokojnie, jest Pani młoda, jeszcze ma Pani czas na wychowanie dzieci. Czy w przeszłości, przechodziła Pani jakiś zabieg przez który mogła by Pani teraz nie mieć dzieci?
-Tak..ja..ja..poroniłam.- Odpowiedziałam dość chaotycznie ale lekarz mnie zrozumiał.
-Aha rozumiem, dobrze. Przeprowadzimy odpowiednie badania. I wtedy dostosujemy odpowiednie leczenie. Na początek pobierzemy Pani krew do badania. Proszę sobie usiąść. Siostro Nawrocka.- Zawołał lekarz a w pomieszczeniu pojawiła się dobrze zbudowana w starszym wieku kobieta.- Pobieramy krew do badań. Proszę.- Lekarz podał kobiecie papiery a ona pobrała mi krew. Po wszystkim usiadłam na kozetce i ubrałam się.
-Panie doktorze, a co z miesiączką spóźnia mi się, myślałam że to przez ciąże?- Zapytałam spokojnie, już się troszkę uspokoiłam choć w środku czułam okropny smutek, przeszywający mnie na pół lub więcej części.
-Wydaje mi się że to na tle nerwowym, zapewne jest pani w ciągłym stresie.
-No to prawda.
-Związanym z pracą. Czym się Pani zajmuje?
-Jestem policjantem.
-O no to wszystko wiadomo. To na pewno na tle nerwowym. No dobrze wyniki będą za dwa dni. Zapraszam po odbiór od razu umówię Panią na wizytę. Poniedziałek godzina 11.30, pasuje Pani?
-Tak, tak pasuje. Do widzenia.- Opuściłam gabinet lekarski w bardzo złym nastroju. Z każdą chwilą do oczu napływało mi coraz więcej łez. Nie wiedziałam co mam zrobić. Pojechałam więc do sklepu, kupiłam kilka butelek wina i wróciłam do domu. Siadłam na kanapie i zaczęłam płakać.
Jacek
Od rana był spokój, z tego też względu poprosiłem Marka żeby mnie zastąpił i poszedłem na przerwę. Była godzina 14 więc Dominika już na pewno jest po wizycie u lekarza, próbowałem więc się z nią skontaktować. Nie odbierała. Pomyślałem że może prowadzi albo ma gościa i położyła gdzieś telefon. Poszedłem do bufetu.
-Dzień dobry.
-O Pan Aspirant. W niezbyt dobrym humorze, coś się stało?- Zapytała kucharka.
-Nie odbiera.
-Spokojnie, jak kocha to oddzwoni.
-Na pewno oddzwoni.
-A co dla ciebie?
-Poproszę...hym...trudny wybór wszystko jest tu wyśmienite. Zdam się na Panią.
-No dobrze, usiądź sobie zaraz ci przyniosę. A sok pomarańczowy?
-Tak, tak.- Udałem się do stolika. Po chwili dostałem swoje zamówienie. Pani Basia postanowiła dotrzymać mi towarzystwa.
-Opowiadaj co tam u ciebie słychać.
-A Pani Basiu nie ma co mówić.
-Zawsze jest. Coś taki przygnębiony?
-Mogę się przysiąść.- Powiedział mężczyzna, stojący za mną. Poznałem ten głos to był komendant, swoją drogą mój ojciec.
-Nie będę przeszkadzać.- Powiedziała Pani Basia i opuściła stolik. Kwieciński usiadł naprzeciwko mnie.
-Smacznego.
-Dzięki. Co chcesz?
-Porozmawiać.
-No to proszę, tylko że śpieszy mi się bo mam krótką przerwę.
-Czemu nie ma dziś posterunkowej Jackowskiej?
-Jest chora.
-Na jeden dzień, grypę złapała?
-Musiałą jechać do lekarza, ale raczej to nie twoja sprawa co.
-Jacek, ja wiem że mnie nienawidzisz. Ale chciał bym to wszystko nadrobić.
-Wiedziałeś że mama jest w ciąży? Wiedziałeś że będziesz miał dziecko?
-Nie, dopiero niedawno się o tobie dowiedziałem. Przypadkiem spotkałem twoją matkę od słowa do słowa powiedziała mi że mam syna. Najpierw chciałem cię odszukać ale twoja matka mi nie pozwoliła. Nawet nie wiedziałem ze jesteś policjantem. Jak pracowałeś w Gdańsku ja nawet nie skojarzyłem faktów. Dopiero na odprawie.- Powiedział i odszedł od stolika, zostałem przy nim sam. Już nawet jedzenia mi się odechciało. Wróciłem do pracy. Po chwili dostałem pierwsze zgłoszenie.
-Komenda Policji we Wrocławiu, dyżurny Jacek Nowak w czym mogę pomóc.
-On mnie zabije.- Krzyczała, zapłakana i przerażona kobieta.
-Gdzie Pani jest?
-W mieszkaniu.
-Jaki adres.
-Kopernika 34/13.
-Dobrze zaraz kogoś podeślę. Kto chce Panią zabić?
-Mój mąż jest napity, krzyczy. Zamknęłam się w łazience. Ratujcie.
-Dobrze zaraz ktoś podjedzie.- Odłożyłem telefon i złapałem za radiostacje.
-06 do 00.
-Szóstka zgłaszam się co masz dla nas?
-Podjedźcie na Kopernika 34/13.
-A co tam się dzieje?
-Jakaś awantura, dzwoni przerażona kobieta, mąż jej grozi, uważajcie facet jest napity i bardzo agresywny.
-Dobra jedziemy na bombach z zachowaniem.
-Dajcie znać jak będzie po wszystkim.
-Jasna sprawa.- Odłożyłem radiostację i wziąłem telefon, kobieta się rozłączyła. Wróciłem więc do swoich zajęć.
-00 do 04.
-Co jest czwórka?
-Wpisz nas na przerwę.
-Dobra, na firmie czy na mieście?
-Na mieście.
-Dobra, dajcie znać jak skończycie.- Odłożyłem radiostację. Zająłem się papierami. Po godzinie w moim biurze pojawiła się szóstka.
-A co wy tu robicie?
-Przywieźliśmy tego awanturnika na dołek.- Odpowiedział Krzysiek.
-A co z tą kobietą?
-Byłą przerażona, lekarz ją zbadał, na całe szczęście najadła się tylko strachu.- Zaczęła opowiadać Emilka.
-No to całe szczęście. To co króciutka przerwa i wracacie na niebezpieczne ulice Wrocławia.
-Dobra, jak coś to na komendzie zostajemy.- Powiedziała Emilka i wyszła.
-Stary?
-No młody?
-Zabawne, co robicie z Dominiką w sobotę?
-Jesteśmy zajęci, jej rodzice wpadają na obiad. A co?
-Nie bo robię z Tośkiem grilla no i pomyślałem że wpadniecie do nas.
-No Krzysiek z miłą chęcią ale nie w sobotę.
-Szkoda, no to kiedy indziej. Cześć.- Krzysiek poszedł a ja zająłem się papierami. Skończyłem o 17 i o tej porze na komendzie pojawił się mój zmiennik. Przebrałem się i zszedłem na dół do samochodu. Wsiadłem i pojechałem do domu. Po drodze kupiłem kwiaty dla Dominiki. Wjechałem do garażu. Zamknąłem go i poszedłem do domu. Drzwi były uchylone. Wszedłem do salony. Na stole stało kilka butelek wina, żadna jednak nie była otwarta. Dookoła kanapy rozrzucone były chusteczki. Nie wiedziałem co jest grane. Zacząłem szukać Dominiki. W kuchni jej nie było, w łazience tez nie. Poszedłem na górę. Dominika leżała na łóżku i płakała. Siadłem obok niej i przykryłem kocem. Położyłem się obok i przytuliłem moją księżniczkę. Domyśliłem się co jest grane. Było mi smutno że jednak nie będziemy mieli dzidziusia. Bardzo bym chciał mieć z Dominiką dziecko. Przytuliłem ją i pocałowałem w ramie. Powoli zaczęła się uspokajać. Było mi jej szkoda. Przez tyle w życiu przeszła. W pewnym momencie Dominika podniosła się.
-Musimy na sobotę zrobić zakupy. Tak się zastanawiam co zrobić do jedzenia, jak myślisz?
-Myślałem o kurczaku.
-Nie kurczak nie, a może papryka faszerowana i do tego sałatki zrobię, jakieś drobne przekąski. Co ty na to?
-Jestem na tak.
-To się ubieraj jedziemy na zakupy.- Dominika poszła do łazienki a ja zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. Podziwiam tą dziewczynę za charakter. Jest tak dzielną osobą. Zawsze pozytywnie nakręcona. Kocham ją za to.
-No wstawaj, ile mam na ciebie czekać.- Krzyknęła na mnie wychodząc z łazienki. Szybko wstałem z łóżka i poszedłem się szykować. Po 10 minutach byłem gotowy, udaliśmy się na zakupy. Weszliśmy do jednego supermarketu, potem do drugiego i do trzeciego. Tak się zastanawiałem kto to wszystko zje.
Dominika
Musiałam się czymś zająć, nie mogłam ciągle myśleć o tym bo dostawałam szału. Wybrałam się więc z Jackiem na zakupy. Odwiedziliśmy trzy sklepy, miałam więc wszystko to co potrzebuję do przygotowania jutrzejszego obiadu. Po dwu godzinnym maratonie po supermarketach wróciliśmy do domu. Jacek wniósł zakupy do domu a ja je rozpakowałam. Potem zajęłam się robieniem sałatek i innych przekąsek na jutro. Jacek w tym czasie majstrował przy samochodzie. Co jakiś czas wyglądałam przez okno aby zobaczyć co robi. Po woli zachodziło słońce a Jacek wziął się za ścinanie drzewek. Z gałęzi które pościnał rozpalił ognisko. Zrobiłam więc gorącą herbatę, jakieś kanapki. Wzięłam koc i poszłam do niego. Na dworze było już całkiem ciemno, ognisko pięknie rozświetlało podwórko i część ogrodu. Jacek przyniósł z garażu dwie skrzynki. Usiadł na jednej, ja natomiast siadłam mu na kolanach. Piliśmy tak herbatę i jedliśmy kanapki.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.- Pocałowaliśmy się. Jacek podniósł się aby dołożyć drewna do ognia a ja siadłam na skrzynce obok i przykryłam się kocem. Aspirant wyjął z garażu małe radio i puścił po cichu jakieś romantyczne piosenki. Usiadł obok a ja oparłam głowę o jego ramię. Wpatrywałam się w ognisko. W radiu zaczęła lecieć piosenka do której tańczyliśmy w trakcie oczepin na weselu Andrzeja i Patrycji. Jacek wstał i podał mi rękę. Również podałam mu rękę. Podniosłam się, odłożyłam koc i zaczęliśmy tańczyć. Na końcu piosenki Jacek mnie pocałował. Byłam już pewna że właśnie z tym facetem chcę spędzić resztę życia. Gdy skończyliśmy się całować, Jacuś ukląkł przede mną.
-Dominika.- Zaczął a ja wiedziałam już co chce mi powiedzieć. Do oczu napłynęły mi łzy, nie przerywałam mu.- Jesteś najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Kocham cię bezgranicznie i chcę spędzić z tobą resztę życia.- Wyjął z kieszeni pierścionek.- Noszę go przy sobie, od tamtego dnia. Z każdym dniem byłem coraz bardziej pewny swych uczuć. Dominika zostaniesz moją żoną?
-Tak, tak.- Odpowiedziałam i zaczęłam płakać. Jacuś założył mi pierścionek na palec i wstał. Przytulił mnie i namiętnie pocałował. Całowaliśmy się tak bardzo długo.
-Zimno mi.- Wyszeptałam.
-Idź do domu, zgaszę ognisko i do ciebie przyjdę.
-Dobrze.- Tak jak powiedział Jacek wróciłam do domu, weszłam do kuchni i zaczęłam robić resztę przekąsek na jutro. Po chwili w kuchni pojawił się Jacuś. Przytulił mnie od tyłu a ja dalej kroiłam ogórki do sałatki. Aspirant zaczął całować mnie po szyi.
-Panie aspirancie co Pan robi?- Zapytałam odwracając się w jego stronę.
-Pani posterunkowa tak na mnie działa.
-Aspirancie, jestem zajęta. Robię dla Pana obiad.
-Ale Posterunkowa tak ślicznie wygląda kiedy gotuje.- Powiedział Jacek, wziął mnie na ręce i posadził na szafce. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Powoli rozpinałam mu koszulę. On zaczął ściągać mi sukienkę. Całował mnie po szyi i dekolcie. No i w tym oto momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Jacek szybko zapiął koszulę a ja ubrałam sukienkę. Poszedł otworzyć a ja zostałam w kuchni, znów się zajęłam sałatkami. Słyszałam jednak całą rozmowę.
-Co tu robisz?- Zapytał Jacek widząc naszego gościa.
-Chciałam z tobą porozmawiać.- Odrzekła Pani Marzena.
-Raczej nie mamy o czym.- Jacek chciał zamknąć drzwi.
-Jacuś synku, porozmawiaj ze mną.
-Synku, ty nie masz syna.- Jacek trzasną drzwiami. Wyszłam do korytarza.
Jacek
Zdenerwowałem się i zamknąłem drzwi, osunąłem się i siadłem na podłodze. Nie wiem już co mam robić. Dominika stanęła nade mną.
-Jacek. Powinieneś dać się jej chociaż wytłumaczyć.
-Już raz mogła a wolała mnie okłamać.
-Jacek, możesz jej w to nie uwierzyć to twoja sprawa, ale daj jej chociaż coś powiedzieć.- Podniosłem się, Dominika ma rację. Otworzyłem drzwi. Mama szła w kierunku bramy.
-Poczekaj.- Krzyknąłem, podbiegłem do niej.- Wejdźmy do środka, pogadajmy na spokojnie.- Wróciliśmy do domu. Zaprosiłem ją do salonu. Zapomniałem posprzątać i na stole stało kilka butelek wina. Siedliśmy przy stole.- Więc proszę mów.
-Po co wam tyle?- zapytała. Dominika w międzyczasie poszła nam zrobić herbatę.
-Na jutrzejszy obiad, mam nadzieję że przyjdziecie z tatą.
-Tak, postaramy się.
-Na 15, no to mów co chciałaś mi powiedzieć.- Mimo iż zachowywałem się spokojnie to w środku cały się gotowałem. Byłem ciekaw co chce mi powiedzieć.
-To było jakiś czas po tym jak urodził się Kacper. Twój ojciec cały czas pracował, nie było go w domu. Wpadał tylko na kolację, czułam się samotna.
-Przyniosłam herbatę. Nie będę wam przeszkadzać.- Dominika chciała wyjść ale złapałem ją za nadgarstki i posadziłem na kolanach.
-Nie przeszkadzasz skarbie, to są sprawy rodziny a ty do niej należysz.
-Jacuś to sprawa między wami dwojgiem.- Dominika poszła.
-No więc co było dalej, poznałaś Kwiecińskiego, zdradziłaś tatę z nim. Zaszłaś w ciążę, urodziłaś mnie. A Kwieciński nic o mnie nie wiedział aż do tego przypadkowego spotkania.
-Tak, tak było. Ja już pójdę.
-Nie zostaniesz na kolacji?
-Nie nie chcę wam przeszkadzać, zobaczymy się jutro na obiedzie synku.- Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła. Siedziałem przy stole i nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Wziąłem więc dwie lampki wina i jedną butelkę. Poszedłem.
Dominika
Słyszałam całą rozmowę Jacka z mamą. Wiedziałam że nie jest to łatwe dla Jacka. Chwilkę po tym jak jego mama wyszła, on pojawił się w kuchni z butelką wina i dwiema lampkami. Otworzył je i podał mi jedną z lampek.
-Wypijmy za nas.- Dodał wznosząc przy tym toast. Skończyłam szykować jedzenie, wypiliśmy resztę wina, z tej butelki i poszliśmy spać. Z racji tego że sobota wolna postanowiliśmy sobie troszkę pospać. Wstałam o 10. Jacka nie było w łóżku, zeszłam więc na dół. W salonie też go nie było. Znalazłam go dopiero w ogrodzie.
-O już wstałaś. Zrobiłem nam śniadanko.
-Hej kochanie.- Pocałowałam go na powitanie. Chciałam siąść obok Jacka ale złapał mnie za biodra i posadził na kolanach. Ponownie go pocałowałam i zaczęłam jeść śniadanie.- A ty nie jesz?
-Nie jestem głodny.
-O znowu mam cię nakarmić?- Zaproponowałam.
-Nie będę protestował.- Złapałam więc za kanapkę i zaczęłam go karmić. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Śmialiśmy się co niemiara a śniadanie zajęło nam aż dwie godziny. Potem posprzątaliśmy i zajęliśmy się przygotowaniem obiadu. Ja krzątałam się po kuchni a Jacuś przygotowywał wszystko w ogrodzie. Około 14.30 wszystko było gotowe. Poszliśmy z Jackiem się przebrać. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż, ułożyłam włosy i ubrałam sukienkę. Jackowi zajęło to mniej czasu więc gdy ja się szykowałam on przyjmował już pierwszych gości. Zeszłam na dół i poszłam się przywitać. Jako pierwsi przyjechali moi rodzice. Przywitałam się z nimi i zaprosiłam do stołu w oczekiwaniu na resztę gości. Następnie przyjechała Daria z Kacprem i Marcelem. Zaraz za nimi Andrzej z Patrycją i Kacper z Moniką i Jasiem. Wszyscy czekaliśmy na Ojca Jacka i na jego rodziców. W końcu przybyli. Najpierw Ojciec Jacka a potem jego rodzice. Zasiedliśmy do obiadu. Wszyscy chwalili moje dania, które bardzo szybko znikały z talerzy. Chłopcy poszli się pobawić po ogródku. Zaczęli już chodzić i są z nich niezłe urwiski. Na stole pojawił się alkohol i oczywiście odwieczny dylemat kto nie pije bo prowadzi. Po dość burzliwej wymianie zdań, ci co mogli przystąpili do spożywania alkoholowych trunków a reszta zajęła się dziećmi i jedzeniem. Sprzątnęłam ze stołu i przyniosłam ciasta. Gdy wesołe towarzystwo przeszło do tematu spotkania przyszłą pora na nasze przemówienie.
-No to Brat, tłumacz się czemu nas tu ściągnęliście.- zaczął brat Jacka.
-A tak bez przyczyny, tęskniliśmy za wami.- Jacuś odpowiedział.
-Jo tam pewnie zmówiny robią.- Zaśmiał się Andrzej, a my popatrzeliśmy na siebie znacząco. Z oczu Jacka wyczytałam że chce powiedzieć wszystkim o naszych zaręczynach.
-No dobra powiemy wam o co chodzi.- Wstaliśmy oboje.- Więc ja i Dominika zamierzamy się pobrać. Prawda kochanie.
-Tak, Jacek mi się oświadczył a ja go przyjęłam.
-Nasze gratulacje.- Powiedziała Daria.
-Ej brat, czemu wcześniej nie powiedziałeś.- Dodał Kacper.
-Dzieci.- Powiedział mój tato, od stołu wstali nasi rodzice cała piątka.- Macie nasz błogosławieństwo.- Rodzice nas przytulili, potem reszta gości złożyła nam życzenia. Wróciliśmy do świętowania. Pierwsi goście zaczęli się rozjeżdżać około 23. Zaczęliśmy sprzątać, pomógł nam w tym tata Jacka. Gdy skończyliśmy, we trójkę usiedliśmy przed telewizorem. Nalaliśmy sobie wina i zaczęliśmy rozmawiać.
-Posłuchajcie.- Zaczął Kwieciński.- Jako twój ojciec bardzo się cieszę że poślubisz tak wspaniałą kobietę jak Dominika, ale jako komendant.
-Nie chcesz nam chyba powiedzieć że któreś z nas przeniesiesz.
-Nie nie, spokojnie. Chciałem wam powiedzieć że cieszę się ale musicie na siebie uważać. Od poniedziałku do pracy wraca Wysocki a nie wiem czy on będzie zadowolony.
-Na pewno będzie. Z resztą jak coś to obroni nas Białach.
-No a co ona ma do rzeczy?
-Ona. Żona Mikołaja, swoją drogą córka Wysockiego.- Widziałam ten uśmiech na twarzy ojca Jacka. Cieszył się z naszego szczęścia.
-No cóż, jest już późno, będę jechał.
-Do widzenia Tato.- Powiedział Jacek i przytulił go na pożegnanie.



-Żegnajcie.- Komendant opuścił nasz dom a my zostaliśmy sami. Poszłam do sypialni, przebrałam się w piżamę i położyłam na łóżku. Jacek zrobił to samo. Położył się obok mnie, przytulił się i zaczął delikatnie całować po szyi. Odwróciłam się. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po paru minutach byliśmy już bez piżam. Spędziliśmy kolejną cudowną noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz