sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział XXI Co z moją księżniczką?

Rozdział XXI
Dominika

Kilka miesięcy później.

Ten dzień nie zapowiadał się jakoś szczególnie. Zaczęła się wiosna, słońce pięknie świeciło. Ludzie zaczęli porządkować swoje ogrody i przygotowywać je do nadchodzącymi dużymi krokami lata. Ja jedyne co robiłam to szykowałam się do pracy. Na naszej komendzie wszystko zaczęło wracać do normy. Ola wróciła do pracy. Na komendzie pojawiła się nowa Pani Komendant młodszy inspektor Renata Jackowska. Ze względu na nazwisko wszyscy mają nas za rodzinę choć tak naprawdę nic nas nie łączy oprócz nazwiska. Od jakiegoś miesiąca nasze szeregi zapełniły się o kilku nowych policjantów. Nie powiem radzą sobie nawet świetnie. A co do mnie i Jacka jakoś nam się żyje. Nie powiem że jest kolorowo bo wciąż się kłócimy i to bardzo często z byle powodu. Ale prawda jest taka że jestem zazdrosna nawet o jego pracę. Właśnie jestem na patrolu z Pawłem, mamy ze sobą świeżaka więc nie za bardzo mogliśmy porozmawiać na tematy prywatne. Jackowska przydzieliła do każdego patrolu nowego policjanta, tak aby nauczyli się jak najwięcej od najlepszych. Nam trafił się posterunkowy Piotr Kowalewski. Bardzo dociekliwy młodzieniec. Siedzieliśmy w ciszy i czekaliśmy aby przerwał nam ją dyżurny przydzielając nam jakiekolwiek zgłoszenie. Na całe szczęście długo nie czekaliśmy.
-05 zgłoś do 00.
-Zgłaszam się.
-Gdzie jesteście?
-Na Kopernika, koło poczty. Masz coś dla nas?
-Jak zawsze, podjedźcie na Braterstwa Narodów.
-A co tam się stało?
-Wypadek, samochód zderzył się czołowo z autobusem. Będziecie szybciej niż drogówka, zbadajcie sytuację.
-Dobra, udajemy się na bombach z zachowaniem.
-No dobra, dajcie znać jak będziecie na miejscu.
-Przyjęłam udajemy się.- Włączyliśmy górę i na sygnałach pojechaliśmy do wypadku. Na miejscu byliśmy po około dziesięciu minutach. Na miejscu byłą już straż pożarna i karetki pogotowia. Zgłosiliśmy Jackowi że jesteśmy na miejscu i poszliśmy zbadać całą sytuację. Młody poszedł się rozejrzeć w poszukiwaniu śladów ewentualnego hamowania przy poślizgu lub innych dowodów które pomogły by nam w ustaleniu przebiegu wypadku. Ja z Pawłem udałam się do sanitariuszy, którzy byli na miejscu jako pierwsi.
-Cześć chłopaki.- Paweł przywitał się z nimi.
-No cześć.
-Co z nimi, jak ich stan?
-No dwóch już zabraliśmy, byli w najgorszym stanie. Jak ich zabieraliśmy to byli nieprzytomni. To kierowcy. A tu mamy trzech poszkodowanych, przytomni, stan stabilny. To są pasażerowie osobówki. A pasażerowie autobusu są jedynie wystraszeni.
-No dzięki.
-A wiecie co się stało?
-No prawdo podobnie oby dwaj kierowcy chcieli skręcić a jeden nie ustąpił pierwszeństwa.
-Tylko który?
-No to zaraz wyjaśnimy.- W międzyczasie dołączył do nas Piotrek.
-Dobra młody trzeba przesłuchać świadków, ty przesłuchasz...albo nie idziesz z Dominiką i spisujesz notatki.- Odrzekł Paweł a ja spojrzałam na niego z wyrzutem. Jak mógł mi dać nowego.
-A ty niby co będziesz robił?- Zapytałam natrętnie.
-Zgłoszę dyżurnemu co i jak.
-No ty chyba sobie żarty stroisz. Ja to zrobię.
-Dominika.- Powiedział stanowczo aspirant.
-Paweł.
-Dominika.
-05 do 00.- Jacek nam przerwał a ja szybko chwyciłam za radiostacje.
-Zgłaszam się.
-I jak sytuacja?- Zapytał dyżurny a ja złowieszczo uśmiechnęłam się do aspiranta i udałam się do radiowozu. Zgłosiłam całą sytuację Jackowi. Po chwili Panowie dołączyli do mnie i mogliśmy wrócić na firmę w celu skorzystania z przysługującej nam przerwy na obiad. Zgłosiliśmy więc Jackowi że wracamy. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Paweł jako że jest dowódcą poszedł do Jacka opowiedzieć mu ze szczegółami naszą interwencję. Ja i młody poszliśmy na stołówkę.
-To co dla was słoneczka?
-Ja się dziś zadam na Panią.- Odrzekłam.
-A dla mnie schabowy z ziemniaczkami.- Powiedział Piotrek. Udaliśmy się do wolnego stolika. Po kilku minutach dostaliśmy nasze zamówienie. Zajęliśmy się jedzeniem. Po chwili strasznie mnie zemdliło więc uciekłam do łazienki. Wiadomo co tam się działo. Po kilku minutach wróciłam do stołówki. Paweł już był i młody mu o wszystkim powiedział.
-Dobrze wszystko?- Zapytał Paweł a po jego twarzy było widać zmartwienie.
-Taj już jest dobrze, zemdliło mnie.- Powiedziałam siadając do stolika.
-Może w ciąży jesteś.- Powiedział Piotrek, chciał zażartować ale te słowa tylko wszystko pogorszyły.
-Przepraszam.- Odeszłam od stolika. Wyszłam przed budynek komendy. W oczach miałam łzy. Po chwili zauważyłam że idzie komendant Jackowska. Szybko otarłam łzy.
-O witam a co wy na komendzie robicie?- No i zatrzymała się, a nie miałam ochoty z kimkolwiek rozmawiać.
-Mamy przerwę.- Odrzekłam, wciąż ledwo powstrzymując się od łez.
-No dobrze. Masz może chwilkę?
-Tak a co się stało?
-Zapraszam do mnie do gabinetu.- Powiedziała, weszłyśmy razem na komendę i udałyśmy się do jej gabinetu.
-Usiądź sobie.- Powiedziała wskazując na krzesło. Stanęła przy oknie i na coś spoglądała.
-Więc co się stało że mnie Pani wezwała?
-Jak wam się pracuje z posterunkowym Kowalewskim?
-Bystry chłopach, wiele chce się nauczyć. No jest dobry.
-No dobrze, a dogadujecie się?
-Tak, jest bardzo miły i szczery.
-Powiedz mi, ale tak szczerze. Przez niego płakałaś.
-Nie.
-Więc co się stało? Nie chcę żebyś mnie wzięła za wścibską osobę ale chciała bym aby wam się tu dobrze pracowało, jeśli coś się dzieje to proszę mówić.
-Nie, mam problemy rodzinne.- Odrzekłam.- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
-Dobrze, ale proszę aby problemy rodzinne nie miały wpływu na waszą pracę.
-Tak, tak to tylko chwilowe. Mam przerwę i musiałam troszkę...- Nie skończyłam, Jackowska mi przerwała.
-Dominika, możesz iść nie musisz się tłumaczyć.
-Do widzenia.- Opuściłam gabinet Jackowskiej i poszłam do biura. Po chwili przyszli do mnie rozbawieni czymś Panowie.
-Czego chciała?- Zapytał się Paweł.
-Kto?
-Jackowska, widziałem jak wychodziłaś z jej gabinetu.
-Pogadać.
-O czym?
-O czymś.- Odpowiedziałam i odeszłam od biurka. Stanęłam przy szafce. Zakręciło mi się w głowie. Podparłam się więc o nią.
-Dominika, wszystko dobrze.- Paweł podszedł do mnie i pomógł mi usiąść na krześle. Młody poleciał po wodę dla mnie.
-Zakręciło mi się w głowie.- Odparłam ledwo przytomna. Do pokoju przyszedł spanikowany Piotrek ze szklanką wody. Podał mi ją, od razu się napiłam.
-Wiesz co może zadzwonimy po lekarza, ktoś powinien cię zbadać.- Powiedział Paweł. Ledwo podniosłam głowę.
-Nie trzeba.- Powiedziałam resztkami sił.
-Młody idź po dyżurnego.- Paweł wydał mu rozkaz a on jak poparzony poleciał. Po chwili był przy mnie Jacek.
-Co się stało?- Zapytał zmartwiony.
-Zakręciło mi się w głowie a oni panikują.- Powiedziałam. Jacek spojrzał na mnie jak by chciał mnie skarcić za moje zachowanie.
-Idę do Jackowskiej.- Powiedział i wyszedł z pokoju. Paweł i Piotrek siedzieli ze mną w biurze. Po chwili Jacek wrócił.
-Dobra, dasz radę wstać?- Zapytał Jacek i spojrzał na mnie jak na dwuletnie dziecko.
-Tak.- Podniosłam się i znów zakręciło mi się w głowie. Podparłam się Jacka.
-No właśnie widzę.- Powiedział zdenerwowany Jacuś i pomógł mi wyjść na zewnątrz. Postałam chwilę przed komendą. Paweł z Piotrkiem pojechali do kolejnego wezwania a ja zostałam na komendzie. Po kilku minutach gdy mi się polepszyło, wróciłam do biura. Jacek od razu mnie zauważył gdy przechodziłam korytarzem.
-Kochanie, lepiej się czujesz?- Zapytał zatroskany.
-Tak, już jest troszkę lepiej.
-Zawieźć cię do domu?
-A praca? Muszę jeszcze raporty zrobić. Jackowska się nie zgodzi.- Powiedziałam wciąż ledwo stałam na nogach.
-Byłem u niej, powiedziała że jak coś to mam cię odesłać do domu. To co wracasz?
-Tak.- Powiedziałam i poszłam się przebrać. Jacek w międzyczasie załatwił mi podwózkę.
-Gotowa?- Zapytał gdy weszłam do dyżurki.
-Tak, jedźmy już.
-Ja muszę zostać. Ale 06 cię zawiezie.
-A kto dziś jest?
-Krzysiek z Emilką i Pauliną.
-Pauliną?- Zdziwiłam się, nie znałam żadnej Pauliny na naszej komendzie.
-Nowa posterunkowa.
-A dobra. Gdzie są?
-Czekają na ciebie pod komendą.
-To idę.- Powiedziałam Jacek podszedł do mnie pocałował mnie tak ze ledwo złapałam oddech. Poszłam do radiowozu szóstki. Wsiadłam.
-To gdzie cię podrzucić?- Zapytał Krzysiek. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Do domu.- Powiedziałam a Emilka się zaśmiała. Nawet się nie obejrzałam a byłam już na miejscu. Emilka weszła ze mną do domu. A mnie znów zemdliło i pobiegłam do łazienki. Drawska po chwili do mnie przyszła.
-Może ci miętowej herbaty zaparzę?- Zapytała.
-Nie dzięki.
-Jak się czujesz?- Zapytała gdy opuszczałam łazienkę.
-Już lepiej. Napijesz się czegoś?
-Nie mogę muszę jechać.- Odrzekła a ja posmutniałam.
-00 do 06. Emilka zgłoś się.- Dyżurny wywołał ją przez radio.
-No co jest?- Emilka złapała za radiostację i wyszła. Udałam się do salonu. Położyłam się na kanapie. Przykryłam się kocem i zasnęłam.
Jacek
Kazałem Emilce zostać z Dominiką na wypadek gdyby coś się działo. Zgodziła się bez wahania. Bałem się o moją księżniczkę nieziemsko. Zastanawiałem się czym to wszystko jest spowodowane. Nie mogłem skupić się na pracy. Zaraz gdy Marek się pojawił, wyleciałem z dyżurki jak poparzony. Szybko się przebrałem i wsiadłem w samochód. Jechałem ostrożnie, ale z pewną prędkością. Tak się stało że fotoradar zrobił mi zdjęcie. Zdenerwowałem się, ale w tej chwili Dominika była najważniejsza. Wjechałem na podwórko i wszedłem do domu. Emilka wyszła naprzeciwko mi.
-Jak się czuje?- Zapytałem.
-Śpi. Co jakiś czas wstaje, wymiotuje. Potem wraca spać.
-Jadła coś, piła. Żeby się tylko nie odwodniła.
-Tak pije dużo. Pilnowałam jej.- Emilka zaczęła mnie zapewniać.
-No dobra wracaj i tak ci się zeszło. Kiedyś ci się odwdzięczę.
-Dobra. Jak coś to jestem pod telefonem.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy.- Emilka wyszła. Przyjechał po nią Krzysiek i oboje pojechali na komendę. Ja poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kawę. Po chwili Dominika wstała. Pojawiła się w kuchni.
-Kawa.- Powiedziała, wybiegła z kuchni i poszła do łazienki. Szybko poszedłem sprawdzić co się dzieje.
-Kochanie, może powinnaś do lekarza pojechać.- Powiedziałem, stojąc w drzwiach.
-Nic mi nie jest, jutro mi przejdzie.- Odparła, przemyła usta wodą i poszła do sypialni. Zjadłem kolację, wmusiłem ja w siebie. Potem wziąłem prysznic i dołączyłem do Dominiki.
Dominika
Noc minęła mi spokojnie. Ale rano znów miałam mdłości. Zadzwoniłam więc do Jackowskiej że nie dam rady przyjechać do pracy. Jacek wstał chwilę po mnie. Stał nade mną gdy ja....no znów mnie mdliło.
-Kochanie, może nie idź dziś do pracy.- Powiedział.
-Nie idę, już wzięłam wolne.- Jacek delikatnie się uśmiechnął.
-To ja też wezmę.
-Przestań. Dam sobie radę. Jestem już duża.
-No ale...
-Jacek, dam radę. Idź do pracy.- Powiedziałam stanowczo. Obrażony poszedł się szykować. Po trzydziestu minutach byłam już sama w domu. Nie trwało to zbyt długo. Usłyszałam dzwonek do drzwi, musiałam iść otworzyć. Byłam ciekawa co zastanę za drzwiami.
-Jak si czujesz?- Za drzwiami był Paweł.
-Dzięki dobrze, a co ty tu robisz? Jacek cię nasłał?
-Nie, nie. Jeszcze mam chwilkę do służby to wpadłem.
-Do prawdy.
-No dobra Jacek mi kazał zajrzeć do ciebie.
-Wiedziałam, napijesz się czegoś?- Zaproponowałam, weszliśmy do domu.
-Nie dzięki ja na chwilę. Na pewno nic nie potrzebujesz?
-Na sto procent Tatusiu.- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach.
-To ja idę, jak coś to dzwoń, od razu przyjadę.
-No dobra.- Paweł pojechał. Poszłam się ubrać. Potem zjadłam śniadanie. Około 11 pojechałam do lekarza. Poczekałam kilka minut na korytarzu. Po chwili czekania zawołał mnie do gabinetu. Weszłam niepewnym krokiem.
-Proszę usiąść. Co Panią do mnie sprowadza?- Zapytał.
-Mam grypę żołądkową.- Powiedziałam pewna siebie.
-No dobrze, a jakie ma pani objawy?
-Wymioty i omdlenia.
-Od kiedy są mdłości?
-Od wczoraj.
-Zdarzały się wcześniej?
-Pojedynczo parę razy tylko.
-Dobrze, a miesiączkuje Pani regularnie?
-Tak.
-Leczy się Pani na coś?
-Nie.
-To pobierzemy krew do badań.- Powiedział.- Proszę się tam przygotować do badania.- Dodał po chwili.
-Podejrzewa coś Pan?
-Tak. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i pobierze Pani krew do badań. Następnie zrobimy Pani USG a potem tomografię.- Tomografię, przestraszyłam się. To znaczy że podejrzewa u mnie raka. To...to jest niemożliwe. Po chwili przyszłą pielęgniarka i pobrała mi krew. Jestem twarda, ale widok własnej krwi mnie przeraża. Ledwo siedziałam.
-No dobrze, to już po jednym badaniu. Proszę się położyć na kozetce i podciągnąć bluzkę.- Tak jak lekarz powiedział tak też zrobiłam. Po chwili poczułam zimny żel na brzuchu, potem śmieszne mrowienie od tego czegoś czym mi jeździł lekarz po brzuchu.
-Tak jak podejrzewałem.- Powiedział lekarz a ja już się przestraszyłam ze mam raka. -Tomografia nie będzie nam potrzebna.-Dodał po chwili. Pielęgniarka przyniosła wyniki badań, mojej krwi.
-Co mi jest Panie doktorze?- Zapytałam.
-Więc, gratuluję.-Powiedział, ale jak można gratulować komuś raka. Spojrzałam na niego przerażona.- Jest Pani w szóstym tygodni ciąży.
-Jestem w ciąży?- Zapytałam, byłam pewna że się przesłyszałam.
-Tak, to szósty tydzień, płód rozwija się znakomicie. Będzie Pani miała śliczną parkę.- Po tych słowach zakręciło mi się w głowie. Będę miała dziecko i to jeszcze bliźnięta. Siedziałam w szoku dobre kilka minut.
-Pani Dominiko. Słyszy mnie Pani.- Wrzasnął lekarz.
-Przepraszam, co Pan mówił?
-Dobrze się Pani czuje?
-Tak, świetnie, ja jestem w ciąży.- Powiedziałam podekscytowana.
-No dobrze, więc tu są Pani wyniki badań, USG i krew. Teraz musi Pani na siebie bardzo uważać.
-Dobrze.
-A oto zwolnienie z Pracy. Na dwa tygodnie. I już zapisuję Panią na badania prenatalne. W środę za dwa tygodnie. Proszę nie zgubić wyników.
-Dziękuję. Do widzenie.- Podekscytowana wyszłam z gabinetu. Wsiadłam w samochód i pojechałam prosto na komendę. Na korytarzu wpadłam na Pawła.
-O Dominika a co ty tu.....
-Nie teraz. Potem do ciebie wpadnę. Albo mam lepszy pomysł. Przyjdź z Majką i dziewczynkami w sobotę na kolację.
-No dobra. Mam kupić wino?
-Dwa i sok pomarańczowy.
-No dobra a co to za okazja?
-Dowiesz się wszystkiego, muszę lecieć. Pa.
-No cześć. Cześć.- Poszłam szybko do dyżurki. Weszłam do środka, no w sumie to stanęłam w drzwiach. Jacek gdy tylko mnie zobaczył wstał od biurka.
-Dominika, a co ty tu robisz miałaś odpoczywać.
-Byłam u lekarza, jestem w ciąży.- Powiedziałam. Jacek spojrzał na mnie i na kalendarz, potem znowu na mnie i na kalendarz. Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
-Wkręcasz mnie dziś 1 kwietnia.- Powiedział i uśmiechnął się.
-Nie, w tej kwestii nie żartuję.- Odrzekłam o on stał zaskoczony.- No powiedz coś.
-Yyyy no ale...-Zrobiło mi się przykro, myślałam że się ucieszy, nie takiej reakcji się spodziewałam.
-Nie cieszysz się.- Wyszłam z dyżurki. Szybkim krokiem tak aby nie mógł mnie dogonić poszłam do inspektor Jackowskiej. Zapukałam i weszłam. Akurat rozmawiała przez telefon, chciałam wyjść ale machnęła mi ręką abym się wróciła i poczekała chwilę.
-No dobra ale coś więcej wiadomo?- Chcąc nie chcąc słyszałam część rozmowy.- No ale to niemożliwe....Informujcie mnie na bieżąco...- Po chwili odłożyła telefon spojrzała na mnie.- Spodziewałam się ciebie.
-Tak. No ja się nie spodziewałam że dziś Panią odwiedzę.
-Jak się czujesz? Blada jesteś, może okno otworzę?
-Nie trzeba ja na chwilkę. Proszę.- Podałam jej zwolnienie.
-A co to jest?
-L4 na dwa tygodnie.
-Grypa żołądkowa?
-Nie.- Odparłam i posmutniałam. Spojrzałam na Jackowską która czytała powód L4.
-Moje gratulacje.- Powiedziała po chwili zaskoczenia.- Który tydzień?
-Szósty- Zdziwiłam się, spodziewałam się że będzie wściekła że straci jednego policjanta na dość długi okres.
-Nowak jest ojcem?- Zaskoczyła mnie, ale jak to ona wie o naszym związku, przecież to niemożliwe.
-Tak.- nie miałam zamiaru tego ukrywać. Byłam zadowolona że chociaż ktoś podziela ze mną szczęście w tej chwili.- Ja już będę szła.- Dodałam po chwili ciszy.
-Dobrze, gdyby coś to śmiało przychodź.
-Dziękuję.- Uśmiechnęłam się i wyszłam z gabinetu. Na korytarzu czekał Jacek. Przeszłam obok, nie zwracając na niego uwagi. Złapał mnie za nadgarstki.
-Dominika.- powiedział, wyrwałam się.
-Mógł byś mnie nie szarpać to bolało.- Wrzasnęłam. Jacek chciał mnie przytulić ale ja się odsunęłam.
-Jesteś zła?
-Nie. Dlaczego tak uważasz? Po prostu jestem w ciąży z facetem który myśli że to żart na 1 kwietnia.- Wrzasnęłam na niego po raz kolejny.
-Nie rozmawiajmy tu.- Odrzekł i przeszliśmy do biura. Pawła i Piotrka na całe szczęście nie było więc mogliśmy porozmawiać.
-Wyobraź sobie że to nie żart i czy chcesz czy nie będziesz miał ze mną dzieci. To już nie od ciebie zależy.- Powiedziałam.
-Dzieci?- Jacek mi nie dowierzał.
-Tak jestem w mnogiej ciąży, wyobraź sobie ale co cie to obchodzi.
-Jesteś w ciąży.- Jacek rzucił się na mnie i mnie przytulił.
-Nie mogę oddychać.- Wyrwałam się z jego objęć.
-Będziemy mieli dzidziusia.- Powiedział podekscytowany i dotknął mojego brzucha.
-Jacuś, dwa dzidziusie.- Poprawiłam go. Wysłałam mu ogromny uśmiech. Pocałowaliśmy się a do biura wparowała Emilka z Krzyśkiem.
-O a ty nie w domu?- powiedział Krzysiek.
-Powinnaś odpoczywać.- Dodała Drawska. Spojrzałam na Jacka.
-Jestem w ciąży.- Powiedziałam.
-Będziemy mieli bliźniaki.- Dodał Jacek. Emilka z Krzyśkiem się roześmiali.
-Niezły żart, ale nie wyszedł wam.- Powiedział po chwili Krzysiek. Wyjęłam z torebki badanie USG.
-Sugerujesz że lekarz mnie wkręcił.- Podałam im badanie. Spojrzeli na nas z przerażeniem i niedowierzaniem. Uśmiechnęliśmy się z Jackiem.
-Nasze gratulacje.- Powiedział Zapała i zaczął nas przytulać. Emilka zrobiła to samo. Posiedziałam jeszcze chwilkę na komendzie. Potem wróciłam do domu. Zrobiłam zdjęcie badania USG, ale tak żeby nie było widać daty i wysłałam to zdjęcie do Darii. Następnie zjadłam lekki obiad, wciąż mnie mdliło. Położyłam się spać. Gdy tak smacznie sobie spałam, a ostatnio naprawdę miałam wiele zarwanych nocy, usłyszałam jakieś szmery w domu. Ktoś chodził na dole. Spojrzałam szybko na zegarek była 15. Jacek o tej godzinie na pewno jest w pracy. Słysząc czyjeś głosy zeszłam na dół. Rozejrzałam się po korytarzu ale nikogo nie ujrzałam. Udałam się więc do salonu. Wszędzie były porozwalane rzeczy dla małego dziecka. Nie za bardzo rozumiałam sytuację w jakiej się znalazłam.
-O cześć.- Ktoś powiedział a ja aż zapiszczałam z przerażenia. Odwróciłam się i zobaczyłam Darię.
-Co ty tu robisz?
-No wiesz....Niespodzianka...- Przytuliła mnie.
-Gdzie to wnieść szefowo?- Zapytał mężczyzna w ciuchach typowo roboczych. Razem z drugim facetem wnosili łóżeczko do mojego domu.
-Postawcie na razie w tamtym pokoju.- Powiedziała Daria pokazując mężczyzną gdzie mają iść. Stałam nie za bardzo wiedząc co się dzieje.
-Że się tak zapytam, co tu się do cholery dzieje?- Podniosłam głos.
-No co? Będziesz miała dziecko. Potrzebujesz teraz sporo rzeczy.- Powiedziała.
-Daria. Po pierwsze to dwójkę dzieci a po drugie co ty w ogóle wyprawiasz? A po trzecie jak weszłaś?
-Po pierwsze bliźniaki?
-Tak, nie dziw się dobrze wiesz że jesteśmy tym obciążone genetycznie i było pewne że albo ja albo ty będziemy miały bliźniaki.
-Dobra. Po drugie, zostawiłaś drzwi na oścież otwarte.
-Nie zostawiłam. Były zamknięte.
-Nie były. Przyjechałam jakieś dwadzieścia minut po SMS-ie, były otwarte.
-Nie, to nie możliwe, musiałam zamknąć drzwi.
-Kochana, zapomniałaś, zdarza się.
-No dobra, mów co po trzecie?
-Musimy maluszkom pokój urządzić.
-Co, nie za wcześnie, to dopiero szósty tydzień.
-A kiedy chcesz to zrobić? Jak urodzisz? Słuchaj ja już dwójkę urodziłam, zaufaj mi. Zobaczysz że ciąża minie ci tak szybko że nawet nie zauważysz a już będziesz rodzić. A Jacek będzie przy porodzie?
-Nie wiem, raczej tak, nie zastanawiałam się jeszcze. Daria ja się dziś dowiedziałam że jestem w ciąży. Nawet...-Chciałam powiedzieć że nawet nie wiem co będzie dalej, ale Daria mi przerwała.
-Jackowi jeszcze nie mówiłaś. No ja pierwszy raz...- Zaczęła mówić. Złapała mnie w biodrach i poprowadziła mnie do mojego salonu. Usiadłyśmy przy stole.- jak miałam powiedzieć Kacprowi że jestem w ciąży to bałam się nieziemsko. Pamiętasz sama jak to było. Przyznałam się dopiero przy jego rodzicach bo wiedziałam że oni jak coś to mu nie odpuszczą. No drugi raz poszedł jak z płatka. A w sumie myślałaś jak mu to powiesz?
-No wiesz ja....
-A tak zapomniałam, pewnie zaraz wraca i będziesz chciała mu powiedzieć.
-Daria bo....
-Cześć kochanie.- Przerwał mi Jacek, akurat wrócił. Przyniósł ogromny bukiet kwiatów. Podszedł do mnie dał mi buziaka i mocno przytulił.- Jak się czujesz?
-Dzięki dobrze. Miałam jeszcze mdłości ale już jest lepiej.
-No maluszki dają ci nieźle w kość.- Powiedział Jacek a ja spojrzałam na Darię, jej mina była bezcenna.- O cześć szwagierka. - Jacek przywitał się z Darią. Dalej siedziała jak słup soli.- Widzę dobrze poinformowana jesteś. Już zdążyłaś zakupy zrobić.- Zaśmiał się Jacek.
-Ja...to on wie?- Zapytała po chwili.
-No wiedział jako pierwszy.
-Na początku myślałem że mnie wkręca bo dziś 1 kwietnia. Ale tak słucham patrzę nie żartuje. No ucieszyłem się nieziemsko. Będę tatusiem.- Powiedział Jacuś a mi aż chciało się płakać po jego słowach.
-Kocham cię Jacuś.
-Ja ciebie też.- pocałowaliśmy się. Do salonu weszli robotnicy.
-Szefowo skończyliśmy już.- Powiedział jeden z nich.
-Dobrze, jutro się rozliczymy tak jak się umawialiśmy możecie jechać.- Powiedziała a Panowie opuścili nasze mieszkanie.- Dobra ja też będę się zbierać. Trzymajcie się Pa.- Daria pojechała. Zostaliśmy z Jackiem sami w domu.
-Co tak wcześnie z pracy?
-Jackowska jak się dowiedziała że jesteś w ciąży powiedziała że mogę wcześniej skończyć żebyś nie siedziała sama. Ale widzę ty sobie nieźle radzisz.
-Co masz na myśli?
-No zakupy, pokoik już prawie urządzony.
-Przestań. Daria to wszystko przywiozła, nie miałam pojęcia że tak zrobi. Wysłałam jej zdjęcie USG, mając nadzieję że pomyśli że to żart a potem by było śmiesznie jak byśmy powiedzieli reszcie że będziemy mieli dzidziusia ale ona za bardzo mnie zna.
-To co obejrzymy to co przywiozła czy najpierw idziemy coś zjeść?
-Idziemy zjeść.
-Tak też myślałem.- Udaliśmy się do kuchni, przygotowaliśmy sobie szybki posiłek. Jeszcze szybciej zniknął on z naszych talerzy. Potem ja zajęłam się zmywaniem naczyń a Jacuś poszedł już oglądać rzeczy. Gdy weszłam do pokoju siedział na materacu i bawił się zabawkami. Wyglądał tak słodko. Wyobraziłam sobie go siedzącego dokładnie w tym samym miejscu, w ręku miał dokładnie tę samą zabawkę ale obok niego siedział nasz mały synek i córeczka. Było by fajnie gdyby parka była innej płci. Usiadłam obok, również zaczęłam przeglądać zabawki i inne rzeczy które nam przywiozła. Były tam min. ubranka dla chłopca i kilka dla dziewczynki, mnóstwo zabawek i akcesoriów potrzebnych przy małym dziecku. Ledwo co powstrzymywałam się od płaczu.


czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział XX jak to nie żyje?

Rozdział XX
Dominika

Minęło już parę miesięcy. Razem z Jackiem mieszkamy już na stałe w jego domu i nie mamy zamiar się przeprowadzać. Nie przestaliśmy również starać się o dziecko. Niestety moje wyniki nie były najlepsze ale my się tak łatwo nie poddamy. Dużymi krokami zbliża się Boże Narodzenie. W naszej rodzinie pojawiła się już dwójka maluszków. Jurek od mojego brata Andrzeja i Łucja córeczka Darii i Kacpra. Dodatkowo niedawno dowiedzieliśmy się że brat Jacka również spodziewa się dziecka. Czy tylko my nie możemy założyć normalnej rodziny. Czemu akurat nam się to przytrafia. Czasami nie mam do tego siły i gdy Jacuś nie patrzy zamykam się w pokoju i płaczę. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się idealnie w pracy. Po ostatnich wydarzeniach na komendzie wiele się zmieniło. Miałam dziś patrol z Krzyśkiem. Paweł został przydzielony do grupy poszukiwawczej. Zajmowali się poszukiwaniem Oli Wysockiej. No w sumie już Białach. Mikołaj nie pracował zajmował się dziećmi. Komendant nie pojawiał się w pracy a dowództwo chwilowo objął Jacek, przez co miał mało czasu dla nas i wracał do domu tylko na noc. Siedziałam z Krzyśkiem w biurze gdy wpadł do nas zdyszany Jacek.
-Znaleźliśmy ją.- Krzyknął a ja dopiero po chwili zrozumiałam o co chodzi.
-To świetnie. Co z nią, żyje?- Zapytał Krzysiek, widać było że się tym bardzo przejął.
-Tak, ale jest w bardzo ciężkim stanie.- Odpowiedział Jacek i posmutniał. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Będzie dobrze.- Wszyscy byliśmy dobrej myśli a wieść o jej zaginięciu wstrząsnęła całą komendą. To że ją znaleźli to cudowna wiadomość.
-Mam do was prośbę.- Powiedział Jacuś.
-No mów stary co się dzieje.- Wtrącił Krzysiek.
-Podjedźcie do starego i przekażcie mu tę wiadomość.
-A to nie możesz zadzwonić, tylko musisz nas fatygować.
-Nie odbiera, a dobrze wiecie że popadł w niezłą depresję.- Odrzekł Jacek a my chwyciliśmy za kamizelki i radiostacje.
-No dobra, to jesteśmy w kontakcie.- Powiedziałam i razem z Krzyśkiem opuściłam komendę. Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Zapukaliśmy ale nikt nam nie otwierał.
-Panie komendancie jest Pan.- Zawołał Krzysiek, nikt nam nie odpowiedział. Drzwi były otwarte. Weszliśmy więc do środka. Musieliśmy szczególnie uważać bo nie wiedzieliśmy co może nas spotkać w środku. Najpierw zajrzeliśmy do kuchni.
-Pusto.- Powiedziałam i poszliśmy dalej. Weszliśmy do salonu, było ciemno a okna były zasłonięte. Krzysiek jednak dostrzegł komendanta.
-Możemy zapalić światło?- Zapytał.
-Skoro musisz.- Odrzekł Wysocki a Krzysiek zapalił światło. W pierwszej chwili dostrzegłam bałagan jaki panował w mieszkaniu Wysockiego. Wszędzie były porozrzucane papiery i zdjęcia, w kilku miejscach było potłuczone szkło a na stoliku leżało kilka pustych butelek po alkoholu. Komendant był ledwo żywy. Nie mogłam patrzeć na to, on powinien być teraz w szpitalu przy Oli a nie leżeć na kanapie napity.
-Znaleźli Olę.- Powiedział Krzysiek.
-Gdzie, co z nią, żyje?
-Tak żyje, jest w ciężkim stanie.- Odpowiedziałam.
-Gdzie ona jest?- Zapytał komendant.
-W szpitalu na Krzykach.- Powiedział Krzysiek.- Zawieziemy tam szefa ale musi się szef troszkę ogarnąć.
-Oczywiście.- Komendant wziął szybki prysznic, ubrał się jeszcze szybciej i po trzydziestu minutach byliśmy już w drodze do szpitala. Musiałam jeszcze to zgłosić dyżurnemu.
-00 do 05.- Chwyciłam za radiostacje i wywołałam dyżurnego.
-Słucham was?
-Wieziemy Komendanta do szpitala.- Odrzekłam.
-Dobrze. Jak już będziecie na miejscu to dowiedzcie się co z Wysocką i wracajcie na firmę.
-Dobra przyjęłam.- Odłożyłam radiostacje. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Wysocki wybiegł z radiowozu jak poparzony. My zaparkowaliśmy, zgłosiliśmy dyżurnemu że dotarliśmy na miejsce i udaliśmy się do szpitala. Weszliśmy na SOR.
-Przepraszam, jakąś godzinę temu przywieziono tu kobietę. W ciężkim stanie z porwania. Gdzie ją znajdziemy?- Krzysiek zapytał pierwszą napotkaną pielęgniarkę.
-Zaraz Państwu powiem, zapraszam za mną.- Pielęgniarka bez problemu udzieliła nam informacji no w końcu byliśmy z policji. Już po chwili byliśmy pod jej salą. Na miejscu był Mikołaj i komendant, którego sami tu podrzuciliśmy.
-Co z nią?- Zapytał Krzysiek, ja spoglądałam na nią przez szklaną szybę.
-Jest w śpiączce, straciła dużo krwi.- Odrzekł załamany Białach, komendant nawet nie był w stanie nam cokolwiek powiedzieć. Posiedzieliśmy w szpitalu jeszcze chwilę i wróciliśmy na bazę. Zgłosiliśmy powrót dyżurnemu i udaliśmy się z informacjami bezpośredni do niego. Uzgodniliśmy że wszyscy po pracy pojedziemy do szpitala i oddamy krew dla Oli. Wróciliśmy z Krzyśkiem do wypełniania raportów. Około 16, przyszedł do nas Jacek.
-Hej, zbierajcie się już.- Powiedział wchodząc do biura.
-A ty?- Zapytałam spoglądając na niego z nadzieją że powie że też już skończył.
-Muszę zostać. Marek jeszcze nie przyjechał.- W tym momencie byłam wściekła na Marka i na Jacka. Mieliśmy jechać razem a on... Nawet tego nie skomentowałam, wyszłam z biura.
-Dominika.- Krzyknął za mną Jacek, nie zareagowałam i poszłam się przebrać. Po kilku minutach wróciłam.
-Jedziesz do szpitala?- Zapytałam Krzyśka który też już się zbierał.
-Tak, tak.
-Mogę się z tobą zabrać?
-No jasne, żaden problem, ale najpierw pojedziemy po Tośka. Nie mam go z kim zostawić.
-No jasne.- Uśmiechnęłam się do Krzyśka. Gdy wychodziliśmy spotkaliśmy Jacka, szedł akurat do swojego biura.
-Jedziecie do szpitala?
-Tak. Tu masz klucze od samochodu.- Odrzekłam oschłym głosem i podałam mu klucze. Jacek chciał mnie pocałować ale ja się odsunęłam i wyszłam z komendy. Po chwili doszedł do mnie Krzysiek, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
-Pokłóciliście się o coś?- Krzysiek zadał mi pytanie.
-Nie.
-To o co chodzi?
-Po prostu mam dość że cały czas siedzi w pracy. Ja rozumiem że musi zastąpić komendanta ale czemu on sam się tym zajmuje. Mam już dość tego że wraca do domu tylko na noc. Wiesz jak ja się czuję gdy wraca i zamiast cześć kochanie słyszę jestem zmęczony idę spać.- Zaczęłam płakać.
-Dominika, spokojnie. To przejściowe. Ola się znalazła. Komendant zapewne jutro do nas wróci i wszystko wróci do normy.
-No może masz racje ale teraz, akurat teraz. Kiedy ja go najbardziej potrzebuje to on każdą chwilę spędza w pracy.
-Jak to? Ty jesteś w ciąży?- Nie wiem skąd mu to do głowy przyszło ale w tym momencie bardzo chciałam powiedzieć że tak. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie, nie jestem. Skończmy temat i do niego nie wracajmy.
-No jak wolisz.- Powiedział Krzysiek, zaparkował pod szkołą i skoczył po Tośka. Po pięciu, góra dziesięciu minutach wrócili.
-Cześć Tosiek.- Przywitałam się z chłopcem.
-Cześć ciocia.- Powiedział mały i wsiadł do samochodu.
-I jak było w szkole?- Zaczęłam rozmowę z małym Zapałą.
-Dobrze. A ciocia jedzie do nas?
-Nie synek, ciocia jedzie ze mną do szpitala. A teraz pasy zapnij.- Odrzekł Krzysiek. Zazdrościłam mu małego szkraba.
-Po co do szpitala? Ciocia jest chora? Mama mi zawsze robiła taką zupkę jak byłem chory. Mogę cioci zrobić.- Mały strasznie się rozgadał. Nawet nie zauważyłam a już byliśmy pod szpitalem. Wysiedliśmy z auta i poszliśmy do punktu krwiodawstwa. Najpierw zrobili nam podstawowe badania a potem pobrali krew dla Olki. Zeszło nam się w szpitalu bardzo długo. Dochodziła dwudziesta. Krzysiek z Antkiem pojechali. Ja postanowiłam zajść jeszcze do Olki. Podeszłam pod salę. Mikołaj siedział na krzesełku. Wysockiego nigdzie nie było. Usiadłam obok aspiranta.
-Co z nią?- Zapytałam po chwili milczenia.
-Lekarze mówią że stan jest stabilny.
-Dalej się nie wybudziła?- Po minie aspiranta widziałam że nie.
-Jak on umrze...ja nie wiem co zrobię. Przecież....- Mikołaj zaczął przy mnie płakać. Pierwszy raz widziałam jak zawsze twardy, silny, nieugięty policjant płacze.
-Mikołaj, przestań. Nie możesz tak myśleć. Na pewno się wybudzi. Nie ma innej opcji. Zrozumiałeś? Pytam czy zrozumiałeś?- Podniosłam głos.
-Łatwo powiedzieć.- Odburknął.
-Mikołaj, do jasnej cholery, ogarnij się. Nic jej nie będzie. Macie dzieci, pomyśl o nich. O sobie. Ola się nie podda bez walki to silna kobieta. Słyszysz. Ola przeżyje i nie masz prawa myśleć że będzie inaczej.
-Nie mogę już.- Rozmowę przerwał nam telefon. Zapomniałam go wyciszyć. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Jacek, nie miałam ochoty odebrać. Spojrzałam jeszcze na godzinę była już 21.
-Czemu nie odebrałaś?- Zapytał aspirant.
-Nic ważnego.
-Przecież dzwonił Jacek.- Brawo za spostrzegawczość.
-Pewnie skończył i dzwoni żebym mu zrobiła kolację bo wróci zmęczony i nie będzie miał na nic siły.- Odparłam. Mikołaj popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Nic nie powiedział.- Dobra jest już późno, muszę jechać. Jak by coś się działo, albo nie miał byś z kim dzieci zostawić to zadzwoń. Możesz na mnie liczyć.
-Dzięki.- Powiedział Mikołaj i mnie przytulił.
-Dobra ja lecę, zaraz będzie taksówka.
-Taksówka? Myślałem że jesteś samochodem.- Rzekł aspirant.
-Nie, przyjechałam z Krzyśkiem. Oddaliśmy krew dla Olki. Musiał jechać bo miał ze sobą Tośka a małego nie wpuścili by na oddział.
-Poczekaj chwilkę, odwiozę cię. I tak będę się zbierał, muszę zmienić dziewczynki w końcu muszę odpocząć, jutro do szkoły.- Powiedział Białach a ja zgodziłam się. Wiadomo z nim bezpieczniej jechać niż taksówką, tyle się teraz słyszy o oszustach. Mikołaj wszedł na salę. Lekarz mu pozwolił wejść na chwilkę. Pożegnał się z Olką i pojechaliśmy. Zaproponowałam mu aby wpadł na kawę ale nalegał że musi jechać do domu. No przecież go nie zmuszę. Wysiadłam z jego samochodu i weszłam do domu. W korytarzu czekał na mnie zdenerwowany Jacek.
-O nie śpisz jeszcze?- Zapytałam zdejmując kurtkę i kozaki.
-No wyobraź sobie że nie. Gdzie byłaś?
-A co to za przesłuchanie? W szpitalu u Oli mówiłam ci że jadę z Krzyśkiem.
-W szpitalu do 21.30.- Jacek podniósł głos. Pierwszy raz odkąd się zeszliśmy, podniósł na mnie głos.
-Tak w szpitalu.- Krzyknęłam. I poszłam do kuchni zrobić sobie kawę.
-Dominika, gdzie i z kim byłaś?- Znów krzyknął. Ale tego pytania się nie spodziewałam.
-W szpitalu z Białachem. Jak mi nie wierzysz to do niego zadzwoń. Mam ci numer wykręcić?- Zapytałam zdenerwowana. Do oczu napłynęły mi łzy, byłam strasznie zdenerwowana.
-Kto cię przywiózł?
-Mikołaj. Nie chciał żebym wracała taksówką. Bo widzisz niektórych ludzi interesuje to czy wrócę do domu bezpiecznie.
-Co ty mi sugerujesz? Może się tobą nie interesuję?
-A interesujesz? Pytam się. Masz mi coś więcej do powiedzenia oprócz tego że jesteś zmęczony po pracy. Może mi powiesz że pracujesz żeby mi żyło się lepiej. Tylko że mi żyje się gorzej bo ciebie nigdy nie ma w domu. Na rodzinny obiad do twoich, podkreślam twoich rodziców musiałam pojechać sama bo ty musiałeś pracować. Nie mógł cię ktoś zastąpić bo po co. Ja mogę siedzieć sama i wysłuchiwać jak to twój brat się cieszy bo będzie miał dziecko. A zapomniałam ty nic nie wiesz bo jak przyjechali do nas na kawę też cię nie było bo byłeś w pracy. A jak wróciłeś to byłeś tak zmęczony że nie miałeś siły ze mną porozmawiać. Nie wspomnę już o wspólnej kolacji albo śniadaniu. Widuję cię tylko w nocy i to też nie za długo, bo zaraz oboje jedziemy do pracy gdzie tym bardziej nie mamy czasu porozmawiać.- W końcu nie wytrzymałam i wydusiłam to z siebie. Rozpłakałam się i czekałam na jego reakcję. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Czekałam aż coś powie ale on milczał.
-No powiedz coś w końcu.- Wrzasnęłam szlochając i ledwo łapiąc oddech.
-Przepraszam, nie wiedziałem że tak to odbierasz.- Jacek mocno mnie przytulił. Nie wiedziałam co mam zrobić z jednej strony przywaliła bym mu w twarz bo przez ostatnie dni przeżyłam koszmar a z drugiej bym go pocałowała. Tak też zrobiłam najpierw mu dałam mocnego liścia a potem pocałowałam.
-Za co to?- Jacuś złapał się za policzek gdy skończyliśmy się całować.
-Tak na zaś gdyby ci przyszło do głowy żeby częściej zostawać po godzinach.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też. Kładźmy się spać jutro do pracy.
-No tak a już 22. Późno.- zjedliśmy szybką kolację i poszliśmy spać. Jakoś w nocy zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na budzik, był 2.13, spojrzałam na wyświetlacz dzwonił Mikołaj. Odebrałam bez wahania.
-Co się stało?- Zapytałam zaspanym i ledwo przytomnym głosem.
-Ola się wybudziła.- Powiedział szczęśliwy Białach.
-A nie mówiłam. Jak się czuje?
-Jak by czołg po niej przejechał.
-Super, pozdrów ją idę spać.
-No, widzimy się w pracy. Cześć.
-No hej.- Odłożyłam telefon na szafkę nocną i chciałam iść spać dalej ale Jacek mi nie pozwolił.
-Kto dzwonił?
-Mikołaj.
-Co chciał o tej godzinie?
-Ola się wybudziła, daj mi spać jestem zmęczona.- Odrzekłam i zasnęłam, przypuszczam że Jacek zadawał mi jeszcze wiele pytań ale byłam tak zmęczona że zasnęłam. Nad ranem obudził mnie budzik.
-Jacek zgaś go.-Powiedziałam.
-Masz bliżej.
-No weź zgaś.- Jacek po chwili podniósł się i zgasił ten budzik.
-Kochanie, wstawaj musimy wstać do pracy.
-Ja nie chcę, biorę sobie wolne i cię o tym informuję wcześniej.
-Kochanie wstawaj.- Jacek zaczął mnie całować po szyi. Od razu wstałam. Zeszliśmy na dół zjedliśmy w końcu razem śniadanie, potem poszliśmy się szykować do pracy no i w ostateczności się do niej udaliśmy. Weszliśmy na komendę, wszyscy byli jacyś nieobecni i smutni. Nie mieliśmy pojęcia o co chodzi. Idąc korytarzem usłyszeliśmy komendanta. Nie Wysockiego a Kwiecińskiego.
-Dominika, Jacek, zapraszam do mnie.- Powiedział, spojrzeliśmy zdziwieni na siebie i poszliśmy do jego gabinetu.
-Chciał nas Pan widzieć.
-Dominika prosiłem nie Pan.
-Przepraszam zapomniałam. Więc co Tata tu robi?- Zapytałam.
-Będę tu na zastępstwo przez dwa tygodnie, potem się zobaczy.- Odpowiedział Kwieciński.
-A co się stało?- Zapytał Jacek.
-To wy nic nie wiecie?
-Nie wiemy o czym?- Spojrzeliśmy na Kwiecińskiego nie wiedząc o co chodzi.
-Wysocki nie żyje.- Powiedział a my siedzieliśmy nie dowierzając w to co powiedział.
-Ja...jak to nie żyje?- Zapytałam z nadzieją że się przesłyszałam.
-Popełnił samobójstwo.- Powiedział komendant.
-To niemożliwe. Przecież on by tego nie zrobił...
-Znaleźliśmy przy nim broń i list pożegnalny, oczywiście grafolog sprawdza czy na pewno to on napisał ale na 99% jest to jego pismo.- Najchętniej bym się popłakała, nie mogłam musiałam udawać twardego glinę. Niestety ta rola nie byłą przeznaczona dla mnie. Opuściliśmy gabinet Kwiecińskiego w ponurych i przygnębionych nastrojach. Potem odbyła się odprawa. Bardzo smutna, głównym tematem był pogrzeb i jego organizacja. Zbiórka na kwiaty i inne takie. Po odprawie każdy udał się do swojej pracy. Każdy przybity. Z Pawłem nie zamieniłam nawet słowa. Służba bardzo nam się dłużyła. Jak nigdy chciałam wrócić na fabrykę i wtulić się w Jacka. Nie było mi to dane nawet przerwy spokojnej nie mieliśmy. Zmęczeni i przygnębieni ostatnimi wydarzeniami wróciliśmy na fabrykę aby zdać broń i wypełnić raporty. Gdy skończyliśmy było już po 18. Jacek czekał na mnie na parkingu. Wróciliśmy razem do domu. Byłam zmęczona. Jacuś poszedł robić obiad a ja położyłam się na kanapie.
Jacek
Ostatnie wydarzenia niezbyt dobrze wpłynęły na Dominikę. Cały czas chodzi nieobecna a wiadomość o śmierci komendanta całkowicie ją zdołowała. Wróciliśmy po ciężkim dniu pracy do domu, udałem się do kuchni aby przygotować nam jakiś ciepły posiłek. Dominika w tym czasie poszła do salonu. Zrobiłem dla nas spaghetti, nałożyłem nam na talerze. Poszedłem do salonu aby zawołać Dominikę na obiad. Wszedłem do środka a ona spała na kanapie. Musiała być bardzo zmęczona. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem na łóżku i przykryłem kołdrą. Tak słodko spała. Zszedłem na dól, zjadłem obiado - kolację. Potem zająłem się przygotowaniami do świąt bożego narodzenia. No w końcu wigilia już za tydzień. Przyniosłem z dworu choinkę i zacząłem ją ubierać. Gdy wieszałem jedną z ostatnich bombek, poczułem czyjś dotyk na plecach. Po chwili Dominika przytuliła się do mnie. Odwróciłem się i ją pocałowałem.
-Już nie śpisz?
-No już się wyspałam. A czemu ubierasz choinkę beze mnie?
-Tak pięknie spałaś że nie miałem serca cię obudzić.- Pocałowałem ją. Zaczęliśmy razem stroić choinkę. Gdy skończyliśmy, nalałem nam wina do kieliszków, puściłem w radiu świąteczne piosenki i zasiedliśmy boje na kanapie wspominając nasze poznanie. Już rok za nami. Jak ten czas leci. A Dominika z każdym dniem coraz piękniejsza. Ta kobieta jest niesamowita. Nawet nie zauważyłem gdy Dominika zasnęła mi na ramieniu. Wysłałem tacie SMS-a że bierzemy na jutro wolne i również zasnąłem na kanapie. Obudziła mnie Dominika, właśnie wstała.
-Jacuś, jest druga w nocy, chodź do sypialni. Jutro, no w sumie to dziś do pracy.
-Już idę.- Poszliśmy do sypialni. Szybko wyłączyłem budzik, przebraliśmy się w piżamy i zasnęliśmy. Obudziła mnie rano przerażona Dominika.
-Jacuś, Jacuś, wstawaj zaspaliśmy do pracy.- Szarpała mnie za ramię.
-Co zrobiliśmy?
-Zaspaliśmy, wstawaj, twój tato nam głowy pourywa.
-Ej spokojnie.- Przytuliłem ją.- Wziąłem dla nas wolne. Ostatni za dużo się dzieje i powinniśmy odpocząć.
-Dzięki.- Powiedziała już ciut uspokojona. Wtuliła się we mnie z powrotem i zasnęła. Ja już nie mogłem zasnąć. Po jakieś godzinie wstałem z łóżka, starając się jej nie obudzić i zszedłem na dół. Zrobiłem sobie kawę. Siadłem przy stole i zacząłem przeglądać gazety. Artykuł o śmierci komendanta pojawił się na pierwszej stronie. Nie mogłem uwierzyć, czytałem go chyba piąty raz i dalej nie wierzyłem w samobójstwo komendanta Wysockiego. Przecież on by tego nie zrobił. Nie zostawił by Oli samej.
-Cześć kochanie.- Do kuchni przyszła Dominika, przytuliła się do mnie, pocałowała mnie w policzek i zabrała kawę.
-Wyspana?
-Jak nigdy. Co tam ciekawego piszą?- Zapytała spoglądając na gazetę.
-Jest artykuł o Wysockim. Piszą że popełnił samobójstwo po stracie jedynej córki.
-No ale Olka żyje.
-No żyje ale wiesz jakie są media.
-Ty wierzysz w to że on sam mógł się zabić?
-Nie, i raczej wątpię w to że kiedykolwiek się dowiemy kto to zrobił.
-Pogrzeb jest w sobotę na 11.30 w świętym Wojciechu.- Powiedziała Dominika po chwili namysłu.
-A skąd wiesz?
-Mikołaj dzwonił, już wszystko załatwili. Ola jutro albo w piątek wyjdzie ze szpitala.
-O to dobrze, pamiętam że nie lubi szpitali.
-Co robisz na śniadanie?
-Nie wiem, a na co moja księżniczka ma ochotę?
-Na naleśniki.
-No dobra ale pozmywasz.
-Nie.
-To nie ma naleśników.
-No dobra posprzątam. A powiedz mi co z wigilią, rozmawiałeś z rodzicami?
-No z wigilią wszystko dobrze o czym miał bym rozmawiać?
-Jacuś. Mówiłam przecież, miałeś im powiedzieć że nas nie będzie.
-Czemu miało by nas nie być?
Dominika
Nie rozumiałam Jacka. Czemu aż tak się dziwił jak mu powiedziałam że nas u jego rodziców na wigilii nie będzie.
-No przecież mamy oboje służbę w nocy. Zapomniałeś?
-Kurwa, wiedziałem.- Jacek się zdenerwował.
-No przecież ci mówiłam, przypominałam. Jak zawsze mnie nie słuchasz.- Wrzasnęłam na niego, sama nie wiem dlaczego, po prostu byłam na niego zła.
-Kochanie, jak to nie słucham, po prostu wypadło mi to z głowy.
-Wypadło, może nasz związek też ci z głowy wypadł co?
-O czym ty teraz mówisz?
-O naszej rocznicy. Mieliśmy ją w zeszłą środę. Też ci z głowy wypadła?- Wyszłam z kuchni z płaczem. Nie chciałam się kłócić. Ostatnio wszystko się wali. Przez problemy w pracy, nie dogaduję się z Jackiem. Wiecznie się kłócimy. W zasadzie bez powodu. Na początku nie zależało mi na naszej rocznicy. No rocznica jak rocznica, faceci zawsze zapominają. Ale miałam nadzieję że Jacek sobie po kilku dniach przypomni. Tym bardziej że zaznaczyłam na kalendarzu tą datę serduszkiem i napisałam obok Nasza rocznica. Byłam okropnie na niego wściekła. Poszłam do sypialni. Zabrałam ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka. Rozebrałam i weszłam pod prysznic. Stałam tak pod strumieniem wody i płakałam. Nie mogłam opanować łez. W pewnym momencie Jacek zaczął dobijać się do łazienki.
-Dominika, kochanie. Wszystko w porządku?- Zaczął pukać i szarpać za klamkę.
-Od kiedy cię to interesuje?
-Dominika, no nie obrażaj się. Dobrze wiesz że miałem dużo na głowie.
-No szkoda tylko że nie to co trzeba.- Wyszłam spod prysznica. Wytarłam się. Potem ubrałam ciuchy, wyprostowałam włosy. Zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam. Jacek stał pod drzwiami. Gdy już zamykałam drzwi złapał mnie za nadgarstki.
-Łazienka wolna.- Wyrwałam się Jackowi. Zeszłam do salonu. Wzięłam laptopa na kolana i weszłam na Facebooka. Poszperałam nieco po nim ale nic ciekawego nie znalazłam. W końcu zgasiłam laptopa. Nie wiedząc co robić, ubrałam buty i kurtkę. Wyszłam się przejść do parku. Musiałam sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Dookoła było biało. Znowu zima, święta a mi się wszystko sypie. Ja już mam dosyć ej pory roku. Zawsze życie mi się rozwali akurat w zimę.. No co prawda zeszły rok był świetny, poznałam Jacka, zaczęliśmy się spotykać. Było idealnie do puki nie przyszła kolejna zima i znów zaczęło się wszystko sypać. Jestem wściekła sama na siebie. Pokłóciłam się z nim o głupią rocznicę. O to że pracuje. Siedziałam tak w parku, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się to był Jacek.
-Przyniosłem ci szalik, nie chcę żebyś była chora.- Powiedział opatulając mnie szalikiem. Faktycznie było zimno a ja nie miałam ani szalika, czapki i rękawiczek.
-Dzięki, co tu robisz? W ogóle skąd wiedziałeś gdzie jestem?
-Dominika, jesteś dla mnie najważniejsza. Zawsze tu uciekasz jak coś się stanie.
-Nie prawda.
-Nie, a jak poznałaś moją mamę to gdzie uciekłaś?
-No dobra masz rację.
-Chodź do domu jest zimno.- Wstałam z ławki, Jacek złapał mnie za moją zmarzniętą lewą rękę i oboje poszliśmy w stronę domu. Weszliśmy do środka, rozebraliśmy się. Ja poszłam do salonu a Jacek po chwili do mnie dołączył.
-Zrobiłem nam kawę.- Postawił na stole dwa kubki. Siadł naprzeciwko mnie, spoglądałam w jego przepiękne błękitne oczy. Widziałam w nich cały mój świat. Był piękny, idealny, bez problemów i kłótni. Bez żadnych trosk.
-O czym tak myślisz kochanie?- Jacek wyrwał mnie z rozmyślań.
-O nas, o tym co będzie jutro. Co przyniesie nowy świt.
-Kochanie, jutro to za milion lat. Nikt nie wie co będzie. Nawet ja.- Jacek położył swoją dłoń na mojej. Uśmiechnęłam się delikatnie.- To co robimy?
-Nie wiem, ja bym najpierw do twoich rodziców zadzwoniła i im powiedziała że pracujemy. Potem możemy gdzieś jechać, jakoś nie mam ochoty siedzieć w domu.
-Już to zrobiłem.- Odrzekł, a ja przez chwilę się zastanawiałam co takiego zrobił. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem „O co ci teraz chodzi?”.- No rozmawiałem już z rodzicami.- Dodał po chwili.
-A no dobra, to co robimy?
-Może najpierw zakupy. A potem zobaczymy.
-A co chcesz kupić?
-No parę rzeczy na święta, prezenty dla rodziców i takie tam drobiazgi.
-No dobra, jak chcesz. To jedziemy do galerii?
-Tak, to idziemy się szykować.
-Tak jest panie aspirancie.- Poszliśmy się przebrać i pojechaliśmy do galerii. Po około 30 minutach przebijania się przez Wrocławskie korki byliśmy na miejscu. Jeszcze tylko znaleźć miejsce na parkingu i będzie dobrze. O jest wolne. Jacek zaparkował i poszliśmy do galerii. Błąkaliśmy się po sklepach dobre dwie godziny. Zaczęło mi mocno burczeć w brzuchu. Jacek od razu to usłyszał.
-Jesteś głodna?
-Troszkę.
-To co kebab czy jakiś fast-fot?
-A może coś zdrowszego?
-Co masz na myśli?
-Nie wiem może jakaś pizza.
-No faktycznie zdrowsze. To co idziemy?

-No pewnie.- Udaliśmy się z Jackiem do naszej ulubionej pizzerii naprzeciwko komendy. Siedliśmy przy wolnym stoliku, naradziliśmy się i zamówiliśmy jedną pizzę z szynką i jedną wegetariańską. Po piętnastu minutach otrzymaliśmy nasze zamówienie. Jeszcze szybciej zamówienie zniknęło z naszych talerzy. Zapłaciliśmy i wróciliśmy na zakupy. Jacek wybrał dla swoich rodziców prezenty a ja dla swoich. Potem jeszcze kupiliśmy dla naszych chrześniaków małe drobiazgi i wróciliśmy do domu. Była już siedemnasta więc na zewnątrz było już bardzo ciemno. Weszliśmy do domu, Jacuś wniósł zakupy a ja je rozpakowałam. Potem zajęliśmy się pakowaniem prezentów w folie ozdobną. Szło nam całkiem nieźle. Gdy skończyliśmy, poszliśmy do kuchni w celu konsumpcji kolacji. Jacek zrobił naleśniki które chodziły za mną od rana. Potem poszliśmy przed tv. Obejrzeliśmy jakąś komedię świąteczną i położyliśmy się spać. No przecież jutro do pracy.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział XIX obiad, nie wieżę.....


Dominika
Rano obudził mnie budzik. Jacek go zgasił i przytulił mnie na powitanie.
-Witaj kotku.- Pocałował mnie.
-Cześć.
-Wyspana?
-Jak nigdy.
-To co ja idę się szykować a ty mi śniadanie robisz?
-No i jeszcze czego, sam sobie zrób. Ja mam wolne idę spać dalej.- Jacek oburzony poszedł do łazienki. Wstałam, zarzuciłam na siebie bluzę Jacka i poszłam do kuchni przygotować śniadanie.
-Zrobiłam ci śniadanie.- Pocałowałam go gdy wszedł do kuchni. Zjedliśmy razem, później Jacek pojechał do pracy a ja poszłam się szykować do lekarza. Wizytę miałam umówioną na 10.30, miałam więc sporo czasu. Wzięłam prysznic, ubrałam ciemne jeansy i jasno niebieską koszulę. Do tego czarne baletki. Zabrałam torebkę i dokument. Zamknęłam dom i pojechałam. Na miejscu byłam o 10.15, była spora kolejka, bo jak się okazało lekarz spóźnił się kilka minut przez korki na mieście. Mam tylko nadzieję że Jacuś zdążył na czas. Po kilku minutowym czekaniu z gabinetu wyszedł lekarz.
-Pani Dominika Jackowska.
-To ja.- Poderwałam się z krzesełka.
-Zapraszam.- Weszłam do gabinetu i usiadłam na krześle.- Co Panią do mnie sprowadza?
-Chciałam potwierdzić lub wykluczyć ciąże.- Odrzekłam.
-No dobrze, rozumiem że ma Pani, mdłości, humorki, podwojony apetyt, zachcianki.
-Wszystko się zgadza oprócz mdłości.
-No dobrze, proszę się rozebrać do pasa i położyć na kozetce.- Wykonałam polecenia lekarza. Po kilku chwilach poczułam zimny żel na brzuchu.
-I co Panie doktorze?- Zapytałam po kilku minutach ciszy.
-No ja tu nic nie widzę. Nie jest Pani w ciąży.- Powiedział lekarz, pewnym głosem.
-Ale...ja robiłam test i wyszedł pozytywnie.- Do oczu napłynęły mi łzy.
-Widzi Pani test czasem może pokazywać fałszywy wynik.- Rozpłakałam się. Lekarz podał mi chusteczki i zaczął pocieszać.- Ale przecież to nie koniec świata, jak nie teraz to później.- Zaczął mnie zapewniać.- Od dawna się Pani z mężem stara o dziecko?- Z mężem, jak ja nawet nie wiem czy my jesteśmy zaręczeni.
-Pół roku.- Odpowiedziałam w zakłopotaniu.
-Spokojnie, jest Pani młoda, jeszcze ma Pani czas na wychowanie dzieci. Czy w przeszłości, przechodziła Pani jakiś zabieg przez który mogła by Pani teraz nie mieć dzieci?
-Tak..ja..ja..poroniłam.- Odpowiedziałam dość chaotycznie ale lekarz mnie zrozumiał.
-Aha rozumiem, dobrze. Przeprowadzimy odpowiednie badania. I wtedy dostosujemy odpowiednie leczenie. Na początek pobierzemy Pani krew do badania. Proszę sobie usiąść. Siostro Nawrocka.- Zawołał lekarz a w pomieszczeniu pojawiła się dobrze zbudowana w starszym wieku kobieta.- Pobieramy krew do badań. Proszę.- Lekarz podał kobiecie papiery a ona pobrała mi krew. Po wszystkim usiadłam na kozetce i ubrałam się.
-Panie doktorze, a co z miesiączką spóźnia mi się, myślałam że to przez ciąże?- Zapytałam spokojnie, już się troszkę uspokoiłam choć w środku czułam okropny smutek, przeszywający mnie na pół lub więcej części.
-Wydaje mi się że to na tle nerwowym, zapewne jest pani w ciągłym stresie.
-No to prawda.
-Związanym z pracą. Czym się Pani zajmuje?
-Jestem policjantem.
-O no to wszystko wiadomo. To na pewno na tle nerwowym. No dobrze wyniki będą za dwa dni. Zapraszam po odbiór od razu umówię Panią na wizytę. Poniedziałek godzina 11.30, pasuje Pani?
-Tak, tak pasuje. Do widzenia.- Opuściłam gabinet lekarski w bardzo złym nastroju. Z każdą chwilą do oczu napływało mi coraz więcej łez. Nie wiedziałam co mam zrobić. Pojechałam więc do sklepu, kupiłam kilka butelek wina i wróciłam do domu. Siadłam na kanapie i zaczęłam płakać.
Jacek
Od rana był spokój, z tego też względu poprosiłem Marka żeby mnie zastąpił i poszedłem na przerwę. Była godzina 14 więc Dominika już na pewno jest po wizycie u lekarza, próbowałem więc się z nią skontaktować. Nie odbierała. Pomyślałem że może prowadzi albo ma gościa i położyła gdzieś telefon. Poszedłem do bufetu.
-Dzień dobry.
-O Pan Aspirant. W niezbyt dobrym humorze, coś się stało?- Zapytała kucharka.
-Nie odbiera.
-Spokojnie, jak kocha to oddzwoni.
-Na pewno oddzwoni.
-A co dla ciebie?
-Poproszę...hym...trudny wybór wszystko jest tu wyśmienite. Zdam się na Panią.
-No dobrze, usiądź sobie zaraz ci przyniosę. A sok pomarańczowy?
-Tak, tak.- Udałem się do stolika. Po chwili dostałem swoje zamówienie. Pani Basia postanowiła dotrzymać mi towarzystwa.
-Opowiadaj co tam u ciebie słychać.
-A Pani Basiu nie ma co mówić.
-Zawsze jest. Coś taki przygnębiony?
-Mogę się przysiąść.- Powiedział mężczyzna, stojący za mną. Poznałem ten głos to był komendant, swoją drogą mój ojciec.
-Nie będę przeszkadzać.- Powiedziała Pani Basia i opuściła stolik. Kwieciński usiadł naprzeciwko mnie.
-Smacznego.
-Dzięki. Co chcesz?
-Porozmawiać.
-No to proszę, tylko że śpieszy mi się bo mam krótką przerwę.
-Czemu nie ma dziś posterunkowej Jackowskiej?
-Jest chora.
-Na jeden dzień, grypę złapała?
-Musiałą jechać do lekarza, ale raczej to nie twoja sprawa co.
-Jacek, ja wiem że mnie nienawidzisz. Ale chciał bym to wszystko nadrobić.
-Wiedziałeś że mama jest w ciąży? Wiedziałeś że będziesz miał dziecko?
-Nie, dopiero niedawno się o tobie dowiedziałem. Przypadkiem spotkałem twoją matkę od słowa do słowa powiedziała mi że mam syna. Najpierw chciałem cię odszukać ale twoja matka mi nie pozwoliła. Nawet nie wiedziałem ze jesteś policjantem. Jak pracowałeś w Gdańsku ja nawet nie skojarzyłem faktów. Dopiero na odprawie.- Powiedział i odszedł od stolika, zostałem przy nim sam. Już nawet jedzenia mi się odechciało. Wróciłem do pracy. Po chwili dostałem pierwsze zgłoszenie.
-Komenda Policji we Wrocławiu, dyżurny Jacek Nowak w czym mogę pomóc.
-On mnie zabije.- Krzyczała, zapłakana i przerażona kobieta.
-Gdzie Pani jest?
-W mieszkaniu.
-Jaki adres.
-Kopernika 34/13.
-Dobrze zaraz kogoś podeślę. Kto chce Panią zabić?
-Mój mąż jest napity, krzyczy. Zamknęłam się w łazience. Ratujcie.
-Dobrze zaraz ktoś podjedzie.- Odłożyłem telefon i złapałem za radiostacje.
-06 do 00.
-Szóstka zgłaszam się co masz dla nas?
-Podjedźcie na Kopernika 34/13.
-A co tam się dzieje?
-Jakaś awantura, dzwoni przerażona kobieta, mąż jej grozi, uważajcie facet jest napity i bardzo agresywny.
-Dobra jedziemy na bombach z zachowaniem.
-Dajcie znać jak będzie po wszystkim.
-Jasna sprawa.- Odłożyłem radiostację i wziąłem telefon, kobieta się rozłączyła. Wróciłem więc do swoich zajęć.
-00 do 04.
-Co jest czwórka?
-Wpisz nas na przerwę.
-Dobra, na firmie czy na mieście?
-Na mieście.
-Dobra, dajcie znać jak skończycie.- Odłożyłem radiostację. Zająłem się papierami. Po godzinie w moim biurze pojawiła się szóstka.
-A co wy tu robicie?
-Przywieźliśmy tego awanturnika na dołek.- Odpowiedział Krzysiek.
-A co z tą kobietą?
-Byłą przerażona, lekarz ją zbadał, na całe szczęście najadła się tylko strachu.- Zaczęła opowiadać Emilka.
-No to całe szczęście. To co króciutka przerwa i wracacie na niebezpieczne ulice Wrocławia.
-Dobra, jak coś to na komendzie zostajemy.- Powiedziała Emilka i wyszła.
-Stary?
-No młody?
-Zabawne, co robicie z Dominiką w sobotę?
-Jesteśmy zajęci, jej rodzice wpadają na obiad. A co?
-Nie bo robię z Tośkiem grilla no i pomyślałem że wpadniecie do nas.
-No Krzysiek z miłą chęcią ale nie w sobotę.
-Szkoda, no to kiedy indziej. Cześć.- Krzysiek poszedł a ja zająłem się papierami. Skończyłem o 17 i o tej porze na komendzie pojawił się mój zmiennik. Przebrałem się i zszedłem na dół do samochodu. Wsiadłem i pojechałem do domu. Po drodze kupiłem kwiaty dla Dominiki. Wjechałem do garażu. Zamknąłem go i poszedłem do domu. Drzwi były uchylone. Wszedłem do salony. Na stole stało kilka butelek wina, żadna jednak nie była otwarta. Dookoła kanapy rozrzucone były chusteczki. Nie wiedziałem co jest grane. Zacząłem szukać Dominiki. W kuchni jej nie było, w łazience tez nie. Poszedłem na górę. Dominika leżała na łóżku i płakała. Siadłem obok niej i przykryłem kocem. Położyłem się obok i przytuliłem moją księżniczkę. Domyśliłem się co jest grane. Było mi smutno że jednak nie będziemy mieli dzidziusia. Bardzo bym chciał mieć z Dominiką dziecko. Przytuliłem ją i pocałowałem w ramie. Powoli zaczęła się uspokajać. Było mi jej szkoda. Przez tyle w życiu przeszła. W pewnym momencie Dominika podniosła się.
-Musimy na sobotę zrobić zakupy. Tak się zastanawiam co zrobić do jedzenia, jak myślisz?
-Myślałem o kurczaku.
-Nie kurczak nie, a może papryka faszerowana i do tego sałatki zrobię, jakieś drobne przekąski. Co ty na to?
-Jestem na tak.
-To się ubieraj jedziemy na zakupy.- Dominika poszła do łazienki a ja zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. Podziwiam tą dziewczynę za charakter. Jest tak dzielną osobą. Zawsze pozytywnie nakręcona. Kocham ją za to.
-No wstawaj, ile mam na ciebie czekać.- Krzyknęła na mnie wychodząc z łazienki. Szybko wstałem z łóżka i poszedłem się szykować. Po 10 minutach byłem gotowy, udaliśmy się na zakupy. Weszliśmy do jednego supermarketu, potem do drugiego i do trzeciego. Tak się zastanawiałem kto to wszystko zje.
Dominika
Musiałam się czymś zająć, nie mogłam ciągle myśleć o tym bo dostawałam szału. Wybrałam się więc z Jackiem na zakupy. Odwiedziliśmy trzy sklepy, miałam więc wszystko to co potrzebuję do przygotowania jutrzejszego obiadu. Po dwu godzinnym maratonie po supermarketach wróciliśmy do domu. Jacek wniósł zakupy do domu a ja je rozpakowałam. Potem zajęłam się robieniem sałatek i innych przekąsek na jutro. Jacek w tym czasie majstrował przy samochodzie. Co jakiś czas wyglądałam przez okno aby zobaczyć co robi. Po woli zachodziło słońce a Jacek wziął się za ścinanie drzewek. Z gałęzi które pościnał rozpalił ognisko. Zrobiłam więc gorącą herbatę, jakieś kanapki. Wzięłam koc i poszłam do niego. Na dworze było już całkiem ciemno, ognisko pięknie rozświetlało podwórko i część ogrodu. Jacek przyniósł z garażu dwie skrzynki. Usiadł na jednej, ja natomiast siadłam mu na kolanach. Piliśmy tak herbatę i jedliśmy kanapki.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.- Pocałowaliśmy się. Jacek podniósł się aby dołożyć drewna do ognia a ja siadłam na skrzynce obok i przykryłam się kocem. Aspirant wyjął z garażu małe radio i puścił po cichu jakieś romantyczne piosenki. Usiadł obok a ja oparłam głowę o jego ramię. Wpatrywałam się w ognisko. W radiu zaczęła lecieć piosenka do której tańczyliśmy w trakcie oczepin na weselu Andrzeja i Patrycji. Jacek wstał i podał mi rękę. Również podałam mu rękę. Podniosłam się, odłożyłam koc i zaczęliśmy tańczyć. Na końcu piosenki Jacek mnie pocałował. Byłam już pewna że właśnie z tym facetem chcę spędzić resztę życia. Gdy skończyliśmy się całować, Jacuś ukląkł przede mną.
-Dominika.- Zaczął a ja wiedziałam już co chce mi powiedzieć. Do oczu napłynęły mi łzy, nie przerywałam mu.- Jesteś najwspanialszą kobietą jaką w życiu spotkałem. Kocham cię bezgranicznie i chcę spędzić z tobą resztę życia.- Wyjął z kieszeni pierścionek.- Noszę go przy sobie, od tamtego dnia. Z każdym dniem byłem coraz bardziej pewny swych uczuć. Dominika zostaniesz moją żoną?
-Tak, tak.- Odpowiedziałam i zaczęłam płakać. Jacuś założył mi pierścionek na palec i wstał. Przytulił mnie i namiętnie pocałował. Całowaliśmy się tak bardzo długo.
-Zimno mi.- Wyszeptałam.
-Idź do domu, zgaszę ognisko i do ciebie przyjdę.
-Dobrze.- Tak jak powiedział Jacek wróciłam do domu, weszłam do kuchni i zaczęłam robić resztę przekąsek na jutro. Po chwili w kuchni pojawił się Jacuś. Przytulił mnie od tyłu a ja dalej kroiłam ogórki do sałatki. Aspirant zaczął całować mnie po szyi.
-Panie aspirancie co Pan robi?- Zapytałam odwracając się w jego stronę.
-Pani posterunkowa tak na mnie działa.
-Aspirancie, jestem zajęta. Robię dla Pana obiad.
-Ale Posterunkowa tak ślicznie wygląda kiedy gotuje.- Powiedział Jacek, wziął mnie na ręce i posadził na szafce. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Powoli rozpinałam mu koszulę. On zaczął ściągać mi sukienkę. Całował mnie po szyi i dekolcie. No i w tym oto momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Jacek szybko zapiął koszulę a ja ubrałam sukienkę. Poszedł otworzyć a ja zostałam w kuchni, znów się zajęłam sałatkami. Słyszałam jednak całą rozmowę.
-Co tu robisz?- Zapytał Jacek widząc naszego gościa.
-Chciałam z tobą porozmawiać.- Odrzekła Pani Marzena.
-Raczej nie mamy o czym.- Jacek chciał zamknąć drzwi.
-Jacuś synku, porozmawiaj ze mną.
-Synku, ty nie masz syna.- Jacek trzasną drzwiami. Wyszłam do korytarza.
Jacek
Zdenerwowałem się i zamknąłem drzwi, osunąłem się i siadłem na podłodze. Nie wiem już co mam robić. Dominika stanęła nade mną.
-Jacek. Powinieneś dać się jej chociaż wytłumaczyć.
-Już raz mogła a wolała mnie okłamać.
-Jacek, możesz jej w to nie uwierzyć to twoja sprawa, ale daj jej chociaż coś powiedzieć.- Podniosłem się, Dominika ma rację. Otworzyłem drzwi. Mama szła w kierunku bramy.
-Poczekaj.- Krzyknąłem, podbiegłem do niej.- Wejdźmy do środka, pogadajmy na spokojnie.- Wróciliśmy do domu. Zaprosiłem ją do salonu. Zapomniałem posprzątać i na stole stało kilka butelek wina. Siedliśmy przy stole.- Więc proszę mów.
-Po co wam tyle?- zapytała. Dominika w międzyczasie poszła nam zrobić herbatę.
-Na jutrzejszy obiad, mam nadzieję że przyjdziecie z tatą.
-Tak, postaramy się.
-Na 15, no to mów co chciałaś mi powiedzieć.- Mimo iż zachowywałem się spokojnie to w środku cały się gotowałem. Byłem ciekaw co chce mi powiedzieć.
-To było jakiś czas po tym jak urodził się Kacper. Twój ojciec cały czas pracował, nie było go w domu. Wpadał tylko na kolację, czułam się samotna.
-Przyniosłam herbatę. Nie będę wam przeszkadzać.- Dominika chciała wyjść ale złapałem ją za nadgarstki i posadziłem na kolanach.
-Nie przeszkadzasz skarbie, to są sprawy rodziny a ty do niej należysz.
-Jacuś to sprawa między wami dwojgiem.- Dominika poszła.
-No więc co było dalej, poznałaś Kwiecińskiego, zdradziłaś tatę z nim. Zaszłaś w ciążę, urodziłaś mnie. A Kwieciński nic o mnie nie wiedział aż do tego przypadkowego spotkania.
-Tak, tak było. Ja już pójdę.
-Nie zostaniesz na kolacji?
-Nie nie chcę wam przeszkadzać, zobaczymy się jutro na obiedzie synku.- Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła. Siedziałem przy stole i nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Wziąłem więc dwie lampki wina i jedną butelkę. Poszedłem.
Dominika
Słyszałam całą rozmowę Jacka z mamą. Wiedziałam że nie jest to łatwe dla Jacka. Chwilkę po tym jak jego mama wyszła, on pojawił się w kuchni z butelką wina i dwiema lampkami. Otworzył je i podał mi jedną z lampek.
-Wypijmy za nas.- Dodał wznosząc przy tym toast. Skończyłam szykować jedzenie, wypiliśmy resztę wina, z tej butelki i poszliśmy spać. Z racji tego że sobota wolna postanowiliśmy sobie troszkę pospać. Wstałam o 10. Jacka nie było w łóżku, zeszłam więc na dół. W salonie też go nie było. Znalazłam go dopiero w ogrodzie.
-O już wstałaś. Zrobiłem nam śniadanko.
-Hej kochanie.- Pocałowałam go na powitanie. Chciałam siąść obok Jacka ale złapał mnie za biodra i posadził na kolanach. Ponownie go pocałowałam i zaczęłam jeść śniadanie.- A ty nie jesz?
-Nie jestem głodny.
-O znowu mam cię nakarmić?- Zaproponowałam.
-Nie będę protestował.- Złapałam więc za kanapkę i zaczęłam go karmić. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Śmialiśmy się co niemiara a śniadanie zajęło nam aż dwie godziny. Potem posprzątaliśmy i zajęliśmy się przygotowaniem obiadu. Ja krzątałam się po kuchni a Jacuś przygotowywał wszystko w ogrodzie. Około 14.30 wszystko było gotowe. Poszliśmy z Jackiem się przebrać. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż, ułożyłam włosy i ubrałam sukienkę. Jackowi zajęło to mniej czasu więc gdy ja się szykowałam on przyjmował już pierwszych gości. Zeszłam na dół i poszłam się przywitać. Jako pierwsi przyjechali moi rodzice. Przywitałam się z nimi i zaprosiłam do stołu w oczekiwaniu na resztę gości. Następnie przyjechała Daria z Kacprem i Marcelem. Zaraz za nimi Andrzej z Patrycją i Kacper z Moniką i Jasiem. Wszyscy czekaliśmy na Ojca Jacka i na jego rodziców. W końcu przybyli. Najpierw Ojciec Jacka a potem jego rodzice. Zasiedliśmy do obiadu. Wszyscy chwalili moje dania, które bardzo szybko znikały z talerzy. Chłopcy poszli się pobawić po ogródku. Zaczęli już chodzić i są z nich niezłe urwiski. Na stole pojawił się alkohol i oczywiście odwieczny dylemat kto nie pije bo prowadzi. Po dość burzliwej wymianie zdań, ci co mogli przystąpili do spożywania alkoholowych trunków a reszta zajęła się dziećmi i jedzeniem. Sprzątnęłam ze stołu i przyniosłam ciasta. Gdy wesołe towarzystwo przeszło do tematu spotkania przyszłą pora na nasze przemówienie.
-No to Brat, tłumacz się czemu nas tu ściągnęliście.- zaczął brat Jacka.
-A tak bez przyczyny, tęskniliśmy za wami.- Jacuś odpowiedział.
-Jo tam pewnie zmówiny robią.- Zaśmiał się Andrzej, a my popatrzeliśmy na siebie znacząco. Z oczu Jacka wyczytałam że chce powiedzieć wszystkim o naszych zaręczynach.
-No dobra powiemy wam o co chodzi.- Wstaliśmy oboje.- Więc ja i Dominika zamierzamy się pobrać. Prawda kochanie.
-Tak, Jacek mi się oświadczył a ja go przyjęłam.
-Nasze gratulacje.- Powiedziała Daria.
-Ej brat, czemu wcześniej nie powiedziałeś.- Dodał Kacper.
-Dzieci.- Powiedział mój tato, od stołu wstali nasi rodzice cała piątka.- Macie nasz błogosławieństwo.- Rodzice nas przytulili, potem reszta gości złożyła nam życzenia. Wróciliśmy do świętowania. Pierwsi goście zaczęli się rozjeżdżać około 23. Zaczęliśmy sprzątać, pomógł nam w tym tata Jacka. Gdy skończyliśmy, we trójkę usiedliśmy przed telewizorem. Nalaliśmy sobie wina i zaczęliśmy rozmawiać.
-Posłuchajcie.- Zaczął Kwieciński.- Jako twój ojciec bardzo się cieszę że poślubisz tak wspaniałą kobietę jak Dominika, ale jako komendant.
-Nie chcesz nam chyba powiedzieć że któreś z nas przeniesiesz.
-Nie nie, spokojnie. Chciałem wam powiedzieć że cieszę się ale musicie na siebie uważać. Od poniedziałku do pracy wraca Wysocki a nie wiem czy on będzie zadowolony.
-Na pewno będzie. Z resztą jak coś to obroni nas Białach.
-No a co ona ma do rzeczy?
-Ona. Żona Mikołaja, swoją drogą córka Wysockiego.- Widziałam ten uśmiech na twarzy ojca Jacka. Cieszył się z naszego szczęścia.
-No cóż, jest już późno, będę jechał.
-Do widzenia Tato.- Powiedział Jacek i przytulił go na pożegnanie.



-Żegnajcie.- Komendant opuścił nasz dom a my zostaliśmy sami. Poszłam do sypialni, przebrałam się w piżamę i położyłam na łóżku. Jacek zrobił to samo. Położył się obok mnie, przytulił się i zaczął delikatnie całować po szyi. Odwróciłam się. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po paru minutach byliśmy już bez piżam. Spędziliśmy kolejną cudowną noc.