Rozdział XXI
Dominika
Kilka miesięcy później.
Ten dzień nie zapowiadał się jakoś szczególnie.
Zaczęła się wiosna, słońce pięknie świeciło. Ludzie zaczęli
porządkować swoje ogrody i przygotowywać je do nadchodzącymi
dużymi krokami lata. Ja jedyne co robiłam to szykowałam się do
pracy. Na naszej komendzie wszystko zaczęło wracać do normy. Ola
wróciła do pracy. Na komendzie pojawiła się nowa Pani Komendant
młodszy inspektor Renata Jackowska. Ze względu na nazwisko wszyscy
mają nas za rodzinę choć tak naprawdę nic nas nie łączy oprócz
nazwiska. Od jakiegoś miesiąca nasze szeregi zapełniły się o
kilku nowych policjantów. Nie powiem radzą sobie nawet świetnie. A
co do mnie i Jacka jakoś nam się żyje. Nie powiem że jest
kolorowo bo wciąż się kłócimy i to bardzo często z byle powodu.
Ale prawda jest taka że jestem zazdrosna nawet o jego pracę.
Właśnie jestem na patrolu z Pawłem, mamy ze sobą świeżaka więc
nie za bardzo mogliśmy porozmawiać na tematy prywatne. Jackowska
przydzieliła do każdego patrolu nowego policjanta, tak aby nauczyli
się jak najwięcej od najlepszych. Nam trafił się posterunkowy
Piotr Kowalewski. Bardzo dociekliwy młodzieniec. Siedzieliśmy w
ciszy i czekaliśmy aby przerwał nam ją dyżurny przydzielając nam
jakiekolwiek zgłoszenie. Na całe szczęście długo nie czekaliśmy.
-05 zgłoś do 00.
-Zgłaszam się.
-Gdzie jesteście?
-Na Kopernika, koło poczty. Masz coś dla nas?
-Jak zawsze, podjedźcie na Braterstwa Narodów.
-A co tam się stało?
-Wypadek, samochód zderzył się czołowo z autobusem.
Będziecie szybciej niż drogówka, zbadajcie sytuację.
-Dobra, udajemy się na bombach z zachowaniem.
-No dobra, dajcie znać jak będziecie na miejscu.
-Przyjęłam udajemy się.- Włączyliśmy górę i na
sygnałach pojechaliśmy do wypadku. Na miejscu byliśmy po około
dziesięciu minutach. Na miejscu byłą już straż pożarna i
karetki pogotowia. Zgłosiliśmy Jackowi że jesteśmy na miejscu i
poszliśmy zbadać całą sytuację. Młody poszedł się rozejrzeć
w poszukiwaniu śladów ewentualnego hamowania przy poślizgu lub
innych dowodów które pomogły by nam w ustaleniu przebiegu wypadku.
Ja z Pawłem udałam się do sanitariuszy, którzy byli na miejscu
jako pierwsi.
-Cześć chłopaki.- Paweł przywitał się z nimi.
-No cześć.
-Co z nimi, jak ich stan?
-No dwóch już zabraliśmy, byli w najgorszym stanie.
Jak ich zabieraliśmy to byli nieprzytomni. To kierowcy. A tu mamy
trzech poszkodowanych, przytomni, stan stabilny. To są pasażerowie
osobówki. A pasażerowie autobusu są jedynie wystraszeni.
-No dzięki.
-A wiecie co się stało?
-No prawdo podobnie oby dwaj kierowcy chcieli skręcić
a jeden nie ustąpił pierwszeństwa.
-Tylko który?
-No to zaraz wyjaśnimy.- W międzyczasie dołączył do
nas Piotrek.
-Dobra młody trzeba przesłuchać świadków, ty
przesłuchasz...albo nie idziesz z Dominiką i spisujesz notatki.-
Odrzekł Paweł a ja spojrzałam na niego z wyrzutem. Jak mógł mi
dać nowego.
-A ty niby co będziesz robił?- Zapytałam natrętnie.
-Zgłoszę dyżurnemu co i jak.
-No ty chyba sobie żarty stroisz. Ja to zrobię.
-Dominika.- Powiedział stanowczo aspirant.
-Paweł.
-Dominika.
-05 do 00.- Jacek nam przerwał a ja szybko chwyciłam
za radiostacje.
-Zgłaszam się.
-I jak sytuacja?- Zapytał dyżurny a ja złowieszczo
uśmiechnęłam się do aspiranta i udałam się do radiowozu.
Zgłosiłam całą sytuację Jackowi. Po chwili Panowie dołączyli
do mnie i mogliśmy wrócić na firmę w celu skorzystania z
przysługującej nam przerwy na obiad. Zgłosiliśmy więc Jackowi że
wracamy. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Paweł jako że
jest dowódcą poszedł do Jacka opowiedzieć mu ze szczegółami
naszą interwencję. Ja i młody poszliśmy na stołówkę.
-To co dla was słoneczka?
-Ja się dziś zadam na Panią.- Odrzekłam.
-A dla mnie schabowy z ziemniaczkami.- Powiedział
Piotrek. Udaliśmy się do wolnego stolika. Po kilku minutach
dostaliśmy nasze zamówienie. Zajęliśmy się jedzeniem. Po chwili
strasznie mnie zemdliło więc uciekłam do łazienki. Wiadomo co tam
się działo. Po kilku minutach wróciłam do stołówki. Paweł już
był i młody mu o wszystkim powiedział.
-Dobrze wszystko?- Zapytał Paweł a po jego twarzy było
widać zmartwienie.
-Taj już jest dobrze, zemdliło mnie.- Powiedziałam
siadając do stolika.
-Może w ciąży jesteś.- Powiedział Piotrek, chciał
zażartować ale te słowa tylko wszystko pogorszyły.
-Przepraszam.- Odeszłam od stolika. Wyszłam przed
budynek komendy. W oczach miałam łzy. Po chwili zauważyłam że
idzie komendant Jackowska. Szybko otarłam łzy.
-O witam a co wy na komendzie robicie?- No i zatrzymała
się, a nie miałam ochoty z kimkolwiek rozmawiać.
-Mamy przerwę.- Odrzekłam, wciąż ledwo powstrzymując
się od łez.
-No dobrze. Masz może chwilkę?
-Tak a co się stało?
-Zapraszam do mnie do gabinetu.- Powiedziała, weszłyśmy
razem na komendę i udałyśmy się do jej gabinetu.
-Usiądź sobie.- Powiedziała wskazując na krzesło.
Stanęła przy oknie i na coś spoglądała.
-Więc co się stało że mnie Pani wezwała?
-Jak wam się pracuje z posterunkowym Kowalewskim?
-Bystry chłopach, wiele chce się nauczyć. No jest
dobry.
-No dobrze, a dogadujecie się?
-Tak, jest bardzo miły i szczery.
-Powiedz mi, ale tak szczerze. Przez niego płakałaś.
-Nie.
-Więc co się stało? Nie chcę żebyś mnie wzięła
za wścibską osobę ale chciała bym aby wam się tu dobrze
pracowało, jeśli coś się dzieje to proszę mówić.
-Nie, mam problemy rodzinne.- Odrzekłam.- Ale nie chcę
o tym rozmawiać.
-Dobrze, ale proszę aby problemy rodzinne nie miały
wpływu na waszą pracę.
-Tak, tak to tylko chwilowe. Mam przerwę i musiałam
troszkę...- Nie skończyłam, Jackowska mi przerwała.
-Dominika, możesz iść nie musisz się tłumaczyć.
-Do widzenia.- Opuściłam gabinet Jackowskiej i poszłam
do biura. Po chwili przyszli do mnie rozbawieni czymś Panowie.
-Czego chciała?- Zapytał się Paweł.
-Kto?
-Jackowska, widziałem jak wychodziłaś z jej gabinetu.
-Pogadać.
-O czym?
-O czymś.- Odpowiedziałam i odeszłam od biurka.
Stanęłam przy szafce. Zakręciło mi się w głowie. Podparłam się
więc o nią.
-Dominika, wszystko dobrze.- Paweł podszedł do mnie i
pomógł mi usiąść na krześle. Młody poleciał po wodę dla
mnie.
-Zakręciło mi się w głowie.- Odparłam ledwo
przytomna. Do pokoju przyszedł spanikowany Piotrek ze szklanką
wody. Podał mi ją, od razu się napiłam.
-Wiesz co może zadzwonimy po lekarza, ktoś powinien
cię zbadać.- Powiedział Paweł. Ledwo podniosłam głowę.
-Nie trzeba.- Powiedziałam resztkami sił.
-Młody idź po dyżurnego.- Paweł wydał mu rozkaz a
on jak poparzony poleciał. Po chwili był przy mnie Jacek.
-Co się stało?- Zapytał zmartwiony.
-Zakręciło mi się w głowie a oni panikują.-
Powiedziałam. Jacek spojrzał na mnie jak by chciał mnie skarcić
za moje zachowanie.
-Idę do Jackowskiej.- Powiedział i wyszedł z pokoju.
Paweł i Piotrek siedzieli ze mną w biurze. Po chwili Jacek wrócił.
-Dobra, dasz radę wstać?- Zapytał Jacek i spojrzał
na mnie jak na dwuletnie dziecko.
-Tak.- Podniosłam się i znów zakręciło mi się w
głowie. Podparłam się Jacka.
-No właśnie widzę.- Powiedział zdenerwowany Jacuś i
pomógł mi wyjść na zewnątrz. Postałam chwilę przed komendą.
Paweł z Piotrkiem pojechali do kolejnego wezwania a ja zostałam na
komendzie. Po kilku minutach gdy mi się polepszyło, wróciłam do
biura. Jacek od razu mnie zauważył gdy przechodziłam korytarzem.
-Kochanie, lepiej się czujesz?- Zapytał zatroskany.
-Tak, już jest troszkę lepiej.
-Zawieźć cię do domu?
-A praca? Muszę jeszcze raporty zrobić. Jackowska się
nie zgodzi.- Powiedziałam wciąż ledwo stałam na nogach.
-Byłem u niej, powiedziała że jak coś to mam cię
odesłać do domu. To co wracasz?
-Tak.- Powiedziałam i poszłam się przebrać. Jacek w
międzyczasie załatwił mi podwózkę.
-Gotowa?- Zapytał gdy weszłam do dyżurki.
-Tak, jedźmy już.
-Ja muszę zostać. Ale 06 cię zawiezie.
-A kto dziś jest?
-Krzysiek z Emilką i Pauliną.
-Pauliną?- Zdziwiłam się, nie znałam żadnej Pauliny
na naszej komendzie.
-Nowa posterunkowa.
-A dobra. Gdzie są?
-Czekają na ciebie pod komendą.
-To idę.- Powiedziałam Jacek podszedł do mnie
pocałował mnie tak ze ledwo złapałam oddech. Poszłam do
radiowozu szóstki. Wsiadłam.
-To gdzie cię podrzucić?- Zapytał Krzysiek.
Spojrzałam na niego niepewnie.
-Do domu.- Powiedziałam a Emilka się zaśmiała. Nawet
się nie obejrzałam a byłam już na miejscu. Emilka weszła ze mną
do domu. A mnie znów zemdliło i pobiegłam do łazienki. Drawska po
chwili do mnie przyszła.
-Może ci miętowej herbaty zaparzę?- Zapytała.
-Nie dzięki.
-Jak się czujesz?- Zapytała gdy opuszczałam łazienkę.
-Już lepiej. Napijesz się czegoś?
-Nie mogę muszę jechać.- Odrzekła a ja posmutniałam.
-00 do 06. Emilka zgłoś się.- Dyżurny wywołał ją
przez radio.
-No co jest?- Emilka złapała za radiostację i wyszła.
Udałam się do salonu. Położyłam się na kanapie. Przykryłam się
kocem i zasnęłam.
Jacek
Kazałem Emilce zostać z Dominiką na wypadek gdyby coś
się działo. Zgodziła się bez wahania. Bałem się o moją
księżniczkę nieziemsko. Zastanawiałem się czym to wszystko jest
spowodowane. Nie mogłem skupić się na pracy. Zaraz gdy Marek się
pojawił, wyleciałem z dyżurki jak poparzony. Szybko się
przebrałem i wsiadłem w samochód. Jechałem ostrożnie, ale z
pewną prędkością. Tak się stało że fotoradar zrobił mi
zdjęcie. Zdenerwowałem się, ale w tej chwili Dominika była
najważniejsza. Wjechałem na podwórko i wszedłem do domu. Emilka
wyszła naprzeciwko mi.
-Jak się czuje?- Zapytałem.
-Śpi. Co jakiś czas wstaje, wymiotuje. Potem wraca
spać.
-Jadła coś, piła. Żeby się tylko nie odwodniła.
-Tak pije dużo. Pilnowałam jej.- Emilka zaczęła mnie
zapewniać.
-No dobra wracaj i tak ci się zeszło. Kiedyś ci się
odwdzięczę.
-Dobra. Jak coś to jestem pod telefonem.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy.- Emilka wyszła. Przyjechał po nią
Krzysiek i oboje pojechali na komendę. Ja poszedłem do kuchni.
Zrobiłem sobie kawę. Po chwili Dominika wstała. Pojawiła się w
kuchni.
-Kawa.- Powiedziała, wybiegła z kuchni i poszła do
łazienki. Szybko poszedłem sprawdzić co się dzieje.
-Kochanie, może powinnaś do lekarza pojechać.-
Powiedziałem, stojąc w drzwiach.
-Nic mi nie jest, jutro mi przejdzie.- Odparła,
przemyła usta wodą i poszła do sypialni. Zjadłem kolację,
wmusiłem ja w siebie. Potem wziąłem prysznic i dołączyłem do
Dominiki.
Dominika
Noc minęła mi spokojnie. Ale rano znów miałam
mdłości. Zadzwoniłam więc do Jackowskiej że nie dam rady
przyjechać do pracy. Jacek wstał chwilę po mnie. Stał nade mną
gdy ja....no znów mnie mdliło.
-Kochanie, może nie idź dziś do pracy.- Powiedział.
-Nie idę, już wzięłam wolne.- Jacek delikatnie się
uśmiechnął.
-To ja też wezmę.
-Przestań. Dam sobie radę. Jestem już duża.
-No ale...
-Jacek, dam radę. Idź do pracy.- Powiedziałam
stanowczo. Obrażony poszedł się szykować. Po trzydziestu minutach
byłam już sama w domu. Nie trwało to zbyt długo. Usłyszałam
dzwonek do drzwi, musiałam iść otworzyć. Byłam ciekawa co
zastanę za drzwiami.
-Jak si czujesz?- Za drzwiami był Paweł.
-Dzięki dobrze, a co ty tu robisz? Jacek cię nasłał?
-Nie, nie. Jeszcze mam chwilkę do służby to wpadłem.
-Do prawdy.
-No dobra Jacek mi kazał zajrzeć do ciebie.
-Wiedziałam, napijesz się czegoś?- Zaproponowałam,
weszliśmy do domu.
-Nie dzięki ja na chwilę. Na pewno nic nie
potrzebujesz?
-Na sto procent Tatusiu.- Powiedziałam z delikatnym
uśmiechem na ustach.
-To ja idę, jak coś to dzwoń, od razu przyjadę.
-No dobra.- Paweł pojechał. Poszłam się ubrać.
Potem zjadłam śniadanie. Około 11 pojechałam do lekarza.
Poczekałam kilka minut na korytarzu. Po chwili czekania zawołał
mnie do gabinetu. Weszłam niepewnym krokiem.
-Proszę usiąść. Co Panią do mnie sprowadza?-
Zapytał.
-Mam grypę żołądkową.- Powiedziałam pewna siebie.
-No dobrze, a jakie ma pani objawy?
-Wymioty i omdlenia.
-Od kiedy są mdłości?
-Od wczoraj.
-Zdarzały się wcześniej?
-Pojedynczo parę razy tylko.
-Dobrze, a miesiączkuje Pani regularnie?
-Tak.
-Leczy się Pani na coś?
-Nie.
-To pobierzemy krew do badań.- Powiedział.- Proszę
się tam przygotować do badania.- Dodał po chwili.
-Podejrzewa coś Pan?
-Tak. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i pobierze Pani krew
do badań. Następnie zrobimy Pani USG a potem tomografię.-
Tomografię, przestraszyłam się. To znaczy że podejrzewa u mnie
raka. To...to jest niemożliwe. Po chwili przyszłą pielęgniarka i
pobrała mi krew. Jestem twarda, ale widok własnej krwi mnie
przeraża. Ledwo siedziałam.
-No dobrze, to już po jednym badaniu. Proszę się
położyć na kozetce i podciągnąć bluzkę.- Tak jak lekarz
powiedział tak też zrobiłam. Po chwili poczułam zimny żel na
brzuchu, potem śmieszne mrowienie od tego czegoś czym mi jeździł
lekarz po brzuchu.
-Tak jak podejrzewałem.- Powiedział lekarz a ja już
się przestraszyłam ze mam raka. -Tomografia nie będzie nam
potrzebna.-Dodał po chwili. Pielęgniarka przyniosła wyniki badań,
mojej krwi.
-Co mi jest Panie doktorze?- Zapytałam.
-Więc, gratuluję.-Powiedział, ale jak można
gratulować komuś raka. Spojrzałam na niego przerażona.- Jest Pani
w szóstym tygodni ciąży.
-Jestem w ciąży?- Zapytałam, byłam pewna że się
przesłyszałam.
-Tak, to szósty tydzień, płód rozwija się
znakomicie. Będzie Pani miała śliczną parkę.- Po tych słowach
zakręciło mi się w głowie. Będę miała dziecko i to jeszcze
bliźnięta. Siedziałam w szoku dobre kilka minut.
-Pani Dominiko. Słyszy mnie Pani.- Wrzasnął lekarz.
-Przepraszam, co Pan mówił?
-Dobrze się Pani czuje?
-Tak, świetnie, ja jestem w ciąży.- Powiedziałam
podekscytowana.
-No dobrze, więc tu są Pani wyniki badań, USG i krew.
Teraz musi Pani na siebie bardzo uważać.
-Dobrze.
-A oto zwolnienie z Pracy. Na dwa tygodnie. I już
zapisuję Panią na badania prenatalne. W środę za dwa tygodnie.
Proszę nie zgubić wyników.
-Dziękuję. Do widzenie.- Podekscytowana wyszłam z
gabinetu. Wsiadłam w samochód i pojechałam prosto na komendę. Na
korytarzu wpadłam na Pawła.
-O Dominika a co ty tu.....
-Nie teraz. Potem do ciebie wpadnę. Albo mam lepszy
pomysł. Przyjdź z Majką i dziewczynkami w sobotę na kolację.
-No dobra. Mam kupić wino?
-Dwa i sok pomarańczowy.
-No dobra a co to za okazja?
-Dowiesz się wszystkiego, muszę lecieć. Pa.
-No cześć. Cześć.- Poszłam szybko do dyżurki.
Weszłam do środka, no w sumie to stanęłam w drzwiach. Jacek gdy
tylko mnie zobaczył wstał od biurka.
-Dominika, a co ty tu robisz miałaś odpoczywać.
-Byłam u lekarza, jestem w ciąży.- Powiedziałam.
Jacek spojrzał na mnie i na kalendarz, potem znowu na mnie i na
kalendarz. Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
-Wkręcasz mnie dziś 1 kwietnia.- Powiedział i
uśmiechnął się.
-Nie, w tej kwestii nie żartuję.- Odrzekłam o on stał
zaskoczony.- No powiedz coś.
-Yyyy no ale...-Zrobiło mi się przykro, myślałam że
się ucieszy, nie takiej reakcji się spodziewałam.
-Nie cieszysz się.- Wyszłam z dyżurki. Szybkim
krokiem tak aby nie mógł mnie dogonić poszłam do inspektor
Jackowskiej. Zapukałam i weszłam. Akurat rozmawiała przez telefon,
chciałam wyjść ale machnęła mi ręką abym się wróciła i
poczekała chwilę.
-No dobra ale coś więcej wiadomo?- Chcąc nie chcąc
słyszałam część rozmowy.- No ale to niemożliwe....Informujcie
mnie na bieżąco...- Po chwili odłożyła telefon spojrzała na
mnie.- Spodziewałam się ciebie.
-Tak. No ja się nie spodziewałam że dziś Panią
odwiedzę.
-Jak się czujesz? Blada jesteś, może okno otworzę?
-Nie trzeba ja na chwilkę. Proszę.- Podałam jej
zwolnienie.
-A co to jest?
-L4 na dwa tygodnie.
-Grypa żołądkowa?
-Nie.- Odparłam i posmutniałam. Spojrzałam na
Jackowską która czytała powód L4.
-Moje gratulacje.- Powiedziała po chwili zaskoczenia.-
Który tydzień?
-Szósty- Zdziwiłam się, spodziewałam się że będzie
wściekła że straci jednego policjanta na dość długi okres.
-Nowak jest ojcem?- Zaskoczyła mnie, ale jak to ona wie
o naszym związku, przecież to niemożliwe.
-Tak.- nie miałam zamiaru tego ukrywać. Byłam
zadowolona że chociaż ktoś podziela ze mną szczęście w tej
chwili.- Ja już będę szła.- Dodałam po chwili ciszy.
-Dobrze, gdyby coś to śmiało przychodź.
-Dziękuję.- Uśmiechnęłam się i wyszłam z
gabinetu. Na korytarzu czekał Jacek. Przeszłam obok, nie zwracając
na niego uwagi. Złapał mnie za nadgarstki.
-Dominika.- powiedział, wyrwałam się.
-Mógł byś mnie nie szarpać to bolało.- Wrzasnęłam.
Jacek chciał mnie przytulić ale ja się odsunęłam.
-Jesteś zła?
-Nie. Dlaczego tak uważasz? Po prostu jestem w ciąży
z facetem który myśli że to żart na 1 kwietnia.- Wrzasnęłam na
niego po raz kolejny.
-Nie rozmawiajmy tu.- Odrzekł i przeszliśmy do biura.
Pawła i Piotrka na całe szczęście nie było więc mogliśmy
porozmawiać.
-Wyobraź sobie że to nie żart i czy chcesz czy nie
będziesz miał ze mną dzieci. To już nie od ciebie zależy.-
Powiedziałam.
-Dzieci?- Jacek mi nie dowierzał.
-Tak jestem w mnogiej ciąży, wyobraź sobie ale co cie
to obchodzi.
-Jesteś w ciąży.- Jacek rzucił się na mnie i mnie
przytulił.
-Nie mogę oddychać.- Wyrwałam się z jego objęć.
-Będziemy mieli dzidziusia.- Powiedział podekscytowany
i dotknął mojego brzucha.
-Jacuś, dwa dzidziusie.- Poprawiłam go. Wysłałam mu
ogromny uśmiech. Pocałowaliśmy się a do biura wparowała Emilka z
Krzyśkiem.
-O a ty nie w domu?- powiedział Krzysiek.
-Powinnaś odpoczywać.- Dodała Drawska. Spojrzałam na
Jacka.
-Jestem w ciąży.- Powiedziałam.
-Będziemy mieli bliźniaki.- Dodał Jacek. Emilka z
Krzyśkiem się roześmiali.
-Niezły żart, ale nie wyszedł wam.- Powiedział po
chwili Krzysiek. Wyjęłam z torebki badanie USG.
-Sugerujesz że lekarz mnie wkręcił.- Podałam im
badanie. Spojrzeli na nas z przerażeniem i niedowierzaniem.
Uśmiechnęliśmy się z Jackiem.
-Nasze gratulacje.- Powiedział Zapała i zaczął nas
przytulać. Emilka zrobiła to samo. Posiedziałam jeszcze chwilkę
na komendzie. Potem wróciłam do domu. Zrobiłam zdjęcie badania
USG, ale tak żeby nie było widać daty i wysłałam to zdjęcie do
Darii. Następnie zjadłam lekki obiad, wciąż mnie mdliło.
Położyłam się spać. Gdy tak smacznie sobie spałam, a ostatnio
naprawdę miałam wiele zarwanych nocy, usłyszałam jakieś szmery w
domu. Ktoś chodził na dole. Spojrzałam szybko na zegarek była 15.
Jacek o tej godzinie na pewno jest w pracy. Słysząc czyjeś głosy
zeszłam na dół. Rozejrzałam się po korytarzu ale nikogo nie
ujrzałam. Udałam się więc do salonu. Wszędzie były porozwalane
rzeczy dla małego dziecka. Nie za bardzo rozumiałam sytuację w
jakiej się znalazłam.
-O cześć.- Ktoś powiedział a ja aż zapiszczałam z
przerażenia. Odwróciłam się i zobaczyłam Darię.
-Co ty tu robisz?
-No wiesz....Niespodzianka...- Przytuliła mnie.
-Gdzie to wnieść szefowo?- Zapytał mężczyzna w
ciuchach typowo roboczych. Razem z drugim facetem wnosili łóżeczko
do mojego domu.
-Postawcie na razie w tamtym pokoju.- Powiedziała Daria
pokazując mężczyzną gdzie mają iść. Stałam nie za bardzo
wiedząc co się dzieje.
-Że się tak zapytam, co tu się do cholery dzieje?-
Podniosłam głos.
-No co? Będziesz miała dziecko. Potrzebujesz teraz
sporo rzeczy.- Powiedziała.
-Daria. Po pierwsze to dwójkę dzieci a po drugie co ty
w ogóle wyprawiasz? A po trzecie jak weszłaś?
-Po pierwsze bliźniaki?
-Tak, nie dziw się dobrze wiesz że jesteśmy tym
obciążone genetycznie i było pewne że albo ja albo ty będziemy
miały bliźniaki.
-Dobra. Po drugie, zostawiłaś drzwi na oścież
otwarte.
-Nie zostawiłam. Były zamknięte.
-Nie były. Przyjechałam jakieś dwadzieścia minut po
SMS-ie, były otwarte.
-Nie, to nie możliwe, musiałam zamknąć drzwi.
-Kochana, zapomniałaś, zdarza się.
-No dobra, mów co po trzecie?
-Musimy maluszkom pokój urządzić.
-Co, nie za wcześnie, to dopiero szósty tydzień.
-A kiedy chcesz to zrobić? Jak urodzisz? Słuchaj ja
już dwójkę urodziłam, zaufaj mi. Zobaczysz że ciąża minie ci
tak szybko że nawet nie zauważysz a już będziesz rodzić. A Jacek
będzie przy porodzie?
-Nie wiem, raczej tak, nie zastanawiałam się jeszcze.
Daria ja się dziś dowiedziałam że jestem w ciąży.
Nawet...-Chciałam powiedzieć że nawet nie wiem co będzie dalej,
ale Daria mi przerwała.
-Jackowi jeszcze nie mówiłaś. No ja pierwszy raz...-
Zaczęła mówić. Złapała mnie w biodrach i poprowadziła mnie do
mojego salonu. Usiadłyśmy przy stole.- jak miałam powiedzieć
Kacprowi że jestem w ciąży to bałam się nieziemsko. Pamiętasz
sama jak to było. Przyznałam się dopiero przy jego rodzicach bo
wiedziałam że oni jak coś to mu nie odpuszczą. No drugi raz
poszedł jak z płatka. A w sumie myślałaś jak mu to powiesz?
-No wiesz ja....
-A tak zapomniałam, pewnie zaraz wraca i będziesz
chciała mu powiedzieć.
-Daria bo....
-Cześć kochanie.- Przerwał mi Jacek, akurat wrócił.
Przyniósł ogromny bukiet kwiatów. Podszedł do mnie dał mi
buziaka i mocno przytulił.- Jak się czujesz?
-Dzięki dobrze. Miałam jeszcze mdłości ale już jest
lepiej.
-No maluszki dają ci nieźle w kość.- Powiedział
Jacek a ja spojrzałam na Darię, jej mina była bezcenna.- O cześć
szwagierka. - Jacek przywitał się z Darią. Dalej siedziała jak
słup soli.- Widzę dobrze poinformowana jesteś. Już zdążyłaś
zakupy zrobić.- Zaśmiał się Jacek.
-Ja...to on wie?- Zapytała po chwili.
-No wiedział jako pierwszy.
-Na początku myślałem że mnie wkręca bo dziś 1
kwietnia. Ale tak słucham patrzę nie żartuje. No ucieszyłem się
nieziemsko. Będę tatusiem.- Powiedział Jacuś a mi aż chciało
się płakać po jego słowach.
-Kocham cię Jacuś.
-Ja ciebie też.- pocałowaliśmy się. Do salonu weszli
robotnicy.
-Szefowo skończyliśmy już.- Powiedział jeden z nich.
-Dobrze, jutro się rozliczymy tak jak się umawialiśmy
możecie jechać.- Powiedziała a Panowie opuścili nasze
mieszkanie.- Dobra ja też będę się zbierać. Trzymajcie się Pa.-
Daria pojechała. Zostaliśmy z Jackiem sami w domu.
-Co tak wcześnie z pracy?
-Jackowska jak się dowiedziała że jesteś w ciąży
powiedziała że mogę wcześniej skończyć żebyś nie siedziała
sama. Ale widzę ty sobie nieźle radzisz.
-Co masz na myśli?
-No zakupy, pokoik już prawie urządzony.
-Przestań. Daria to wszystko przywiozła, nie miałam
pojęcia że tak zrobi. Wysłałam jej zdjęcie USG, mając nadzieję
że pomyśli że to żart a potem by było śmiesznie jak byśmy
powiedzieli reszcie że będziemy mieli dzidziusia ale ona za bardzo
mnie zna.
-To co obejrzymy to co przywiozła czy najpierw idziemy
coś zjeść?
-Idziemy zjeść.
-Tak też myślałem.- Udaliśmy się do kuchni,
przygotowaliśmy sobie szybki posiłek. Jeszcze szybciej zniknął on
z naszych talerzy. Potem ja zajęłam się zmywaniem naczyń a Jacuś
poszedł już oglądać rzeczy. Gdy weszłam do pokoju siedział na
materacu i bawił się zabawkami. Wyglądał tak słodko. Wyobraziłam
sobie go siedzącego dokładnie w tym samym miejscu, w ręku miał
dokładnie tę samą zabawkę ale obok niego siedział nasz mały
synek i córeczka. Było by fajnie gdyby parka była innej płci.
Usiadłam obok, również zaczęłam przeglądać zabawki i inne
rzeczy które nam przywiozła. Były tam min. ubranka dla chłopca i
kilka dla dziewczynki, mnóstwo zabawek i akcesoriów potrzebnych
przy małym dziecku. Ledwo co powstrzymywałam się od płaczu.