poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział XXIII moje małe aniołki



Życie płynie nie ubłagalnie szybko. Dzieci dorastają a my się starzejemy. Człowiek nawet nie zauważa gdy najpiękniejsze lata jego życia przemijają. Martynka i Zosia obchodzą dziś swoje 18 urodziny. Wszyscy goście już są, zaczyna się obiad i pierwsze toasty. Wszyscy śpiewają sto lat i inne piosenki aby uczcić te piękną chwile. Tylko Dominika jest jakaś nieobecna. Siedzi cichutko w koncie i nad czymś rozmyśla.
-Mamo, dobrze się czujesz?- Zapytała Martynka widząc jak moja żona samotnie siedzi w kuchni.
-Tak córciu, wszystko jest dobrze.- Odpowiedziała i próbowała się delikatnie uśmiechnąć.
-To czemu siedzisz sama?
-Nie wiem, nie potrafię.- Powiedziała i ze łzami w oczach uciekła do sypialni. Zostawiłem gości i poszedłem do niej, nie powinna być sama. Leżała skulona na łóżku i płakała. Usiadłem obok niej i delikatnie gładziłem po pleckach.
-Idź do gości nie powinni siedzieć sami.- Odparła a ja położyłem się obok.
-Nie są sami, przecież są z nimi dziewczynki.
-Idź do nich, ja zaraz do was dojdę.- Odparła, nie miałem zamiaru jej zostawić.
-Kochanie, co się dzieje? Czemu płaczesz?
-Nie płaczę, wydaje ci się.- Powiedziała, odniosłem wrażenie że próbuje mnie zbyć.
-Widzę, powiedz co się dzieje?

-Jacuś, nic się nie dzieje. Naprawdę zaraz do was przyjdę.- Powiedziała całując mnie w policzek. Dawno nie widziałem mojej żony płaczącej, no w sumie odkąd urodziły się dziewczynki. To już 18 lat. Dominika właśnie w tym dniu postanowiła uronić łzę. Do końca nie wiedziałem dlaczego, dopiero po kilku minutach przypomniało mi się że dziewczynki miały by starsze rodzeństwo. Dominika najwidoczniej nie pogodziła się z tym aż do dziś. Dnia ich 18 urodzin. Jej syn a może córka miało by już 23 lata. Kto wie może byli byśmy dziadkami. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech na myśl o wnukach. Wróciłem do gości. Dominika dołączyła do nas po około godzinie. Zosia i Martynka dwa skarby i Dominika ktoś nadzwyczajny w życiu na którego warto poczekać. Siedząc tak przy stole zaczęliśmy wspominać jak dziewczynki zaczęły chodzić, mówić. Jak mieliśmy wiele nieprzespanych nocy, wieczne krzyki i awantury o ubrania. Jak chowałem dla dziewczynek prezenty na gwiazdkę a one zawsze znalazły je kilka dni wcześniej i domagały się nowych. Jak uczyłem je jeździć na rowerze co stało się naszą rodzinną pasją. Co niedzielę robiliśmy sobie wycieczkę rowerową a gdy robiło się zimno zamienialiśmy to na długie rodzinne spacery. W oku pojawiła mi się łza. Moje małe aniołki są już dorosłe. Dominika widocznie myślała tak jak ja bo oboje w momencie gdy wnieśli tort zaczęliśmy płakać jak bobry, zalewając nasze talerze z obiadem. Martynka była bardzo podobna do Dominiki, miała te same dzikie a za razem pełne nadziei oczy i ten piękny nosek. Długie brązowe włosy. Zosia natomiast była blondynką z równie pięknymi oczami i cudownym głosem po mamie. Pewnego dnia przy obiedzie obie powiedziały nam że chcą zostać policjantkami tak jak ich mama. Dominika wtedy się popłakała, oczywiście najpierw kategorycznie im zakazała mówiąc ze to nie jest praca dla nich i że to bardzo niebezpieczne. Dziewczynki jednak znakomicie wiedziały co chcą i obie poszły do szkoły mundurowej. Moje małe aniołki a już niedługo piękne anielice które za pewne będę prowadził do ołtarza. 



Jest to koniec pierwszej serii opowiadań o Dominice i Jacku. Mam nadzieję ze zostaniecie ze mną bo już niebawem pojawi się nowa seria. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz