piątek, 13 maja 2016

Rozdział XXII Co on wymyślił?

Przepraszam za długą nieobecność, ale mam sporo na głowie. Nie mam pojęcia kiedy się pojawi kolejny rozdział może jutro może dopiero za tydzień. 



Rozdział XXII Co on wymyślił?
Dominika

Do porodu zostało mi jeszcze kilka miesięcy, no w sumie to trzy. Od dwóch miesięcy pracuję za biurkiem. Nie łatwo było mi się oswoić z myślą że nie będę łapać przestępców, ale jakoś sobie poradziłam. Moi rodzice gdy się dowiedzieli o ciąży myśleli że to żart. Kolejne wnuki. Byli bardzo zaskoczeni na całe szczęście pozytywnie. Nasz dom zapełnił się rzeczami dla maluszków. Mam już ogromny brzuch i wyglądam jak beza. Ledwo mieszczę się w ubrania. Jacuś śmieje się że nie wyrabia na jedzenie dla mnie bo jem za trzech. Powoli wybieramy rodziców chrzestnych dla maluszków ale jakoś nam to nie idzie. Nie mamy zielonego pojęcia jak to zrobimy. Co do ślubu, podjęliśmy decyzję że najpierw poród, chrzest a potem się będziemy zastanawiać nad ślubem. Praca za biurkiem bardzo mnie nudzi i z tego względu jest mnie pełno na komendzie. Wszyscy się na mnie wściekają z tego powodu. Przecież w moim stanie nie powinnam się przemęczać. Wstałam dziś przed budzikiem. Jakoś maleństwa tak się wierciły że nie mogłam spać. Słońce wkradało się do naszej sypialni. Zapowiadał się kolejny piękny wakacyjny dzień. Po chwili spoglądania w okno, spojrzałam na Jacka.
-O już nie śpisz?- Zapytał mnie?
-No jakoś maleństwa nie dają mi spać. Strasznie są dziś ruchliwe.- Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać się po brzuszku. Maleństwa znów zaczęły się wiercić. Jęknęłam pod nosem z bólu.
-Hej, spokojnie, mamę to boli.- Powiedział Jacuś i pocałował mnie w brzuszek. Dzieci od razu przestały się wiercić tak jak by rozumiały Jacusia.
-To co wstajemy?- Zapytałam spoglądając na ojca moich jeszcze nienarodzonych dzieci. Uśmiechnął się do mnie i schował głowę pod kołdrę. Zaśmiałam się. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie, które poszłam zjeść do ogrodu. Pogoda była piękna. Słońce delikatnie rozświetlało ogród i drzewa dookoła. Siadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Po kilku minutach dołączył do mnie Jacek. Siadł naprzeciwko mnie z kubkiem kawy. Spojrzał na mnie i zaczął się uśmiechać.
-A ty co się tak szczerzysz jak mysz do sera?
-Nie mogę?
-Możesz, możesz, ale powiedz dlaczego?
-Bo mam przed sobą najpiękniejszą kobietę na świecie.- Zarumieniłam się. Zapadła dość niezręczna cisza.- To jakie plany na popołudnie?- Zapytał przerywając tę ciszę.
-Najpierw kończę pracę, a potem jadę do lekarza. Na końcu mamy kolację u twojego ojca. Zapomniałam o czymś?- Zapytałam widząc zdziwienie na twarzy Jacka.
-Jaki lekarz?
-No przecież mam dziś wizytę u ginekologa, zapomniałeś, mamy się dziś dowiedzieć jakiej płci będą maleństwa.
-A no rzeczywiście, a do ojca po co?
-Jejku, zaprosił nas na obiad. Ma dla nas jakąś ważną wiadomość.
-Ciekawe co tym razem wymyślił?
-Nie wiem ale po ostatniej akcji możemy się spodziewać wszystkiego, nawet tego że będziesz miał rodzeństwo.- Kilka tygodni temu ojciec Jacka, Kwieciński zaprosił nas na obiad, niby rodzinny. Okazało się że ma dla nas niespodziankę. Jacuś zyskał nową macochę, która była ledwie dwa lata starsza ode mnie. W pierwszej chwili pomyśleliśmy że to żart, ale okazało się że tak nie jest.
-Dobra zbierajmy się do pracy.- Powiedział, wstając od stolika i zabierając naczynia. Po chwili byłam już w łazience i z trudnością brałam prysznic. Ostatnio każda czynność zaczynała sprawiać mi ogromne problemy. No w związku z tym zastanawiałam się czy nie pójść już na zwolnienie. Gdy skończyłam poszłam się ubrać. Byliśmy już oboje gotowi do pracy. Około 7.30 udaliśmy się do pracy. Jacek zaparkował samochód tam gdzie zawsze, czyli pod wielkim klonem który dawał cień i samochód się tak nie nagrzewał. Wysiedliśmy z auta i udaliśmy się do pracy. Dzień jak co dzień, wiele papierkowej pracy. Skończyłam o 16 a na 17 miałam umówioną wizytę u lekarza. Czekałam na Jacka przed komendą.
-Hej, kochanie. Przepraszam że tak długo na mnie czekałaś ale musiałem skończyć, wypełniać papiery. Wiesz jak jest.
-No wiem, wiem. Jedźmy już bo się spóźnimy.- Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Po 20 minutach przebijania się przez korki, byliśmy na miejscu. Udaliśmy się do przychodni. Usiedliśmy na korytarzu. Nie musieliśmy długo czekać bo po chwili z gabinetu wyszedł lekarz i poprosił nas do środka. Weszliśmy.
-Dzień dobry. Proszę sobie usiąść.- powiedział lekarz spoglądając w dokumentację medyczną.- jak się Pani czuje?
-No nawet nieźle, choć ostatnio maluszki dają popalić.
-Rozumiem, proszę się położyć na kozetce i podwinąć bluzkę.- Powiedział doktor a ja wykonałam jego polecenie. Po chwili Jacek siedział na krześle z mojej lewej strony. Lekarz był z prawej i nakładał mi na brzuch zimny żel. Zaczął jeździć mi po brzuchu specjalnym urządzeniem.
-No dobrze, znają państwo już płeć dzieci?
-Nie, jeszcze nie.- Odrzekliśmy równocześnie. Spojrzałam na Jacka i posłałam mu ogromny uśmiech.
-A chcą Państwo poznać czy wolą poczekać z tym do porodu.
-Chcemy wiedzieć.- Powiedział Jacek.
-No dobrze, więc jedno z dzieci to na pewno dziewczynka a drugie raczej też ale nie mam pewności bo się chowa. Wyjaśnimy to przy następnym USG. Może się Pani wytrzeć.- Lekarz podał mi ręcznik papierowy a ja wykonałam polecenie. Jacek pomógł mi usiąść. Będziemy mieli córeczki. Rodzice mi nie uwierzą. Mnogą ciążą byłam obciążona genetycznie, moja babcia jest z bliźniąt, mama i ja. Jasne było ze ja albo moja siostra będziemy miały bliźniaki. Dziewczynki to będzie czwarte pokolenie bliźniaczek w naszej rodzinie.
-Dobrze, umówię panią na następną wizytę za trzy tygodnie. Proszę do tego czasu na siebie uważać. A najlepszym rozwiązaniem by było gdyby Pani przeszłą już na zwolnienie.
-No wiem, ale co ja będę robić w domu?
-Odpoczywać i na pewno nie będzie się Pani przemęczać.
-Kochanie, to dla twojego dobra a przede wszystkim naszych księżniczek.- Powiedział Jacek i odruchowo dotknął brzucha. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Więc, piszemy zwolnienie?- Zapytał lekarz a ja pokiwałam głową że tak. Po chwili byliśmy już w drodze na kolację do Kwiecińskiego. Byłam zmęczona więc zdrzemnęłam się w samochodzie.
Jacek
Byliśmy w drodze na kolację do mojego ojca. Po ostatnich akcjach mogłem się po nim wszystkiego spodziewać. Dominika byłą zmęczona po pracy, a nas czekała długa droga w góry. Ojciec się przeprowadził razem z Anką jego dziewczyną. Moja przyszła zona zasnęła, zatrzymałem więc auto, wyjąłem z bagażnika koc i ją przykryłem. Tak słodko spała. Gdy dojechaliśmy na miejsce robiło się już ciemno.
-Kochanie, jesteśmy na miejscu.- Obudziłem ją, gdy dojeżdżaliśmy.
-Już nie śpię.- Powiedziała zaspanym głosem. Po dziesięciu minutach byliśmy już na podwórku u mojego ojca. Wysiadłem z auta i pomogłem Dominice. Ostatnio każda czynność sprawia jej ogromny problem. No nie dziwię się w końcu jest w szóstym miesiącu mnogiej ciąży. Będę miał córki. Udaliśmy się do domu. Zapukałem. Drzwi otworzyła nam Ania. No w głębi duszy miałem nadzieję że ta ważna wiadomość będzie wiadomością o ich rozstaniu ale jak tylko ją zobaczyłem to wiedziałem że chodzi o coś całkiem innego.
-Cześć, wejdźcie.- Zaprosiła nas do środka. Zdjęliśmy buty i weszliśmy do salonu. Stół był nakryty dla czterech osób.
-Witaj Tato.- Przywitałem się z nim gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu.
-Witajcie.- Tato najpierw przywitał się ze mną a potem z Dominiką.- I jak się czujesz?
-Jak wieloryb.- Powiedziała żartobliwie.
-Śliczny wieloryb.- Dodałem całując ją w policzek.
-No co tam u was słychać? Wiadomo już czy będę miał wnuka?
-Raczej nie tym razem.- Powiedziała Dominika i usiadła na krześle.- Będziemy mieli dwie dziewczynki.- Uśmiechnęła się i zaczęła głaskać się po brzuchu.
-Usiądźcie, zjemy coś.- Powiedziała Ania, tak też zrobiliśmy. Zajęliśmy się jedzeniem. Dyskutowaliśmy tak w sumie o wszystkim i o niczym. Nie mogłem się doczekać aż tato powie mi co takiego ważnego się stało. Po udanej kolacji przeszliśmy do kuchni. Wiadomo jak to jest w kuchni najlepiej się rozmawia. Ojciec wyjął z szafki cztery kieliszki i wino. Podał mi jedną z lampek, to samo zrobił z dwiema pozostałymi.
-Mi nie nalewaj ja nie piję.- Odrzekłem.
-Dlaczego?
-Jesteśmy samochodem. Będę jeszcze prowadził.
-Oj to zostaniecie na noc.
-Nie, nie możemy. Jutro mamy wypad do rodziców Dominiki.
-No to będę musiał się napić z Anią. Naleje wam soku. Ale mam tylko porzeczkowy.
-Może być.- Odpowiedziała Dominika. Ojciec nalał nam soku a sobie i Ani szampana.
-Więc moi kochani chciałem wznieść za nas toast. Za moje wnuczki i za przyszłą synową. Za syna któremu życie układa się idealnie i za Anię która za niedługo będzie moją żoną.- Tata ukląkł.- Ania kochanie, zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- Zapytał wyciągając z kieszeni pierścionek. Dominika aż się opluła gdy to usłyszała. Nie wiedziałem co mam zrobić, czekaliśmy na odpowiedź Anny.
-Tak, zostanę.- I się pocałowali, to było okropne. Ojciec taki stary dziad całował się z dziewczyną w moim wieku. Okropne. Byłem pewien że ona leci na kasę, ale ojciec jest dorosły i sam podejmuje decyzje. Nie miałem zamiaru się w to mieszać.
-Nasze gratulacje.- Dominika przejęła inicjatywę bo mi odjęło mowę. Złożyliśmy im życzenia. Posiedzieliśmy jeszcze godzinkę i postanowiliśmy się zbierać.
-No dobra to my będziemy już jechać.- powiedziałem podnosząc się z kanapy.
-Tak szybko?- Zapytała Anna, moja już prawie macocha.
-No tak, jest już późno. O rany już 22. Musimy się zbierać.
-Jesteście pewni że chcecie o tej porze jechać do domu?
-Tak tato. Jutro mamy pełno wyjazdów, załatwiamy resztę rzeczy jeszcze przed porodem, rozumiecie a Dominika musi teraz odpoczywać. Lekarz zmusił ją do zwolnienia bo jest przemęczona.
-No dobrze dobrze. To dajcie znać jak dojedziecie.
-No zadzwonimy, ewentualnie SMS-a wyślę. Trzymajcie się, jeszcze raz nasze gratulacje.- Powiedziała Dominika. Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do auta. Po chwili byliśmy już w drodze powrotnej.
-Jedziemy do rodziców Dominiki?
-No co musiałem coś wymyślić żeby tu nie nocować.
-Czy ja coś mówię.
-Wystarczy że tak na mnie patrzysz.- Odpowiedziałem. Dałem Dominice buziaka. Po chwili zasnęła. Ponownie przykryłem ją kocem. Po ponad dwóch godzinach drogi byliśmy w domu. Moja księżniczka spała. Napisałem SMS-a do taty że już jesteśmy. Wziąłem Dominikę na ręce i zaniosłem do domu. Położyłem na łóżku i przykryłem kołdrą. Sam poszedłem wstawić auto do garażu. Potem wziąłem prysznic i położyłem się obok niej. Spało nam się strasznie niewygodnie. Nie miałem nawet jak jej objąć. No cóż widocznie tak być musiało. Po paru minutach zasnąłem.
Kilka tygodni później
Czas leci nam niebłagalnie szybko. Dominika długo nie wytrzymała i po dwóch tygodniach wróciła do pracy. Obiecała że od biurka będzie tylko odchodzić aby zrobić sobie coś do picia albo do toalety. Do tej zasady również się nie przystosowała ale co ja mogłem zrobić przecież jej do biurka nie przykleję choć Paweł z Mikołajem już raz to zrobili. Dominika nieźle się wkurzyła na nich z tydzień ją przepraszali. Właśnie szykowałem się do pracy. Dominika robiła śniadanie.
-Jacek, Jacek chodź tu szybko.- Krzyczała. Bardzo szybko byłem obok niej.
-Co się stało?- Zapytałem, zwijała się w kłębek.
-Zaczęło się Jacek, zaczęło się.
-Ale co?
-Rodzę, dzwoń po karetkę.- Krzyknęła, szybko wykonałem jej polecenie.
-Spokojnie, oddychaj. Głęboki wdech i wydech, wdech i wydech.
-Pewnie przestane oddychać wiesz, przynieś moją torbę do szpitala. Jezu.- Krzyczała wręcz z bólu. Po pięciu minutach pogotowie zabrało ją do szpitala. Pojechałem za karetką, wysłałem jeszcze SMS-y że zaczęła rodzić. Dojechałem na miejsce. Wbiegłem na porodówkę, byłem strasznie przerażony.
-Pan pierwszy raz?- Zapytał mnie mężczyzna. Był wysoki i dobrze zbudowany.
-Tak, a Pan?
-Już trzeci. Synek czy córcia?
-Dwie córeczki.
-O gratuluję.- Mężczyzna uścisnął mi dłoń.
-A Pan?
-Trzech synów.- Odrzekł, z początku myślałem że żartuje. - Mam już trzech synów teraz rodzą mi się dwie córki.
-Oooo, tak jak mi.
-Tak tak jak Panu.- Zapadłą cisza. Po kilku minutach Pojawiła się Daria z Kacprem i Kacper z Moniką. Na końcu w szpitalu pojawili się nasi rodzice. Po trzech godzinach siedzieliśmy już u Dominiki na sali. Miałem na rękach nasze maleństwa. Wszyscy już pojechali, nie chcieli przeszkadzać a Dominika po porodzie musiała odpocząć.
-Mają oczka po tobie.- Powiedziałem spoglądając na Dominikę i dziewczynki.
-Są piękne po nas.- Odpowiedziała.
-Jakie im damy imiona?- Mieliśmy już wszystko przygotowane prócz imion.
-Co proponujesz?
-Gosia i Zosia. Co ty na to?
-Małgorzata nie podoba mi się....może...nie to jest głupie...wymyśl coś lepszego.
-Jagoda.- Powiedziałem wybuchając śmiechem.
-Zabawne, już z nich żartujesz a one nawet nie mają jak się bronić.
-Może Julia...albo Oliwia?
-Nie to są pospolite imiona ja chcę jakieś wyjątkowe.
-To może Zosia i Martynka.
-Pięknie, Zofia Maria Nowak i Martyna Zuzanna Nowak.
-Zosia i Martynka moje małe księżniczki.

-Nasze księżniczki.- Dominika mnie poprawiła. Pocałowałem ją w czółko. Niestety po chwili wpadł do sali lekarz i musiałem wracać do domu. Ucałowałem dziewczynki a z Dominiką pocałowałem się bardzo namiętnie i uciekłem ze szpitala. Wieczorem jeszcze zadzwoniłem do szefowej, wziąłem wolne. Mówiła też coś że wpadnie jutro do Dominiki zobaczyć nasze skarby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz