Przepraszam za długą nieobecność, ale mam sporo na głowie. Nie mam pojęcia kiedy się pojawi kolejny rozdział może jutro może dopiero za tydzień.
Rozdział XXII Co on wymyślił?
Dominika
Do
porodu zostało mi jeszcze kilka miesięcy, no w sumie to trzy. Od
dwóch miesięcy pracuję za biurkiem. Nie łatwo było mi się
oswoić z myślą że nie będę łapać przestępców, ale jakoś
sobie poradziłam. Moi rodzice gdy się dowiedzieli o ciąży myśleli
że to żart. Kolejne wnuki. Byli bardzo zaskoczeni na całe
szczęście pozytywnie. Nasz dom zapełnił się rzeczami dla
maluszków. Mam już ogromny brzuch i wyglądam jak beza. Ledwo
mieszczę się w ubrania. Jacuś śmieje się że nie wyrabia na
jedzenie dla mnie bo jem za trzech. Powoli wybieramy rodziców
chrzestnych dla maluszków ale jakoś nam to nie idzie. Nie mamy
zielonego pojęcia jak to zrobimy. Co do ślubu, podjęliśmy decyzję
że najpierw poród, chrzest a potem się będziemy zastanawiać nad
ślubem. Praca za biurkiem bardzo mnie nudzi i z tego względu jest
mnie pełno na komendzie. Wszyscy się na mnie wściekają z tego
powodu. Przecież w moim stanie nie powinnam się przemęczać.
Wstałam dziś przed budzikiem. Jakoś maleństwa tak się wierciły
że nie mogłam spać. Słońce wkradało się do naszej sypialni.
Zapowiadał się kolejny piękny wakacyjny dzień. Po chwili
spoglądania w okno, spojrzałam na Jacka.
-O już nie śpisz?- Zapytał mnie?
-No jakoś maleństwa nie dają mi spać. Strasznie są
dziś ruchliwe.- Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać się po
brzuszku. Maleństwa znów zaczęły się wiercić. Jęknęłam pod
nosem z bólu.
-Hej, spokojnie, mamę to boli.- Powiedział Jacuś i
pocałował mnie w brzuszek. Dzieci od razu przestały się wiercić
tak jak by rozumiały Jacusia.
-To co wstajemy?- Zapytałam spoglądając na ojca moich
jeszcze nienarodzonych dzieci. Uśmiechnął się do mnie i schował
głowę pod kołdrę. Zaśmiałam się. Wstałam z łóżka i zeszłam
na dół. Zrobiłam sobie śniadanie, które poszłam zjeść do
ogrodu. Pogoda była piękna. Słońce delikatnie rozświetlało
ogród i drzewa dookoła. Siadłam przy stoliku i zaczęłam jeść.
Po kilku minutach dołączył do mnie Jacek. Siadł naprzeciwko mnie
z kubkiem kawy. Spojrzał na mnie i zaczął się uśmiechać.
-A ty co się tak szczerzysz jak mysz do sera?
-Nie mogę?
-Możesz, możesz, ale powiedz dlaczego?
-Bo mam przed sobą najpiękniejszą kobietę na
świecie.- Zarumieniłam się. Zapadła dość niezręczna cisza.-
To jakie plany na popołudnie?- Zapytał przerywając tę ciszę.
-Najpierw kończę pracę, a potem jadę do lekarza. Na
końcu mamy kolację u twojego ojca. Zapomniałam o czymś?-
Zapytałam widząc zdziwienie na twarzy Jacka.
-Jaki lekarz?
-No przecież mam dziś wizytę u ginekologa,
zapomniałeś, mamy się dziś dowiedzieć
jakiej płci będą maleństwa.
-A no rzeczywiście, a do ojca po co?
-Jejku, zaprosił nas na obiad. Ma dla nas jakąś ważną
wiadomość.
-Ciekawe co tym razem wymyślił?
-Nie wiem ale po ostatniej akcji możemy się spodziewać
wszystkiego, nawet tego że będziesz miał rodzeństwo.- Kilka
tygodni temu ojciec Jacka, Kwieciński zaprosił nas na obiad, niby
rodzinny. Okazało się że ma dla nas niespodziankę. Jacuś zyskał
nową macochę, która była ledwie dwa lata starsza ode mnie. W
pierwszej chwili pomyśleliśmy że to żart, ale okazało się że
tak nie jest.
-Dobra zbierajmy się do pracy.- Powiedział, wstając
od stolika i zabierając naczynia. Po chwili byłam już w łazience
i z trudnością brałam prysznic. Ostatnio każda czynność
zaczynała sprawiać mi ogromne problemy. No w związku z tym
zastanawiałam się czy nie pójść już na zwolnienie. Gdy
skończyłam poszłam się ubrać. Byliśmy już oboje gotowi do
pracy. Około 7.30 udaliśmy się do pracy. Jacek zaparkował
samochód tam gdzie zawsze, czyli pod wielkim klonem który dawał
cień i samochód się tak nie nagrzewał. Wysiedliśmy z auta i
udaliśmy się do pracy. Dzień jak co dzień, wiele papierkowej
pracy. Skończyłam o 16 a na 17 miałam umówioną wizytę u
lekarza. Czekałam na Jacka przed komendą.
-Hej, kochanie. Przepraszam że tak długo na mnie
czekałaś ale musiałem skończyć, wypełniać papiery. Wiesz jak
jest.
-No wiem, wiem. Jedźmy już bo się spóźnimy.-
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Po 20 minutach przebijania
się przez korki, byliśmy na miejscu. Udaliśmy się do przychodni.
Usiedliśmy na korytarzu. Nie musieliśmy długo czekać bo po chwili
z gabinetu wyszedł lekarz i poprosił nas do środka. Weszliśmy.
-Dzień dobry. Proszę sobie usiąść.- powiedział
lekarz spoglądając w dokumentację medyczną.- jak się Pani czuje?
-No nawet nieźle, choć ostatnio maluszki dają
popalić.
-Rozumiem, proszę się położyć na kozetce i podwinąć
bluzkę.- Powiedział doktor a ja wykonałam jego polecenie. Po
chwili Jacek siedział na krześle z mojej lewej strony. Lekarz był
z prawej i nakładał mi na brzuch zimny żel. Zaczął jeździć mi
po brzuchu specjalnym urządzeniem.
-No dobrze, znają państwo już płeć dzieci?
-Nie, jeszcze nie.- Odrzekliśmy równocześnie.
Spojrzałam na Jacka i posłałam mu ogromny uśmiech.
-A chcą Państwo poznać czy wolą poczekać z tym do
porodu.
-Chcemy wiedzieć.- Powiedział Jacek.
-No dobrze, więc jedno z dzieci to na pewno dziewczynka
a drugie raczej też ale nie mam pewności bo się chowa. Wyjaśnimy
to przy następnym USG. Może się Pani wytrzeć.- Lekarz podał mi
ręcznik papierowy a ja wykonałam polecenie. Jacek pomógł mi
usiąść. Będziemy mieli córeczki. Rodzice mi nie uwierzą. Mnogą
ciążą byłam obciążona genetycznie, moja babcia jest z bliźniąt,
mama i ja. Jasne było ze ja albo moja siostra będziemy miały
bliźniaki. Dziewczynki to będzie czwarte pokolenie bliźniaczek w
naszej rodzinie.
-Dobrze, umówię panią na następną wizytę za trzy
tygodnie. Proszę do tego czasu na siebie uważać. A najlepszym
rozwiązaniem by było gdyby Pani przeszłą już na zwolnienie.
-No wiem, ale co ja będę robić w domu?
-Odpoczywać i na pewno nie będzie się Pani
przemęczać.
-Kochanie, to dla twojego dobra a przede wszystkim
naszych księżniczek.- Powiedział Jacek i odruchowo dotknął
brzucha. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Więc, piszemy zwolnienie?- Zapytał lekarz a ja
pokiwałam głową że tak. Po chwili byliśmy już w drodze na
kolację do Kwiecińskiego. Byłam zmęczona więc zdrzemnęłam się
w samochodzie.
Jacek
Byliśmy w drodze na kolację do mojego ojca. Po
ostatnich akcjach mogłem się po nim wszystkiego spodziewać.
Dominika byłą zmęczona po pracy, a nas czekała długa droga w
góry. Ojciec się przeprowadził razem z Anką jego dziewczyną.
Moja przyszła zona zasnęła, zatrzymałem więc auto, wyjąłem z
bagażnika koc i ją przykryłem. Tak słodko spała. Gdy
dojechaliśmy na miejsce robiło się już ciemno.
-Kochanie, jesteśmy na miejscu.- Obudziłem ją, gdy
dojeżdżaliśmy.
-Już nie śpię.- Powiedziała zaspanym głosem. Po
dziesięciu minutach byliśmy już na podwórku u mojego ojca.
Wysiadłem z auta i pomogłem Dominice. Ostatnio każda czynność
sprawia jej ogromny problem. No nie dziwię się w końcu jest w
szóstym miesiącu mnogiej ciąży. Będę miał córki. Udaliśmy
się do domu. Zapukałem. Drzwi otworzyła nam Ania. No w głębi
duszy miałem nadzieję że ta ważna wiadomość będzie wiadomością
o ich rozstaniu ale jak tylko ją zobaczyłem to wiedziałem że
chodzi o coś całkiem innego.
-Cześć, wejdźcie.- Zaprosiła nas do środka.
Zdjęliśmy buty i weszliśmy do salonu. Stół był nakryty dla
czterech osób.
-Witaj Tato.- Przywitałem się z nim gdy tylko pojawił
się w pomieszczeniu.
-Witajcie.- Tato najpierw przywitał się ze mną a
potem z Dominiką.- I jak się czujesz?
-Jak wieloryb.- Powiedziała żartobliwie.
-Śliczny wieloryb.- Dodałem całując ją w policzek.
-No co tam u was słychać? Wiadomo już czy będę miał
wnuka?
-Raczej nie tym razem.- Powiedziała Dominika i usiadła
na krześle.- Będziemy mieli dwie dziewczynki.- Uśmiechnęła się
i zaczęła głaskać się po brzuchu.
-Usiądźcie, zjemy coś.- Powiedziała Ania, tak też
zrobiliśmy. Zajęliśmy się jedzeniem. Dyskutowaliśmy tak w sumie
o wszystkim i o niczym. Nie mogłem się doczekać aż tato powie mi
co takiego ważnego się stało. Po udanej kolacji przeszliśmy do
kuchni. Wiadomo jak to jest w kuchni najlepiej się rozmawia. Ojciec
wyjął z szafki cztery kieliszki i wino. Podał mi jedną z lampek,
to samo zrobił z dwiema pozostałymi.
-Mi nie nalewaj ja nie piję.- Odrzekłem.
-Dlaczego?
-Jesteśmy samochodem. Będę jeszcze prowadził.
-Oj to zostaniecie na noc.
-Nie, nie możemy. Jutro mamy wypad do rodziców
Dominiki.
-No to będę musiał się napić z Anią. Naleje wam
soku. Ale mam tylko porzeczkowy.
-Może być.- Odpowiedziała Dominika. Ojciec nalał nam
soku a sobie i Ani szampana.
-Więc moi kochani chciałem wznieść za nas toast. Za
moje wnuczki i za przyszłą synową. Za syna któremu życie układa
się idealnie i za Anię która za niedługo będzie moją żoną.-
Tata ukląkł.- Ania kochanie, zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz
moją żoną?- Zapytał wyciągając z kieszeni pierścionek.
Dominika aż się opluła gdy to usłyszała. Nie wiedziałem co mam
zrobić, czekaliśmy na odpowiedź Anny.
-Tak, zostanę.- I się pocałowali, to było okropne.
Ojciec taki stary dziad całował się z dziewczyną w moim wieku.
Okropne. Byłem pewien że ona leci na kasę, ale ojciec jest dorosły
i sam podejmuje decyzje. Nie miałem zamiaru się w to mieszać.
-Nasze gratulacje.- Dominika przejęła inicjatywę bo
mi odjęło mowę. Złożyliśmy im życzenia. Posiedzieliśmy
jeszcze godzinkę i postanowiliśmy się zbierać.
-No dobra to my będziemy już jechać.- powiedziałem
podnosząc się z kanapy.
-Tak szybko?- Zapytała Anna, moja już prawie macocha.
-No tak, jest już późno. O rany już 22. Musimy się
zbierać.
-Jesteście pewni że chcecie o tej porze jechać do
domu?
-Tak tato. Jutro mamy pełno wyjazdów, załatwiamy
resztę rzeczy jeszcze przed porodem, rozumiecie a Dominika musi
teraz odpoczywać. Lekarz zmusił ją do zwolnienia bo jest
przemęczona.
-No dobrze dobrze. To dajcie znać jak dojedziecie.
-No zadzwonimy, ewentualnie SMS-a wyślę. Trzymajcie
się, jeszcze raz nasze gratulacje.- Powiedziała Dominika.
Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do auta. Po chwili byliśmy
już w drodze powrotnej.
-Jedziemy do rodziców Dominiki?
-No co musiałem coś wymyślić żeby tu nie nocować.
-Czy ja coś mówię.
-Wystarczy że tak na mnie patrzysz.- Odpowiedziałem.
Dałem Dominice buziaka. Po chwili zasnęła. Ponownie przykryłem ją
kocem. Po ponad dwóch godzinach drogi byliśmy w domu. Moja
księżniczka spała. Napisałem SMS-a do taty że już jesteśmy.
Wziąłem Dominikę na ręce i zaniosłem do domu. Położyłem na
łóżku i przykryłem kołdrą. Sam poszedłem wstawić auto do
garażu. Potem wziąłem prysznic i położyłem się obok niej.
Spało nam się strasznie niewygodnie. Nie miałem nawet jak jej
objąć. No cóż widocznie tak być musiało. Po paru minutach
zasnąłem.
Kilka tygodni
później
Czas leci nam niebłagalnie szybko. Dominika długo nie
wytrzymała i po dwóch tygodniach wróciła do pracy. Obiecała że
od biurka będzie tylko odchodzić aby zrobić sobie coś do picia
albo do toalety. Do tej zasady również się nie przystosowała ale
co ja mogłem zrobić przecież jej do biurka nie przykleję choć
Paweł z Mikołajem już raz to zrobili. Dominika nieźle się
wkurzyła na nich z tydzień ją przepraszali. Właśnie szykowałem
się do pracy. Dominika robiła śniadanie.
-Jacek, Jacek chodź tu szybko.- Krzyczała. Bardzo
szybko byłem obok niej.
-Co się stało?- Zapytałem, zwijała się w kłębek.
-Zaczęło się Jacek, zaczęło się.
-Ale co?
-Rodzę, dzwoń po karetkę.- Krzyknęła, szybko
wykonałem jej polecenie.
-Spokojnie, oddychaj. Głęboki wdech i wydech, wdech i
wydech.
-Pewnie przestane oddychać wiesz, przynieś moją torbę
do szpitala. Jezu.- Krzyczała wręcz z bólu. Po pięciu minutach
pogotowie zabrało ją do szpitala. Pojechałem za karetką, wysłałem
jeszcze SMS-y że zaczęła rodzić. Dojechałem na miejsce. Wbiegłem
na porodówkę, byłem strasznie przerażony.
-Pan pierwszy raz?- Zapytał mnie mężczyzna. Był
wysoki i dobrze zbudowany.
-Tak, a Pan?
-Już trzeci. Synek czy córcia?
-Dwie córeczki.
-O gratuluję.- Mężczyzna uścisnął mi dłoń.
-A Pan?
-Trzech synów.- Odrzekł, z początku myślałem że
żartuje. - Mam już trzech synów teraz rodzą mi się dwie córki.
-Oooo, tak jak mi.
-Tak tak jak Panu.- Zapadłą cisza. Po kilku minutach
Pojawiła się Daria z Kacprem i Kacper z Moniką. Na końcu w
szpitalu pojawili się nasi rodzice. Po trzech godzinach siedzieliśmy
już u Dominiki na sali. Miałem na rękach nasze maleństwa. Wszyscy
już pojechali, nie chcieli przeszkadzać a Dominika po porodzie
musiała odpocząć.
-Mają oczka po tobie.- Powiedziałem spoglądając na
Dominikę i dziewczynki.
-Są piękne po nas.- Odpowiedziała.
-Jakie im damy imiona?- Mieliśmy już wszystko
przygotowane prócz imion.
-Co proponujesz?
-Gosia i Zosia. Co ty na to?
-Małgorzata nie podoba mi się....może...nie to jest
głupie...wymyśl coś lepszego.
-Jagoda.- Powiedziałem wybuchając śmiechem.
-Zabawne, już z nich żartujesz a one nawet nie mają
jak się bronić.
-Może Julia...albo Oliwia?
-Nie to są pospolite imiona ja chcę jakieś wyjątkowe.
-To może Zosia i Martynka.
-Pięknie, Zofia Maria Nowak i Martyna Zuzanna Nowak.
-Zosia i Martynka moje małe księżniczki.
-Nasze księżniczki.- Dominika mnie poprawiła.
Pocałowałem ją w czółko. Niestety po chwili wpadł do sali
lekarz i musiałem wracać do domu. Ucałowałem dziewczynki a z
Dominiką pocałowałem się bardzo namiętnie i uciekłem ze
szpitala. Wieczorem jeszcze zadzwoniłem do szefowej, wziąłem
wolne. Mówiła też coś że wpadnie jutro do Dominiki zobaczyć
nasze skarby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz