poniedziałek, 30 maja 2016

L'Amore Non Ha Limite -Miłość nie zna granic

SERIA II

Moi kochani wchodzę z nową serią. Mam nadzieję że wam się spodoba tak jak poprzednia. Przepraszam za długą nieobecność, No wiadomo szkoła, praca i jeszcze prawko to mam mało czasu. Obiecuję jednak się poprawić. A teraz zapraszam na nową serię i życzę miłego czytania. Przed wami króciutki wstęp do całkiem nowej historii.


L'Amore Non Ha Limite -Miłość nie zna granic

Dominika siedziała przy stole z ulubioną książką i lampką wina. Spokojnie wczytywała się w każdy fragment książki. Czas nie ubłagalnie szybko płynął, gdy się spostrzegła było już po północy. Szybko wskoczyła pod prysznic, ubrała piżamę i położyła się spać. Tej nocy bardzo długo nie mogła zasnąć. Tak naprawdę myślała nad wszystkim i nad niczym. Nie mogąc zasnąć znów chwyciła za lampkę wina i dokończyła butelkę w samotności. Przecież jutro mam wolne. Pomyślała i z tą myślą wzięła ostatni łyk wina. Teraz spokojnie zasnęła. Mimo iż słońce wkradało się już do jej małego ale przytulnego mieszkanka, spałą dalej. Obudził ją telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Jacek, ostatnia osoba której dziewczyna się spodziewała.
-Tak słucham.
-Cześć co robisz?
-Śpię a co chcesz?
-Ile potrzebujesz czasu żeby wskoczyć w tą kwiecistą sukienkę i się pomalować.
-No jakąś godzinkę plus dwie na sen, a co byś chciał.
-Masz piętnaście minut jestem pod blokiem.
-Mam tyle czasu ile potrzebuje, idę spać.
-Nie masz niecałe piętnaście minut wchodzę na klatkę.
-Idę spać.- Dziewczyna odłożyła telefon i nakryła się z powrotem kołdrą. Nie zasnęła bo po jakichś dwóch minutach w jej domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała z łóżka i z miną „zaraz kogoś zabiję” poszła otworzyć drzwi. Delikatnie je uchyliła i ujrzała dobrze zbudowanego mężczyznę o blond włosach i bukietem róż. Odsunęła się delikatnie od drzwi dając mu znak żeby wszedł do środka i nie robił scen przy sąsiadach, którzy jak zwykle czatowali pod drzwiami swoich mieszkań. Oboje weszli do mieszkania. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i bez słowa wróciła do sypialni gdzie czekało na nią wygrzane już wcześniej łóżko. Zgrabnie wślizgnęła się pod pościel i nie zważając na obecność Jacka poszła dalej spać. Mężczyzna po cichu zakradł się do sypialni i jednym ruchem zabrał jej kołdrę.
-Ej to chyba moje.- Krzyknęła Dominika wyrywając mu z rąk swoją własność.
-Ubieraj się masz dziesięć minut.
-Ja nigdzie nie idę.- Odparła i znów się położyła.
-Sama to wypiłaś?- Zapytał mężczyzna widząc butelkę po winie i lampkę, które dziewczyna zostawiła przy łóżku.
-Nie z elfami a teraz dobranoc.
-Niem spania, wstawaj, jedziesz ze mną.
-Niby dokąd i po co?
-Do...nie powiem ci wstawaj.
-To nigdzie nie jadę.
-Dobra, masz pięć minut żeby się ogarnąć ja idę zrobić ci kawę.- Powiedział stanowczo i wyszedł z sypialni. Dominika jeszcze chwilkę poleżała i postanowiła się ubrać. Wyjęła z szafy sukienkę o której mówił Jacek i poszła do łazienki zrobić się na bóstwo. Zrobiła delikatny ale podkreślający jej oczy makijaż, upięła na szybko włosy i założyła sukienkę. Zajęło jej to więcej czasu niż zakładała no ale chciała ładnie wyglądać. Po około dwudziestu, no dobra trzydziestu minutach wyszła z łazienki. Jacek siedział na kanapie i pił kawę. Gdy ujrzał kobietę nie mógł opanować radości. Usta same mu się otworzyły tak że opluł się kawą. Dziewczyna wpadła w paniczny śmiech.
-Co cię tak bawi?- zapytał próbując wytrzeć plamę na koszuli.
-Nic, po prostu do twarzy ci z plamą kawy.- Zaśmiała się dziewczyna.
-No bardzo zabawne, to twoja wina.
-Moja, a to dlaczego?
-Bo gdybyś była gotowa jak przyszedłem to bym nie pił kawy i bym się nie opluł.- Odparł mężczyzna udając obrażonego.
-No dobra to moja wina. Ale gdybyś mi o tym powiedział wcześniej...no właśnie a gdzie mnie tak w ogóle zabierasz?
-A mówiłem nie powiem.
-Mów w tej chwili.- Dominika zbliżyła się do mężczyzny na niebezpieczną odległość udając ze mu grozi. W tym momencie po raz kolejny tego dnia w jej mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Oboje spojrzeli na siebie i dziewczyna niepewnie poszła je otworzyć. Nie miała zielonego pojęcia kogo do niej niesie. Gdy uchyliła delikatnie drzwi ujrzała swoich rodziców.
-Mama, Tata, a co wy tu robicie?- Zapytała a zdziwienie malowało się z równo na jej jak i Jacka twarzy. Mężczyzna wychylił się zza niej.
-Dzień dobry.- Powiedział niepewnie, rodzice dziewczyny pośpiesznie zmierzyli go wzrokiem.
-Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę, ale chyba nie w porę przyjechaliśmy.- Odrzekł speszony całą sytuacją tata kobiety.
-No tak troszkę.- Powiedziała dziewczyna i zrobiła skwaszoną minę.
-No ale chyba na kawę możemy wejść?- Zapytała mama.
-Znaczy nie za bardzo bo my się śpieszymy, już jesteśmy spóźnieni.- Powiedziała roztargniona Dominika, weszła do mieszkania i chwyciła za torebkę.
-A dokąd się wybieracie?- Zapytał tata.
-No my jedziemy....- Zaczęła tłumaczyć.
-Mamy pierwszą komunie mojego bratanka.- Dokończył Jacek a dziewczyna spojrzała na niego niepewnie.
-A no dobrze. To wtedy wpadniemy kiedy indziej córuś.- Powiedziała mama i wyszła z mieszkania. Tata wziął Dominikę na bok.
-Nie mówiłaś że się z kimś spotykasz.- Powiedział tata z wyrzutem.
-Bo się nie spotykam, a teraz już leć do mamy, bo my też się śpieszymy.- Kobieta wyprowadziła ojca z mieszkania.
-Jak nie, przecież jedziesz z nim na komunie jego bratanka?
-No tak nie potem ci wyjaśnię jedź już.
-No dobrze jak coś to dzwoń.
-No dobrze.- Powiedziała dziewczyna i wyszła razem z Jackiem z mieszkania. Zamknęła je i oboje udali się do samochodu.
-To powiadasz że jedziemy na komunię.- Odparła wsiadając do samochodu.
-Yyy no wiesz...tak.- Jacek zaczął suszyć zęby do kobiety. Również wsiadł do samochodu i pojechali. Po około dwudziestu minutach drogi byli pod pięknie przystrojonym kościołem. Wysiedli z auta i ruszyli w jego kierunku.
-Tak myślę, chyba się spóźniliśmy.- Powiedziała Dominika delikatnie się uśmiechając.
-Też tak mi się wydaje.
-A na którą była komunia?
-Na 11.
-No to na pewno bo jest 11.10. Wszyscy są już w kościele.
-To wchodzimy czy czekamy?
-Nie wiem, ja nie lubię kościołów. Wolała bym poczekać.
-Nie. Mam lepszy pomysł. Pojedziemy do domu.
-Co, po co do domu?
-Tam są na pewno moi rodzice bo szykują jedzenie. Pomożemy im i nie będziemy musieli siedzieć w kościele, poza tym zbiera się na deszcz.
-No w sumie racja.- Potwierdziła kobieta i oboje wrócili do auta. Po chwili byli już na miejscu. Jacek zaparkował samochód tak aby inni też mieli miejsce i oboje wysiedli. Z domu wyszła kobieta była w starszym wieku ale nie byłą staruszką.
-O Jacuś, miło że przyjechałeś.- Powiedziała Kobieta i przywitała się z Jackiem.
-Witaj mamo.- Jacek przytulił ją na powitanie i odwrócił się w stronę dziewczyny.
-A to jest Dominika.- Przedstawił sobie kobiety.
-Dzień dobry słonko.- Powiedziała Kobieta i również przytuliła Dominikę.
-Dzień dobry.- Odpowiedziała niepewnie.
-No to chodźcie do środka. To od dawna się spotykacie?- Zapytała oboje spojrzeli na siebie niepewnie, nikt nie odpowiedział. W ciszy weszli do domu.- No to co wam do picia zrobić, kawy herbaty?
-Dla mnie mamuś kawka.- Odpowiedział Jacek a ich wzrok skupił się na dziewczynie która akurat poprawiała sukienkę. Niepewnie spojrzała na otaczające ją osoby i delikatnie się uśmiechnęła.- Mamuś jej też kawę, nie wyspała się.
-O a to czemuż?- Zapytała kobieta a zmartwienie miała wymalowane na twarzy.
-Późno skończyła pracę.- Jacek cały czas tłumaczył ciut zakłopotaną Dominikę.
-A to gdzie się aż tak długo pracuje?- Zapytała kobieta prowadząc ich do kuchni.
-W policji.- Odparła dziewczyna i wciąż poprawiała sukienkę.
-Pokaż.- Powiedziała Kobieta i pomogła dziewczynie w poprawkach.- No i po kłopocie.
-Dziękuje bardzo.- Dominika delikatnie się uśmiechnęła. Do kuchni przyszedł mężczyzna budowy podobnej do Jacka oczy również podobne. Dziewczyna domyśliła się że to jego ojciec.
-Cześć tato.- Panowie się przywitali.
-Witaj synu, miło cię widzieć chociaż na rodzinnych uroczystościach.
-Sławek nie zaczynaj.- Wtrąciła mama Jacka i spojrzała na Dominikę która popijała w koncie kawę.
-O kogo ja widzę, Sławek jestem moje uszanowanko.- Mężczyzna podszedł do Dominiki i pocałował ją najpierw w dłoń a potem w policzek. Jacek delikatnie się zaśmiał a dziewczyna wpadła w jeszcze większe zakłopotanie.
-No to może zajmiemy się obiadem, pomóc wam w czymś?- Zaproponował Jacek.
-Nie synku, idźcie sobie poczekajcie w ogródku.- Odparła kobieta a Jacek chwycił Dominikę za rękę a w drugą wziął ich kawę. Oboje wyszli do pięknie przystrojonego ogrodu. Namioty i stoły, pełno kolorowych kwiatów i miejsce udekorowane dla dziecka powracającego z pierwszej komunii. Duża przestrzeń, dookoła drzewa. Oboje usiedli przy stole i pili kawę.
-Taka cisza, spokój.- Rozmowę zaczęła Dominika.
-Tak, tego mi było trzeba.- Powiedział Jacek, delektując się każdym wdechem.
-Pięknie tu.- Odparła dziewczyna i wzięła łyk kawy. Po około godzinnym czekaniu zaczęli się pojawiać goście. Jacek po kolei przedstawiał Dominikę, członkom swojej rodziny. Wszyscy zasiedli do rodzinnego obiadu. Śmiech i radość gościły na twarzach wszystkich gości. Do czasu. W pewnym momencie w ogrodzie pojawił się spóźniony gość. Ojciec chrzestny Szymona a za razem były chłopak Dominiki. Dziewczyna siedziała z przerażeniem obok Jacka.
-Możesz mnie stąd zabrać.- Powiedziała po chwili, widząc że gość zbliża się w ich kierunku.
-Ale dlaczego?- Zapytał zdziwiony Jacek, smutek i przerażenie malowało się na jej twarzy.
-Proszę cię Jacek zabierz mnie stąd. Błagam.- Powiedziała prawe ze łzami w oczach.
-Dobrze ale powiedz co się dzieje.- Jacek wciąż nalegał. Nagle podszedł do nich Artur.
-O cześć Jacek.- Powiedział, stał za plecami dziewczyny, ta jednak starała się nie reagować. Do oczu napłynęły jej łzy i delikatnie zaczęły spływać po policzku.
-Cześć Artur. To jest Dominika, poznajcie się.- Powiedział, mężczyzna przeszedł na drugą stronę aby zobaczyć dziewczynę swego kuzyna.
-Znamy się.- Powiedziała zapłakanym głosem Dominika i odeszła od stołu. Artur wzruszył tylko ramionami a Jacek szybko poszedł za dziewczyną. Dogonił ją dopiero koło samochodu. Usiadła obok niego opierając się o przednie drzwi pasażera i schowała twarz w dłoniach. Jacek przysiadł się do niej. Delikatnie ją przytulił.
-Przepraszam.- Powiedziała i wtuliła się w mężczyznę.
-Spokojnie.- Odparł i zaczął ją delikatnie gładzić po plecach i włosach.
-Co on tu robi?
-Jest chrzestnym Szymona. Zawieźć cię do domu?- Zaproponował mężczyzna.
-Nie, idź do rodziny. Zamówię sobie taksówkę.
-Przestań jak chcesz to cię odwiozę.
-Nie naprawdę powinieneś zostać z gośćmi. Twój tata mówił że rzadko bywasz w domu.
-Dominika przestań.- Jacek ją przytulił.
-Dominika?- Powiedziała młoda kobieta idąca w ich stronę, dziewczyna szybko się odwróciła. Było widać po niej zdziwienie.- A co ty tu robisz?
-Przyjechałam z Jackiem na komunię, ale co ty tu robisz?
-No ja też na komunię przyjechałam. To wy jesteście razem?
-A ty przyjechałaś z....
-Tak z Arturem.- Odparła kobieta. Dominika zbliżyła się do Jacka.- Widziałaś go gdzieś tu?
-Tak jest w ogrodzie zresztą gości.
-No dobra, to ten widzimy się potem nie będę wam przeszkadzać.- Powiedziała i ruszyła w stronę ogrodu.
-Skąd ja znasz?- Zapytał po chwili Jacek. Dominika znów się w niego wtuliła.
-To moja była przyjaciółka.- Powiedziała płaczliwym i piskliwym głosem.
-Byłą przez Artura.- Dodał Jacek i mocno przytulił dziewczynę.
-Tak.- Jacek czuł jak jego koszula robi się coraz wilgotniejsza.- Wracajmy do gości.- Powiedziała po chwili, ocierając łzy.
-Co?
-No przecież nie mogę temu dupkowi pokazać ze sobie nie radzę.- Dodała z uśmiechem na ustach. Oboje ruszyli w stronę rodziny biesiadującej w ogrodzie. Do końca dnia Dominika nie dała po sobie poznać że coś się dzieje. Bardzo dobrze bawiła się w towarzystwie Jacka. Po południu pojawili się bliżsi sąsiedzi oraz znajomi. Zabawa zdawała się dopiero zaczynać. Około dziewiętnastej oboje doszli do wniosku że pora się zbierać. Pożegnali się z rodziną i gośćmi. Mama Jacka dała im mnóstwo ciasta a brat Jacka przyniósł im dwie butelki wina. Zapakowali to do auta i pojechali do domu. No w sumie to do mieszkania Dominiki. Dziewczyna byłą bardzo zmęczona tym dniem więc od razu zasnęła w samochodzie. Jacek nie mając serca aby ją obudzić, zabrał ją do siebie. Zaniósł do mieszkania i położył na łóżku. Potem poszedł po resztę rzeczy do samochodu. Gdy wrócił dziewczyna spała już na dobre w jego łóżku. Poszedł wziąć prysznic, potem przebrał się w piżamę i położył się obok dziewczyny. Nie miał on bowiem wyjścia. Wynajmował jedno pokojową kawalerkę, miał tylko jedno łóżko. Delikatnie wsunął się obok niej i również zasnął. 

poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział XXIII moje małe aniołki



Życie płynie nie ubłagalnie szybko. Dzieci dorastają a my się starzejemy. Człowiek nawet nie zauważa gdy najpiękniejsze lata jego życia przemijają. Martynka i Zosia obchodzą dziś swoje 18 urodziny. Wszyscy goście już są, zaczyna się obiad i pierwsze toasty. Wszyscy śpiewają sto lat i inne piosenki aby uczcić te piękną chwile. Tylko Dominika jest jakaś nieobecna. Siedzi cichutko w koncie i nad czymś rozmyśla.
-Mamo, dobrze się czujesz?- Zapytała Martynka widząc jak moja żona samotnie siedzi w kuchni.
-Tak córciu, wszystko jest dobrze.- Odpowiedziała i próbowała się delikatnie uśmiechnąć.
-To czemu siedzisz sama?
-Nie wiem, nie potrafię.- Powiedziała i ze łzami w oczach uciekła do sypialni. Zostawiłem gości i poszedłem do niej, nie powinna być sama. Leżała skulona na łóżku i płakała. Usiadłem obok niej i delikatnie gładziłem po pleckach.
-Idź do gości nie powinni siedzieć sami.- Odparła a ja położyłem się obok.
-Nie są sami, przecież są z nimi dziewczynki.
-Idź do nich, ja zaraz do was dojdę.- Odparła, nie miałem zamiaru jej zostawić.
-Kochanie, co się dzieje? Czemu płaczesz?
-Nie płaczę, wydaje ci się.- Powiedziała, odniosłem wrażenie że próbuje mnie zbyć.
-Widzę, powiedz co się dzieje?

-Jacuś, nic się nie dzieje. Naprawdę zaraz do was przyjdę.- Powiedziała całując mnie w policzek. Dawno nie widziałem mojej żony płaczącej, no w sumie odkąd urodziły się dziewczynki. To już 18 lat. Dominika właśnie w tym dniu postanowiła uronić łzę. Do końca nie wiedziałem dlaczego, dopiero po kilku minutach przypomniało mi się że dziewczynki miały by starsze rodzeństwo. Dominika najwidoczniej nie pogodziła się z tym aż do dziś. Dnia ich 18 urodzin. Jej syn a może córka miało by już 23 lata. Kto wie może byli byśmy dziadkami. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech na myśl o wnukach. Wróciłem do gości. Dominika dołączyła do nas po około godzinie. Zosia i Martynka dwa skarby i Dominika ktoś nadzwyczajny w życiu na którego warto poczekać. Siedząc tak przy stole zaczęliśmy wspominać jak dziewczynki zaczęły chodzić, mówić. Jak mieliśmy wiele nieprzespanych nocy, wieczne krzyki i awantury o ubrania. Jak chowałem dla dziewczynek prezenty na gwiazdkę a one zawsze znalazły je kilka dni wcześniej i domagały się nowych. Jak uczyłem je jeździć na rowerze co stało się naszą rodzinną pasją. Co niedzielę robiliśmy sobie wycieczkę rowerową a gdy robiło się zimno zamienialiśmy to na długie rodzinne spacery. W oku pojawiła mi się łza. Moje małe aniołki są już dorosłe. Dominika widocznie myślała tak jak ja bo oboje w momencie gdy wnieśli tort zaczęliśmy płakać jak bobry, zalewając nasze talerze z obiadem. Martynka była bardzo podobna do Dominiki, miała te same dzikie a za razem pełne nadziei oczy i ten piękny nosek. Długie brązowe włosy. Zosia natomiast była blondynką z równie pięknymi oczami i cudownym głosem po mamie. Pewnego dnia przy obiedzie obie powiedziały nam że chcą zostać policjantkami tak jak ich mama. Dominika wtedy się popłakała, oczywiście najpierw kategorycznie im zakazała mówiąc ze to nie jest praca dla nich i że to bardzo niebezpieczne. Dziewczynki jednak znakomicie wiedziały co chcą i obie poszły do szkoły mundurowej. Moje małe aniołki a już niedługo piękne anielice które za pewne będę prowadził do ołtarza. 



Jest to koniec pierwszej serii opowiadań o Dominice i Jacku. Mam nadzieję ze zostaniecie ze mną bo już niebawem pojawi się nowa seria. 

piątek, 13 maja 2016

Rozdział XXII Co on wymyślił?

Przepraszam za długą nieobecność, ale mam sporo na głowie. Nie mam pojęcia kiedy się pojawi kolejny rozdział może jutro może dopiero za tydzień. 



Rozdział XXII Co on wymyślił?
Dominika

Do porodu zostało mi jeszcze kilka miesięcy, no w sumie to trzy. Od dwóch miesięcy pracuję za biurkiem. Nie łatwo było mi się oswoić z myślą że nie będę łapać przestępców, ale jakoś sobie poradziłam. Moi rodzice gdy się dowiedzieli o ciąży myśleli że to żart. Kolejne wnuki. Byli bardzo zaskoczeni na całe szczęście pozytywnie. Nasz dom zapełnił się rzeczami dla maluszków. Mam już ogromny brzuch i wyglądam jak beza. Ledwo mieszczę się w ubrania. Jacuś śmieje się że nie wyrabia na jedzenie dla mnie bo jem za trzech. Powoli wybieramy rodziców chrzestnych dla maluszków ale jakoś nam to nie idzie. Nie mamy zielonego pojęcia jak to zrobimy. Co do ślubu, podjęliśmy decyzję że najpierw poród, chrzest a potem się będziemy zastanawiać nad ślubem. Praca za biurkiem bardzo mnie nudzi i z tego względu jest mnie pełno na komendzie. Wszyscy się na mnie wściekają z tego powodu. Przecież w moim stanie nie powinnam się przemęczać. Wstałam dziś przed budzikiem. Jakoś maleństwa tak się wierciły że nie mogłam spać. Słońce wkradało się do naszej sypialni. Zapowiadał się kolejny piękny wakacyjny dzień. Po chwili spoglądania w okno, spojrzałam na Jacka.
-O już nie śpisz?- Zapytał mnie?
-No jakoś maleństwa nie dają mi spać. Strasznie są dziś ruchliwe.- Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać się po brzuszku. Maleństwa znów zaczęły się wiercić. Jęknęłam pod nosem z bólu.
-Hej, spokojnie, mamę to boli.- Powiedział Jacuś i pocałował mnie w brzuszek. Dzieci od razu przestały się wiercić tak jak by rozumiały Jacusia.
-To co wstajemy?- Zapytałam spoglądając na ojca moich jeszcze nienarodzonych dzieci. Uśmiechnął się do mnie i schował głowę pod kołdrę. Zaśmiałam się. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie, które poszłam zjeść do ogrodu. Pogoda była piękna. Słońce delikatnie rozświetlało ogród i drzewa dookoła. Siadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Po kilku minutach dołączył do mnie Jacek. Siadł naprzeciwko mnie z kubkiem kawy. Spojrzał na mnie i zaczął się uśmiechać.
-A ty co się tak szczerzysz jak mysz do sera?
-Nie mogę?
-Możesz, możesz, ale powiedz dlaczego?
-Bo mam przed sobą najpiękniejszą kobietę na świecie.- Zarumieniłam się. Zapadła dość niezręczna cisza.- To jakie plany na popołudnie?- Zapytał przerywając tę ciszę.
-Najpierw kończę pracę, a potem jadę do lekarza. Na końcu mamy kolację u twojego ojca. Zapomniałam o czymś?- Zapytałam widząc zdziwienie na twarzy Jacka.
-Jaki lekarz?
-No przecież mam dziś wizytę u ginekologa, zapomniałeś, mamy się dziś dowiedzieć jakiej płci będą maleństwa.
-A no rzeczywiście, a do ojca po co?
-Jejku, zaprosił nas na obiad. Ma dla nas jakąś ważną wiadomość.
-Ciekawe co tym razem wymyślił?
-Nie wiem ale po ostatniej akcji możemy się spodziewać wszystkiego, nawet tego że będziesz miał rodzeństwo.- Kilka tygodni temu ojciec Jacka, Kwieciński zaprosił nas na obiad, niby rodzinny. Okazało się że ma dla nas niespodziankę. Jacuś zyskał nową macochę, która była ledwie dwa lata starsza ode mnie. W pierwszej chwili pomyśleliśmy że to żart, ale okazało się że tak nie jest.
-Dobra zbierajmy się do pracy.- Powiedział, wstając od stolika i zabierając naczynia. Po chwili byłam już w łazience i z trudnością brałam prysznic. Ostatnio każda czynność zaczynała sprawiać mi ogromne problemy. No w związku z tym zastanawiałam się czy nie pójść już na zwolnienie. Gdy skończyłam poszłam się ubrać. Byliśmy już oboje gotowi do pracy. Około 7.30 udaliśmy się do pracy. Jacek zaparkował samochód tam gdzie zawsze, czyli pod wielkim klonem który dawał cień i samochód się tak nie nagrzewał. Wysiedliśmy z auta i udaliśmy się do pracy. Dzień jak co dzień, wiele papierkowej pracy. Skończyłam o 16 a na 17 miałam umówioną wizytę u lekarza. Czekałam na Jacka przed komendą.
-Hej, kochanie. Przepraszam że tak długo na mnie czekałaś ale musiałem skończyć, wypełniać papiery. Wiesz jak jest.
-No wiem, wiem. Jedźmy już bo się spóźnimy.- Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Po 20 minutach przebijania się przez korki, byliśmy na miejscu. Udaliśmy się do przychodni. Usiedliśmy na korytarzu. Nie musieliśmy długo czekać bo po chwili z gabinetu wyszedł lekarz i poprosił nas do środka. Weszliśmy.
-Dzień dobry. Proszę sobie usiąść.- powiedział lekarz spoglądając w dokumentację medyczną.- jak się Pani czuje?
-No nawet nieźle, choć ostatnio maluszki dają popalić.
-Rozumiem, proszę się położyć na kozetce i podwinąć bluzkę.- Powiedział doktor a ja wykonałam jego polecenie. Po chwili Jacek siedział na krześle z mojej lewej strony. Lekarz był z prawej i nakładał mi na brzuch zimny żel. Zaczął jeździć mi po brzuchu specjalnym urządzeniem.
-No dobrze, znają państwo już płeć dzieci?
-Nie, jeszcze nie.- Odrzekliśmy równocześnie. Spojrzałam na Jacka i posłałam mu ogromny uśmiech.
-A chcą Państwo poznać czy wolą poczekać z tym do porodu.
-Chcemy wiedzieć.- Powiedział Jacek.
-No dobrze, więc jedno z dzieci to na pewno dziewczynka a drugie raczej też ale nie mam pewności bo się chowa. Wyjaśnimy to przy następnym USG. Może się Pani wytrzeć.- Lekarz podał mi ręcznik papierowy a ja wykonałam polecenie. Jacek pomógł mi usiąść. Będziemy mieli córeczki. Rodzice mi nie uwierzą. Mnogą ciążą byłam obciążona genetycznie, moja babcia jest z bliźniąt, mama i ja. Jasne było ze ja albo moja siostra będziemy miały bliźniaki. Dziewczynki to będzie czwarte pokolenie bliźniaczek w naszej rodzinie.
-Dobrze, umówię panią na następną wizytę za trzy tygodnie. Proszę do tego czasu na siebie uważać. A najlepszym rozwiązaniem by było gdyby Pani przeszłą już na zwolnienie.
-No wiem, ale co ja będę robić w domu?
-Odpoczywać i na pewno nie będzie się Pani przemęczać.
-Kochanie, to dla twojego dobra a przede wszystkim naszych księżniczek.- Powiedział Jacek i odruchowo dotknął brzucha. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Więc, piszemy zwolnienie?- Zapytał lekarz a ja pokiwałam głową że tak. Po chwili byliśmy już w drodze na kolację do Kwiecińskiego. Byłam zmęczona więc zdrzemnęłam się w samochodzie.
Jacek
Byliśmy w drodze na kolację do mojego ojca. Po ostatnich akcjach mogłem się po nim wszystkiego spodziewać. Dominika byłą zmęczona po pracy, a nas czekała długa droga w góry. Ojciec się przeprowadził razem z Anką jego dziewczyną. Moja przyszła zona zasnęła, zatrzymałem więc auto, wyjąłem z bagażnika koc i ją przykryłem. Tak słodko spała. Gdy dojechaliśmy na miejsce robiło się już ciemno.
-Kochanie, jesteśmy na miejscu.- Obudziłem ją, gdy dojeżdżaliśmy.
-Już nie śpię.- Powiedziała zaspanym głosem. Po dziesięciu minutach byliśmy już na podwórku u mojego ojca. Wysiadłem z auta i pomogłem Dominice. Ostatnio każda czynność sprawia jej ogromny problem. No nie dziwię się w końcu jest w szóstym miesiącu mnogiej ciąży. Będę miał córki. Udaliśmy się do domu. Zapukałem. Drzwi otworzyła nam Ania. No w głębi duszy miałem nadzieję że ta ważna wiadomość będzie wiadomością o ich rozstaniu ale jak tylko ją zobaczyłem to wiedziałem że chodzi o coś całkiem innego.
-Cześć, wejdźcie.- Zaprosiła nas do środka. Zdjęliśmy buty i weszliśmy do salonu. Stół był nakryty dla czterech osób.
-Witaj Tato.- Przywitałem się z nim gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu.
-Witajcie.- Tato najpierw przywitał się ze mną a potem z Dominiką.- I jak się czujesz?
-Jak wieloryb.- Powiedziała żartobliwie.
-Śliczny wieloryb.- Dodałem całując ją w policzek.
-No co tam u was słychać? Wiadomo już czy będę miał wnuka?
-Raczej nie tym razem.- Powiedziała Dominika i usiadła na krześle.- Będziemy mieli dwie dziewczynki.- Uśmiechnęła się i zaczęła głaskać się po brzuchu.
-Usiądźcie, zjemy coś.- Powiedziała Ania, tak też zrobiliśmy. Zajęliśmy się jedzeniem. Dyskutowaliśmy tak w sumie o wszystkim i o niczym. Nie mogłem się doczekać aż tato powie mi co takiego ważnego się stało. Po udanej kolacji przeszliśmy do kuchni. Wiadomo jak to jest w kuchni najlepiej się rozmawia. Ojciec wyjął z szafki cztery kieliszki i wino. Podał mi jedną z lampek, to samo zrobił z dwiema pozostałymi.
-Mi nie nalewaj ja nie piję.- Odrzekłem.
-Dlaczego?
-Jesteśmy samochodem. Będę jeszcze prowadził.
-Oj to zostaniecie na noc.
-Nie, nie możemy. Jutro mamy wypad do rodziców Dominiki.
-No to będę musiał się napić z Anią. Naleje wam soku. Ale mam tylko porzeczkowy.
-Może być.- Odpowiedziała Dominika. Ojciec nalał nam soku a sobie i Ani szampana.
-Więc moi kochani chciałem wznieść za nas toast. Za moje wnuczki i za przyszłą synową. Za syna któremu życie układa się idealnie i za Anię która za niedługo będzie moją żoną.- Tata ukląkł.- Ania kochanie, zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- Zapytał wyciągając z kieszeni pierścionek. Dominika aż się opluła gdy to usłyszała. Nie wiedziałem co mam zrobić, czekaliśmy na odpowiedź Anny.
-Tak, zostanę.- I się pocałowali, to było okropne. Ojciec taki stary dziad całował się z dziewczyną w moim wieku. Okropne. Byłem pewien że ona leci na kasę, ale ojciec jest dorosły i sam podejmuje decyzje. Nie miałem zamiaru się w to mieszać.
-Nasze gratulacje.- Dominika przejęła inicjatywę bo mi odjęło mowę. Złożyliśmy im życzenia. Posiedzieliśmy jeszcze godzinkę i postanowiliśmy się zbierać.
-No dobra to my będziemy już jechać.- powiedziałem podnosząc się z kanapy.
-Tak szybko?- Zapytała Anna, moja już prawie macocha.
-No tak, jest już późno. O rany już 22. Musimy się zbierać.
-Jesteście pewni że chcecie o tej porze jechać do domu?
-Tak tato. Jutro mamy pełno wyjazdów, załatwiamy resztę rzeczy jeszcze przed porodem, rozumiecie a Dominika musi teraz odpoczywać. Lekarz zmusił ją do zwolnienia bo jest przemęczona.
-No dobrze dobrze. To dajcie znać jak dojedziecie.
-No zadzwonimy, ewentualnie SMS-a wyślę. Trzymajcie się, jeszcze raz nasze gratulacje.- Powiedziała Dominika. Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do auta. Po chwili byliśmy już w drodze powrotnej.
-Jedziemy do rodziców Dominiki?
-No co musiałem coś wymyślić żeby tu nie nocować.
-Czy ja coś mówię.
-Wystarczy że tak na mnie patrzysz.- Odpowiedziałem. Dałem Dominice buziaka. Po chwili zasnęła. Ponownie przykryłem ją kocem. Po ponad dwóch godzinach drogi byliśmy w domu. Moja księżniczka spała. Napisałem SMS-a do taty że już jesteśmy. Wziąłem Dominikę na ręce i zaniosłem do domu. Położyłem na łóżku i przykryłem kołdrą. Sam poszedłem wstawić auto do garażu. Potem wziąłem prysznic i położyłem się obok niej. Spało nam się strasznie niewygodnie. Nie miałem nawet jak jej objąć. No cóż widocznie tak być musiało. Po paru minutach zasnąłem.
Kilka tygodni później
Czas leci nam niebłagalnie szybko. Dominika długo nie wytrzymała i po dwóch tygodniach wróciła do pracy. Obiecała że od biurka będzie tylko odchodzić aby zrobić sobie coś do picia albo do toalety. Do tej zasady również się nie przystosowała ale co ja mogłem zrobić przecież jej do biurka nie przykleję choć Paweł z Mikołajem już raz to zrobili. Dominika nieźle się wkurzyła na nich z tydzień ją przepraszali. Właśnie szykowałem się do pracy. Dominika robiła śniadanie.
-Jacek, Jacek chodź tu szybko.- Krzyczała. Bardzo szybko byłem obok niej.
-Co się stało?- Zapytałem, zwijała się w kłębek.
-Zaczęło się Jacek, zaczęło się.
-Ale co?
-Rodzę, dzwoń po karetkę.- Krzyknęła, szybko wykonałem jej polecenie.
-Spokojnie, oddychaj. Głęboki wdech i wydech, wdech i wydech.
-Pewnie przestane oddychać wiesz, przynieś moją torbę do szpitala. Jezu.- Krzyczała wręcz z bólu. Po pięciu minutach pogotowie zabrało ją do szpitala. Pojechałem za karetką, wysłałem jeszcze SMS-y że zaczęła rodzić. Dojechałem na miejsce. Wbiegłem na porodówkę, byłem strasznie przerażony.
-Pan pierwszy raz?- Zapytał mnie mężczyzna. Był wysoki i dobrze zbudowany.
-Tak, a Pan?
-Już trzeci. Synek czy córcia?
-Dwie córeczki.
-O gratuluję.- Mężczyzna uścisnął mi dłoń.
-A Pan?
-Trzech synów.- Odrzekł, z początku myślałem że żartuje. - Mam już trzech synów teraz rodzą mi się dwie córki.
-Oooo, tak jak mi.
-Tak tak jak Panu.- Zapadłą cisza. Po kilku minutach Pojawiła się Daria z Kacprem i Kacper z Moniką. Na końcu w szpitalu pojawili się nasi rodzice. Po trzech godzinach siedzieliśmy już u Dominiki na sali. Miałem na rękach nasze maleństwa. Wszyscy już pojechali, nie chcieli przeszkadzać a Dominika po porodzie musiała odpocząć.
-Mają oczka po tobie.- Powiedziałem spoglądając na Dominikę i dziewczynki.
-Są piękne po nas.- Odpowiedziała.
-Jakie im damy imiona?- Mieliśmy już wszystko przygotowane prócz imion.
-Co proponujesz?
-Gosia i Zosia. Co ty na to?
-Małgorzata nie podoba mi się....może...nie to jest głupie...wymyśl coś lepszego.
-Jagoda.- Powiedziałem wybuchając śmiechem.
-Zabawne, już z nich żartujesz a one nawet nie mają jak się bronić.
-Może Julia...albo Oliwia?
-Nie to są pospolite imiona ja chcę jakieś wyjątkowe.
-To może Zosia i Martynka.
-Pięknie, Zofia Maria Nowak i Martyna Zuzanna Nowak.
-Zosia i Martynka moje małe księżniczki.

-Nasze księżniczki.- Dominika mnie poprawiła. Pocałowałem ją w czółko. Niestety po chwili wpadł do sali lekarz i musiałem wracać do domu. Ucałowałem dziewczynki a z Dominiką pocałowałem się bardzo namiętnie i uciekłem ze szpitala. Wieczorem jeszcze zadzwoniłem do szefowej, wziąłem wolne. Mówiła też coś że wpadnie jutro do Dominiki zobaczyć nasze skarby.